Decyzją o podaniu się do dymisji zakończyła Pani dalsze poniewieranie sobą przez partyjnych kolegów i koleżanki z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim na czele. W ten sposób uchroniła Pani swoją markę przed kompletnym bankructwem.
W jednej z poprzednich notek napisałem, że na miejscu premier podałbym się do dymisji. Myślę, że większość ludzi, których nie zmusza jakaś bardzo trudna sytuacja życiowa nie pozwoli sobą pomiatać. Chętnych do dokuczania innym i podbudowy swego zakompleksiałego ego kosztem nieszczęścia drugiego człowieka, jest wszędzie dużo. Nie na darmo mamy łacińskie przysłowie "Homo homini lupus est".
Nie należę do elektoratu PiS ( to zawsze zaznaczam ). Dlatego mogę bez emocji oceniać sytuacje wg mojego spostrzegania. Sprawy ogólne ocenić mogę mylnie. Sprawy właściwego zachowywania się ludzi oceniam raczej trafnie, bo mam trochę lat i pewne cechy wynikające z domowego wychowania. Choć, jak każdemu, mnie też zdarzają się wpadki w tej dziedzinie. Ale od razu wiem co niewłaściwego zrobiłem.
To, że dane rządzące ugrupowanie zmienia premiera to nic nadzwyczajnego. Chociaż w tym przypadku zdziwienie elektoratu jest ogromne. Przyczyna - brak jakiegokolwiek powodu. Mało tego. Do ostatniego dnia wychwalanie rządu pod przewodem premier Szydło, jako najlepszego w historii. Lepsze jest wrogiem dobrego - to J. Kaczyński zrozumie po czasie. Ale nie mnie się o to martwić. Problemem jest sposób zmiany. Zrobione to zostało w najgorszy możliwy. W sposób upokarzający osobę, która sama musiała zadbać o przerwanie dalszego upokarzania rezygnując z funkcji. Uratowała swój honor.
A jak mogło być? Po rozmowie w cztery oczy z rozdającym wszystko, czyli prezesem, pani premier zrezygnowałaby sama we właściwym momencie, powołując się choćby na zmęczenie i zły stan zdrowia i objęłaby mniej absorbującą funkcję. Cel byłby osiągnięty. Elektorat nieco zmartwiony zdrowiem już mocno polubionej osoby i jeszcze bardziej oddany partii a pani premier chodziłaby w glorii byłej premier, która tyle dobrego zrobiła ( o czym mówi propaganda PiS ). A teraz? Nawet postawienie pani Szydło na miejscu marszałka sejmu, nie zdejmie z niej odium tej, którą można pomiatać. Jedynie ucieczka do pałacu prezydenckiego pomoże zachować dobry wizerunek.
Najgorszą z możliwych, dla byłej premier rozwiązań, byłaby zgoda na kandydowanie na prezydenta stolicy. Oczywista przegrana i dalsza ścieżka, którą już przetarł nieszczęsny Kazio z Gorzowa. Bez Izabel - oczywiście.
Inne tematy w dziale Polityka