Tak jak w tytule, te dwa hasła nastąpiły po sobie. Tyle, że w "polskich duszach" dzieliło je 5 do 10 lat. Przedwojenna "polska" nagonka na Żydów to rok 1935 i później. Kto był organizatorem? Obwiniani są narodowcy. Lubimy szukać zasad ogólnych, więc poszukano i tutaj szablonu. Narodowcy i już. A faktycznie? Zagórowski lump mógł być zarówno komunistą, narodowcem a nawet świętym tureckim byle pozwolono mu kraść.
Na przykładzie Zagórowa, bo nieco znam te okolice z racji dzieciństwa, mogę stwierdzić - byli to ci sami, którzy w roku 1948 czy 1949 chcieli zlinczować kułaka (mojego dziadka) na jarmarku w Zagórowie, bo rozpoznali w nim kułaka, ponieważ pojechał tam dwoma końmi i bryczką. Zagórów to mieścina niewielka. Kilkanaście kilometrów na zachód od Konina. Stała się sławna na świecie po tym jak opisano ją w New York Times w roku 1936 z racji interwencji polskiej policji po zamieszkach na jarmarku wywołanych przez lumpów chętnych na towary handlujących Żydów zarówno na placu targowym jak i w sklepach. Policja zastrzeliła trzech chuliganów na miejscu a kilku raniła z czego dwóch dołączyło do tych trzech. Żydzi stanowili przez wojną około 30 % mieszkańców Zagórowa. We wspomnieniach Leona Jedwaba można się dowiedzieć, że tłum na jarmarku to około 2000 osób. Leon Jedwab całe to towarzystwo określa jako tych gotowych do najgorszego. Mój dziadek, człowiek starszy i doświadczony, określił łotrów, którzy go chcieli zlinczować i obcięli lejce jako kilkunastu. Reszta się po prostu gapiła. Gawiedź lubi się gapić. Ale nikt poza tymi "komunistycznymi komisarzami" nie był skory atakować. Skończyło się na kradzieży tego co dziadek kupił, obciętych lejcach i wyniesionym przeświadczeniu, że przyszło żyć w ojczyźnie proletariatu a pracowity chłop to wrzód na zdrowym ciele socjalizmu.
A jak było w czasie wojny? Odsyłam do wspomnień Leona Jedwaba. Przy okazji możemy się dowiedzieć jak wyglądały getta żydowskie w małych miasteczkach Varthenland ( Kraju Warty ) i zdziwić się niektórym opisom, bo nie było tam drutów i murów. To były getta otwarte z zakazem opuszczania granic miasteczka dla Żydów. Były też getta wiejskie na przełomie 1940 / 1941. Getto Grodziec. W Grodźcu ( pow. Konin) i okolicznych wioskach rozlokowano Żydów, głównie z Konina. W domu dziadka zakwaterowano liczną rodzinę dość bogatych Żydów. Na strychu ludzie ci umieścili dużo towaru ze sklepu, który mieli w Koninie. Handlowali tym. Igły, nici i inne "mydło i powidło". W roku 1941 ( chyba marzec) dostali rozkaz spakować wszystko i obietnice, że pojadą gdzieś na wschód do tworzonego kraju dla Żydów. Wszyscy skrupulatnie wszystko co mieli spakowali. Moja babcia dała na drogę kilka bochenków chleba. O tych domownikach co byli u mojej rodziny wszyscy w rodzinie wyrażali się dobrze. To byli bardzo pobożni i uczciwi Żydzi. Było też kilkoro małych dzieci.
Dziś wiemy, że ci nieszczęśnicy najprawdopodobniej zginęli w lasach koło Kazimierza Biskupiego. W ramach niemieckiego doświadczenia jak zabijać tanio. Albo zagazowani w t.z.w. "duszobójkach" czyli szczelnych ciężarówkach z wydechem do paki ładunkowej albo w dołach z tlenkiem wapna, gotowani żywcem w czasie lasowania.
Opisałem te getta w małych miastach i getta wiejskie a polecam też te wspomnienia Leona Jedwaba. Nie dają one najlepszego obrazu polskiej społeczności, ale nie dają tez przeświadczenia o jakimś naszym bestialstwie. A już wymysły dzisiejszych znawców tematu, że były getta małych miasteczek za drutami....... no cóż, byle przedstawić Polaków jako wyjątkowych szubrawców, co to pieniądze brali ale chleba nie przynosili. Mogło i tak być, ale nie było drutów.
Inne tematy w dziale Polityka