Najhuczniej obchodzony kiedyś w Sowietach oraz demoludach. Pamiętamy i u nas traumę z jaką musiały raz na rok spotkać się kobiety, nawet w Polsce. Wielu Polaków już "w pracy" zaliczało parę głębszych. Następnie wracało do domów (lub nie) i wręczało żonie goździora z podwiędniętym i wymiętolonym asparagusem. Potem albo pijacki sen albo dalsza balanga w towarzystwie swoich niewiast, choć usługiwanie spoczywało dalej na nich. Ot przyzwyczajenie - druga natura.
W Czechosłowacji (było takie coś) ale głównie w Czechach, był to dzień w którym żony prawie nie widziały mężów. Ten dzień i noc należały się kochance.
Jednak ideał celebry odbywał się w ZSRR. (Wiem z naocznego źródła.) Tam już wcześnie rano mężczyźni zaczynali. U nas wracali z pracy pijani. Tam wcale nie jechali do pracy. Komunistyczna partia ZSRR słusznie przewidziała, że żaden obywatel do pracy w tym dniu nie będzie się nadawał. Balanga trwała od rana. Pod koniec dnia tylko obsługa rakiet z głowicami atomowymi jeszcze troszeczkę kojarzyła kolory guzików. Nie pili też ciężko chorzy, którzy nie dali rady zwlec się z łóżka aby ugasić pragnienie. Nie piło też wiele kobiet radzieckich muszących obsługiwać pijanych chłopów. Dzień kobiet był w Sowietach dla kobiet dniem o charakterze sądu ostatecznego. Oczekiwanym ze strachem ale i nabożnym podnieceniem, że może coś się wydarzy przyjemnego. Może wreszcze ten pijak zapije się na śmierć. A może jakiś order z góry spłynie.
My po zrzuceniu "wyższej" kultury wschodniej wróciliśmy do naszego tradycyjnego, polskiego, nie tylko szanowania ale nawet oddawania czci naszym niewiastom. Choć to święto nie było w naszej tradycji to przecież nigdy za dużo pokłonów dla naszych pań.
Wszystkiego najlepszego
Inne tematy w dziale Społeczeństwo