W poprzednim odcinku obiecałem, że opowiem o tym, jak to – lata przed „sierpniem 80” - w kręgu elit PRL rozprawiano o demokratyzacji systemu. A więc zaczynajmy: mamy oto październik roku 1975, do Józefa Tejchmy (wtedy wiceprezesa rady ministrów, ministra kultury w rządzie PRL i w ogóle wysoko postawionego funkcjonariusza rządzącej partii), wpada na pogawędkę Jan Strzelecki (późniejszy doradca „Solidarności”, wtedy jeszcze członek PZPR, ale frondujący....). Tejchma zapisał w dzienniku takie oto refleksje po tej rozmowie: "Strzelecki mówi, że wkroczenie wojsk radzieckich do Pragi w roku 1968 nadal ogranicza nurt reformatorski. Ludzie szukają u nas kompensacji w lokalnych demokracjach. Dopiero gdy ZSRR wpadnie na pomysł systemu dwupartyjnego, jako formy kontroli władzy, przestanie to być rewizjonizmem. W Polsce nie trzeba wymyślać, bo idea taka dojrzewa" (Józef Tejchma, Kulisy dymisji, s.140). No i proszę: mamy tu coś, co przypomina streszczane w poprzednim odcinku dywagacje „Jadwigi Kwiatkowskiej”: demokratyzacja systemu, jako sposób na kontrolę społeczeństwa (u „Kwiatkowskiej”) czy władzy (u Strzeleckiego), słowem – jako sposób na zapewnienie systemowi większej stabilności i sterowalności.
Oczywiście chciałoby się wiedzieć, w jakich to kręgach dojrzewała wówczas idea „systemu dwupartyjnego, jako „formy kontroli władzy”, ale na ten temat muszę, niestety przedstawić tylko hipotezę. Otóż, przypuszczam, że rzecz omawiano na elitarnym seminarium, które przeszło do historii pod nazwą „czerwonej kanapy”. Seminarium, to funkcjonowało de facto jeszcze od lat 60-tych, grupując „rewizjonistów” partyjnych (choć nie wyłącznie....). Tak owo seminarium opisywał biorący w nim udział prof. Tadeusz Kowalik: „...tacy ludzie jak Ryszard Bugaj i ja braliśmy przez wiele lat udział w seminarium, które ze względu na skład nazywaliśmy „Czerwoną Kanapą”. Z uczestników pamiętam Władysława Bieńkowskiego, Stefana Żółkiewskiego, Jerzego Tepichta, Jerzego Albrechta, Władysława Matwina, Janusza Zarzyckiego, Zofię Zarzycką, Szymona Jakubowicza, chyba Artura Hajnicza, Jana Strzeleckiego, Krzysztofa Wolickiego, chyba Waldemara Kuczyńskiego. Na seminarium tym o różnym składzie, w różnych mieszkaniach dyskutowało się również kwestie polityczne, głównie politykę reform. Ideologicznie największym wzięciem cieszył się tu eurokomunizm, który stwarzał inną atmosferę dla reform”. (za: Co nam zostało z tych lat..., s.100). A znów Magdalena Grochowska, autorka książki o Janie Strzeleckim, tak pisze o (chyba tym samym) seminarium: „Po śmierci Ossowskiego Jan (Strzelecki) przeniósł się do zakładu socjologii IFiS. Sekretarzem wydziału Nauk Społecznych i Humanistycznych PAN jest Stefan Żółkiewski, pod którego skrzydłami odbywa się elitarne, nieformalne seminarium, rewizjonistyczny „Klub Krzywego Koła” w miniaturze. Wśród uczestników Strzelecki, Kołakowski, Baczko, Szacki, Herczyński, Pomian, Kula, Assorodobraj, Jarosławski, Janina Zakrzewska, Tadeusz Kowalik i gospodarz Żółkiewski. Tematy: o teorii narodu; o rewolucji; o polityce naukowej; o pluralizmie politycznym w społeczeństwie socjalistycznym... Będą się spotykać do Marca” (Magdalena Grochowska, Strzelecki. Śladem nadziei)
Grochowska sugeruje, że „marzec 68” oznaczał koniec spotkań „czerwonej kanapy”, ale nie jest to prawda, albowiem spotkania kontynuowano, choć część ich uczestników odpadła (choćby wskutek emigracji). Ale - do rzeczy… Zdaję sobie oczywiście sprawę, że dziś, dla kogoś, kto nie interesuje się zbytnio historią PRL przytoczone przed chwilą nazwiska są w większości anonimowe, ale zapewniam, że w swoim czasie były to postacie ustawione naprawdę wysoko w hierarchii elit PRL, nawet jeśli szczyt wpływów (przynajmniej tych formalnych) miały już za sobą. Wśród uczestników „seminarium czerwonej kanapy” zwraca też uwagę obecność kilku późniejszych doradców „Solidarności”, a możemy do tego grona dodać też (nie wymienionego dotąd) Bronisława Geremka, którego Ryszard Bugaj wspomina tak: „Poznałem Bronisława Geremka chyba w 1971 roku na jakimś kameralnym spotkaniu spiskowym. To była „czerwona kanapa” (nobilitujące było dla mnie, że razem napisaliśmy krótki dokument zatytułowany Alternatywa Socjalistyczna). Geremek był już bezpartyjny i „wchodził w opozycję” (Ryszard Bugaj, O sobie i innych, s.94). Można więc zaryzykować twierdzenie, że „czerwona kanapa” stała się zapleczem kadrowym z którego obficie czerpano powołując doradców dla „Solidarności”, a nawet więcej - sama idea doradców rodziła się w tym właśnie kręgu – tu znów oddajmy głos prof. Kowalikowi: „Powstanie tzw. komisji ekspertów MKS wiąże się z „Apelem sześćdziesięciu czterech”, który sumował zapewne kilka niezależnych pomysłów. Jednym z nich był projekt odezwy programowej, dyskutowany w gronie bezpartyjnej części seminarium zwanego żartobliwie „czerwoną kanapą”. Projektodawcą odezwy był Ryszard Bugaj, który od dawna uważał, że nie ma co czekać na reformatorskie inicjatywy władzy, lecz trzeba przygotować zbiorowy dokument o charakterze programowym” (Tadeusz Kowalik, Wspomnienia ze stoczni gdańskiej).
Dobrze, ale czy to wszystko da się sensownie połączyć do kupy? Czy sprawy, które roztrząsano na „czerwonej kanapie” łączy z „sierpniem 80” coś więcej, niż kilka nazwisk późniejszych doradców związku? Zaistnienie tych ludzi jako doradców „Solidarności” da się przecież wytłumaczyć bardzo prosto: skąd miano ich czerpać, jeśli nie spośród osób, które – z jednej strony – nie były w „twardej” opozycji antysystemowej, ale – z drugiej strony – miały do systemu stosunek krytyczny, a przy tym posiadały znaczącą pozycję społeczną? Tak prosto być mogło, ale sądzę, że mamy tu do czynienia ze związkami na dużo głębszym poziomie. By nie trzymać czytelników w napięciu odpowiem szybko i prosto: moim zdaniem „sierpień 80” zderzył się z innym planem politycznym, a konkretnie z planem modyfikacji systemu PRL w kierunku jego większej „pluralizacji” czy „demokratyzacji”, a więc w kierunku o jakim rozprawiała „czerwona kanapa”. Spodziewany kryzys (wybuch społeczny) byłby zapalnikiem tych zmian, ale kontrola nad „transformacją ustrojową” miała spoczywać w rękach elit. Rozpętany żywioł (jakim okazała się „Solidarność”) posłał te projekty do diabła, ale to już dalsza część historii…
Koś powie – tylko czy w realiach PRL można było tworzyć realne scenariusze (niechby i kontrolowanej) demokratyzacji? OK, przypuśćmy, że na seminarium „czerwonej kanapy” nawet i pogadano sobie o „pluralizmie politycznym w społeczeństwie socjalistycznym”, tylko jakie to miało znaczenie praktyczne? Toć, na gruncie PRL jedynym możliwym „pluralizmem” był ten istniejący, a wyglądający tak: realnie rządziła PZPR, a kwiatkiem do jej kożucha były „stronnictwa sojusznicze”, to jest ZSL i SD. Dorzućmy jeszcze do tego quasi-polityczne formacje „postępowych katolików” z PAX-u, ZNAK-u i innych, no i mamy komplet. Na więcej nie pozwoliliby ani komuniści miejscowi, ani (przede wszystkim) towarzysze z Moskwy... Cóż, sprawy są jednak bardziej skomplikowane, ale o tym pogadamy sobie w kolejnych odcinkach…
Inne tematy w dziale Polityka