Ujawnienie przez Kiszczakową papierów po mężu dało asumpt do zaistnienia całej masy teorii spiskowych, co zresztą nie dziwi, bo też sprawa jest dziwna. Do teorii spiskowych sam mam słabość, ale dla odmiany przedstawię dziś teorię raczej psychologiczą, niż spiskową: być może Kiszczak chciał posłać w świat jakąś wiadomość, a żona spełniła ostatnią wolę nieboszczyka? A jeśli tak, to co to była za wiadomość i kto był jej adresatem? Wałęsa? Nie przesadzajmy. Dzisiejsi obrońcy Wałęsy, przy całym swym zakłamaniu w jednym prawie mają rację: teczki Kiszczaka wnoszą do sprawy Wałęsy niewiele, bo już wcześniej wiedziano iż Wałęsa coś tam donosił. No, ale złożyło się tak, że zaprzecznie tej oczywistości stało się jednym z filarów III RP. Filary III RP Kiszczak miał pewnie w nosie, ale ludzi podtrzymujących te filary – już niekoniecznie i mogła go najść pokusa, by im zrobić brzydki numer na pożegnanie.
Bo, co prawda Kiszczak nie wyglądał mi na kogoś, kogo obchodzi to, co będą o nim myśleć, kiedy umrze, ale może się myliłem, może tkwiła w nim jakaś czekistowska duma podrażniona upokorzeniem z 1989 roku... Tak, tak - ja wiem, że suma sumarum „okrągły stół” był gigantycznym sukcesem bonzów partyjnych z PZPR, i wiem, że Kiszczak też zdawał sobie z tego sprawę. Niemniej, przypuszczam, że dzielenie się władzą i publiczne obściskiwanie się z ludźmi, o których wiedział wystarczająco wiele, by nimi gardzić musiało sprawiać mu przykrość....
A potem siedział sobie w tej „swojej” willi, sączył koniak i patrzył, jak cała masa przeróżnych „autorytetów” kłamie w żywe oczy i brnie w obronę „Lecha” a robią to, bo uważają, że mogą, że zawarto kiedyś jakąś umowę, że wiedzy o przeszłości Wałęsy nie da się solidnie udokumentować, bo papiery albo zniszczono, albo znajdują się one w rękach „ludzi honoru”, a skoro „ludzie honoru” tacy jak Kiszczak gwarantowali, że przy zachowaniu pewnych warunków nic nie wypłynie, to nic nie wypłynie, o ile te warunki będą przestrzegane – a były.
Patrzył sobie na to wszystko Czesław Kiszczak i rósł w nim niesmak, że oni wszyscy uważają go za jakiegoś partnera, a może nawet kumpla... I teraz, tym właśnie ludziom Kiszczak mówi zza grobu: nie pochlebiajcie sobie, nie było żadnego układu. Myśleliście, że byliście dla mnie jakąś „stroną”, jakimiś „partnerami” z którymi zawiera się wiążące umowy? Nic podobnego. Byliście dla mnie pionkami, którymi grałem dopóty było mi to potrzebne, a teraz możecie mnie pocałować w dupę...(1)
Za proste? Zbyt psychologizujące? Możliwe, ale powiadam wam – jeśli piekło istnieje, to dziś po jego posępnych wnętrzach odbija się echem rechot pewnego generała...
1) Tomasz Lis twierdzi, że w dupę to mogą dziś pocałować Wałesę jego dawni i dzisiejsi oponenci. Ja jednak pozostaję przy swoim zdaniu – prawdziwie gorącym towarem do całowania jest dziś dupa Kiszczaka... Smacznego panie Tomaszu...
Inne tematy w dziale Polityka