Właśnie do nocy z 9 na 10 lutego w głowach może wybrzmiewać ta klasyczna nutka z programu prowadzonego przez Wojciecha Manna. Bowiem właśnie wtedy podczas 92 ceremonii wręczenia Oscarów, okaże się czy "Boże Ciało" Jana Komasy otrzyma największe wyróżnienie w dziedzinie kinematografii.
Sam obraz wyreżyserowany przez Jana Komasę, ale co też ważne napisany przez Mateusza Pacewicza, jest dziełem wręcz...wybitnym pod pewnym względem. Nie dziwota że został wybrany jako ten jedyny, który ma reprezentować polską sztukę filmową za oceanem. Głęboka historia o dobru w każdym z nas, które jeśli przebije się przez otaczającą i uciskającą nas zawiść i uprzedzenia, potrafi zmieniać świat. Posypane do tego jeszcze nie iskrzącymi, co palącymi się dialogami, które nadają życia dla tych postaci. No ale o samych postaciach, a zwłaszcza o jednej trochę później." Boże Ciało" to także film stworzony pracą relatywnie bardzo młodych ludzi, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod lupę standardy Oscarów, gdzie to czasem grona nominowanych przypominają oddział geriatryczny w polskim szpitalu.
Jednak jest jedna sprawa, która tej pięknej kreacji może skraść nagrodę. Chodzi o tak na prawdę faworyta opinii publicznej w kategorii dla Najlepszego Filmu Międzynarodowego.
"Parasite" w reżyserii Joon-Hoo-Bonga jest z kolei, ciekawą opowieścią o skutkach szalejącego kapitalizmu. W tym koreańskim filmie mamy szeroki przekrój społeczny służący za planszę, w której reżyser szuka tytułowego pasożyta. Zasada kontrastu klasy biednej i bogatej której światy coraz mocniej zaczynają się przecinać, została tu uchwycona z taką pieczołowitością, a jednakowo lekkością materiału, który nie bije widza po oczach nachalnością. Joon-Hoo-Bong umiejętnie także żongluje gatunkami filmowymi, sprawnym slalomem klucząc a to między slapstickową komedią, a to ocierając się prawie że o kino grozy, nie gubiąc między tymi wygibasami głównego wątku i tonu. Dodajmy jeszcze bardzo dobrą grę aktorską kilkunastu aktorów na raz i mamy obraz filmu który nie tylko co dostał nominacje do nagrody za Najlepszy Film Międzynarodowy, ale także do Najlepszego Filmu w ogóle!
Więc co? Fajnie było dostać nominacje, ale dalej to już możemy zwolnić naszą nadzieję? No według wielu głosów i kilku przesłanek to niestety tak. Zaczynając choćby od tego, że "Parasite" zdobył Złotą Palmę za Najlepszy Film na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, a ostatnio także co w kontekście Oscarów ważniejsze, Złoty Glob dla Najlepszego Filmu Zagranicznego. To dwie bardzo prestiżowe nagrody, a pamiętać trzeba iż zdobyte tytuły to jeden z ważniejszych czynników podczas wyboru zwycięzców na Oscarach. Z liczących się nagród to "Boże Ciało" zdobyło tylko Nagrodę Specjalną na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji co w tym aspekcie stawia go na lekko przegranej pozycji. Ponadto porównując te dwa filmy, zauważa się swego rodzaju ubogość w scenariuszu "Bożego Ciała" w stosunku do "Parasite". Zauważa się luki, budzące nadzieję wątki które prowadzą donikąd (wielkie faux paux w opowiadaniu jakichkolwiek historii), czy także niejasne zakończenie, które wygląda na skonstruowane w taki sposób, jakby nie było na nie zbytnio pomysłu.
No i fakt. Jestem w stanie się zgodzić na to że, "Parasite" ma więcej prestiżowych nagród niż "Boże Ciało", a także na to że ma lepszą pierwszą warstwę scenariusza.
No ale właśnie. Pierwszą warstwę. A co z drugą?
Bo druga warstwa scenariusza to taka która ma podłoże symboliczne. Jeżeli jakiś film opowiada opowieść, to sama struktura tej opowieści, jest właśnie tą pierwszą warstwą scenariusza. Ta druga to to wszystko co sama historia chciała nam przekazać między słowami. Korzystając z symboli i skojarzeń, skłania odbiorcę do refleksji i to właśnie ona sprawia że coś wynosimy z filmu i zapamiętujemy go na dłużej. No i w kontekście tych nominowanych do Oscara i ich drugich warstw, to już tak bezdyskusyjnie nie jest. Bowiem fakt, jeden jaki drugi film ma swoją drugą warstwę. Parasite skłania nas ku refleksji nad "krwiożerczym kapitalizmem" który wyzyskując najbiedniejszych, uruchamia w nich ciemniejszą stronę. Jednak szczerze...to trochę już materiał oklepany. I proszę nie zrozumieć mnie źle! Nie mówię tutaj że nie są to problemy które trzeba poruszać, bo są niestety stałe, ciągłe i wymagające powstrzymania. I trzeba się nimi zajmować. Jednak jeżeli mamy wybierać filmy najwybitniejsze, to według mnie powinny też mieć wybitną strukturę scenariusza nie tylko w pierwszej warstwie, ale też i drugiej. I w moim odczuciu to właśnie "Boże Ciało" tutaj góruje! Ze swoją realistyczną wizją dobra, która jakoś nie jest szczególnie często przedstawiana. Z przesłaniem o tym, że dobro może być przekazywane przez każdego. Nawet przez fałszywego księdza, który jest tak na prawdę chłopakiem z poprawczaka. Ale przekazuje to dobro dookoła siebie lepiej niż nie jeden ksiądz po seminarium duchownym. I tym skłania właśnie do refleksji, że skoro dobro może być czynione przez każdego, a nie tylko przez tych co mają na sobie znak "Czynię Dobro!", to czy może lepiej zwyczajnie samemu zacząć je czynić, a nie czekać na to jak zrobi to ktoś ze znaczkiem.
Dodatkowo jest jeszcze jeden aspekt w którym to "Boże Ciało" dominuje nad "Parasite". A jest nim gra aktorska. Bowiem jak już zaznaczyłem, w "Parasite" mamy do czynienia z plejadą bardzo dobrych aktorów, to fakt. Zaś w "Bożym Ciele" mamy dwóch, wyróżniających się aktorów, którzy ciągną cały film, ale za to jak! Zaczynając od Aleksandry Koniecznej, która występuje w roli trudnej, bo bardzo łatwo mogącej zostać potraktowaną po macoszemu, przesadzoną i ostatecznie wręcz ośmieszającą. A dzięki ręki reżysera, ale głównie właśnie dzięki aktorce, dostajemy postać której nie skreślamy, mimo że się z nią pewnie nie zgadzamy. Widzimy jej motywacje, czasem jej ból, który to jest świetnie przedstawiany przez mimikę. Ale to właśnie główna postać jest tutaj gwiazdą, którą jak się ogląda, to odczuwa wręcz wewnętrzny ból, ze względu na myśl, że prawdopodobnie nigdy nie zdobędzie Oscara. Bartosz Bielenia. To co on robi na ekranie, sprawia że zaczynamy się zastanawiać czy oglądamy faktyczny film, czy jakiś reportaż. To jego wejście w postać i zachowanie, czaruje widza. Ba, ja bym chciał pójść na mszę prowadzoną przez Pana Bartosza, by jego energię zobaczyć na żywo, jeśli prowadziłby ją tak jak w filmie!
I ktoś dalej może mówić, że to za mało! Że z tym i tak "Boże Ciało" nie wygra! Może, może. Bo też trzeba pamiętać o tym że wybory Akademii Filmowej rządzą się swoimi prawami i nie dziwotą będzie, jak wygrają choćby "Nędznicy". Ale dobry scenariusz który skłania do nie banalnego myślenia, na pewno nie może przejść obojętnie koło nosa akademików. Tak samo jak gra aktorska głównego bohatera, która często może wywindować film na szczyt co pokazał choćby, nominowany zresztą do statuetki za Najlepszy Film, "Joker".
I jak faktycznie ostateczny wynik pozostaje tak naprawdę nieprzewidywalny nawet biorąc pod uwagę ważne czynniki, to już kwestia dominacji "Parasite" jest dyskusyjna. Pewne jest, że starcie między "Parasite" a "Bożym Ciałem" nie jest potyczką tytana z człowiekiem, ale walką bokserów, którzy stają w ringu jak równy z równym.
Może to moje odczucia które są błędne i w dodatku chyba napędzane "kulturowym patriotyzmem", ale ja i tak będę uważał, że czeka nas na prawdę równy pojedynek i nie ma dominacji żadnej ze stron. Po prostu wygra lepszy!
Więc obserwujmy tą walkę w międzyczasie sprawdzając któryś z filmów, a może nawet jak czas pozwoli to wszystkie. Niech wygra lepszy, a każdy pod swojego faworyta śpiewa:
Szansa szansa szansa
Szansa szansa szansa
Szansa na sukces!
Czasem mam wrażenie, że społeczeństwo to jednakowo najgorsza i najlepsza rzecz, na jaką wpadł Homo Sapiens sapiens.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura