Piszę na blogu pod pseudonimem "Estamos". Po hiszpańsku jesteśmy. Jesteśmy chwilowo, gdzieś tam. Na tym łez padole, czyli Ziemi. Nie pamiętam dlaczego wpisałem "Pesymizm". Wpisałem chyba pod proroczym natchnieniem.
Czy można być optymistą w społeczeństwie, którego elita wykazuje się nieprawdopodobnym ograniczeniem umysłowym? Rozważmy problem. Medycy to najlepiej wykształceni ludzie w społeczeństwie. Ludzie, po których oczekiwałoby się aby "wzięli swoje sprawy swoje ręce". Aby byli sami sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Przecież to jest fach, który najbardziej ułatwia tego typu życiowe status quo. Po co być czyimś niewolnikiem, mając tak wspaniałe wykształcenie? Po co zakładać sobie kajdany dla zysku, który określić można jako - tyciu, tyciu? A jednak. Najlepiej wykształcona elita narodu woli być dobrze płatnym urzędnikiem państwowym niż człowiekiem wolnym.
Czy to jest kompletne zidiocenie "wykształciuchów"? Chyba nie. Jak wykrył noblista z roku 1992 Gary Stanley Becker, ludzie zachowują się tak jakby kalkulowali, choć nie zdają sobie z tego sprawy. Medycy w swoich protestach potwierdzają to spostrzeżenie noblisty.
Wielu z nas ma dzieci, członków rodziny, młodych znajomych, którzy szarpią się "na własnym". Wielu też ma bliskich zatrudnionych w różnych "korpo". Ci młodzi ludzie zarabiają nieźle. Ale jaki kosztem? To jest harówa i brak pewności, że interes będzie trwały, czy pewności, że zatrudnienie nie skończy się jutro. Wypruwają flaki aby utrzymać się na powierzchni. Żyją życiem w miarę dostatnim za wysiłek równy mitycznemu Syzyfowi. Efekt też podobny.
Mamy też w rodzinach dzieci, krewnych, lub znajomych zatrudnionych na urzędniczych państwowych lub samorządowych posadach. Takie najtrudniej dostać. Tu tylko ciocia, wujek, szwagier, serdeczny kumpel może pomóc, aby usiąść na stołku, gdzie pensja już dziś całkiem niezła z zapowiedzią ciągłych podwyżek a obowiązek sprowadza się głównie do picia kawy lub do znoju nikomu niepotrzebnego.
Jak wspomniałem, medycy to ludzie inteligentni. Trudno, aby tacy odbiegali od spostrzeżenia noblisty. Doskonale wyczuwają "dolce vita". Zachowują się tak, jakby kalkulowali. Nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Oj, zdają sobie, zdają. Kto jak kto. Ale oni na pewno.
Po jaką cholerę tyrać na własnym. Ryzykować bankructwo. Odmawiać sobie i rodzinie czasu wolnego. Odmawiać sobie miłych wakacji bez stresu ciągłego myślenia, że za dwa, trzy dni znów kierat, skoro można wywalczyć sobie posady wysoko płatnych urzędników państwowych. A urzędnik państwowy, szczególnie ten wysoko płatny, to szlachcic.
Niestety. Dla zwolenników obecnej opcji rządzącej mam smutną wiadomość. Obecnie rządzący zachowają to, co opisałem powyżej. Pytanie czy to jest tragedią? Tragedią nie. To jest trwanie w europejskiej stagnacji z zachwytem, że chwilowo mamy jeden procent przyrostu PKB więcej niż inni.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo