Wydawać by się mogło, że z antysemityzmem sprawa jest prosta, ostatecznie jeszcze w 1956 roku sam Leszek Kołakowski orzekł: „Kiedykolwiek cień antysemityzmu, choćby najbardziej nikły, przemyka pod bramami naszych domów – uważaj! - kanalia stoi za rogiem, kontrrewolucja obnaża kły”. Te spiżowe słowa powinny zamykać sprawę, ale - jak się okazuje – o antysemityzmie da się powiedzieć dużo więcej. Oto, niewątpliwie znająca się na rzeczy „Gazeta Wyborcza” doniosła o najnowszych badaniach, z których wynika, że antysemityzm występuje w – co najmniej – trzech odmianach, to jest jako antysemityzm tradycyjny, antysemityzm spiskowy i antysemityzm wtórny.
Co do tego ostatniego, to „antysemityzm wtórny” polega na przekonaniu, że Żydzi „wykorzystują wydarzenia z okresu wojny do kształtowania polityki” i właśnie takiemu „antysemityzmowi wtórnemu” hołduje w Polsce ponoć 58 procent ankietowanych. Są to dane przerażające, skoro z nich wynika, że aż 42 procent ankietowanych stanowią idioci - bo ostatecznie trzeba być idiotą, by nie zauważyć, że Żydzi faktycznie „wykorzystują wydarzenia z okresu wojny do kształtowania polityki” (zresztą sami byliby idiotami, gdyby tego nie robili...). Oczywiście możliwa jest też inna interpretacja tych danych, to jest taka, że idiotami jest te 58 osiem procent, które się przyznaje ankieterom do swoich poglądów, jeśli zaś chodzi o resztę, to wie ona swoje, ale siedzi cicho. Niech sobie każdy wybierze co lepsze, a my jedźmy dalej... A więc „antysemityzm tradycyjny” z kolei zasadza się na przeświadczeniu, że „na współczesnych Żydach ciąży odpowiedzialność za śmierć Chrystusa”, oraz na dopuszczeniu możliwości, że „porwania chrześcijańskich dzieci miały miejsce w przeszłości”. Odpowiedzialnością za śmierć Jezusa obarcza współczesnych Żydów 22 procent ankietowanych, czego badający nie mogą zrozumieć (że niby ciągle tak dużo...), podpowiadam więc badaczom trop: jeśli najpoważniejszy ponoć dziennik w kraju publikuje przemyślenia w stylu: „....niektórzy uciekają się do intelektualnych kombinacji, twierdząc, że cały naród nie może ponosić moralnej odpowiedzialności za czyny grupki zbrodniarzy. Otóż może ponosić i ponosi”, to nie dziwmy się, że potem mamy takie efekty, jakie mamy... Co prawda Wojciech Maziarski, którego zacytowałem nie pisał akurat o śmierci Jezusa, tylko o Jedwabnym, no, ale resztę, to już każdy może sobie dośpiewać. Ostatecznie odpowiedzialność zbiorowa albo istnieje, albo nie, a jeśli istnieje, to bądźmy konsekwentni...
Przejdźmy teraz do owych „porwań chrześcijańskich dzieci”, to jest – mówiąc wprost – do mordów rytualnych. O czym właściwie mówimy? Otóż, jak podają podają znawcy tematu, od XII do XIX wieku odnotowano około 154 przypadków oskarżeń Żydów o „mord rytualny”. Ze strony kościelnej potwierdzenie zyskały dwa przypadki: Andrzeja z Rinn i Szymona z Trydentu. Przypadki te opisano jako „poderżnięcie gardła z nienawiści do wiary chrześcijańskiej”; obydwie ofiary beatyfikowano. Dodajmy, że w 1912 ukazało się sporządzone przez uczonego księdza Vacandarda, opracowanie, w którym przeanalizowano najbardziej znane przypadki tego rodzaju oskarżeń. W konkluzji autor orzekł, że... „...nie było mordu rytualnego jako takiego, zorganizowanego przez zwierzchników judaizmu. Jest wielce prawdopodobne, że miały miejsce zbrodnie, niekiedy wyrafinowane i sadystyczne, popełniane na chrzecijanach przez Żydów”. Trudno doprawdy nie uznać, że takie stanowisko jest racjonalne i gdyby mnie ktoś zapytał, czy uważam, że w przeszłości mogły się zdarzać przypadki „porwania chrześcijańskich dzieci” przez Żydów, to musiałbym przyznać, że owszem, podobnie zresztą, jak musiałbym dopuścić możliwość porywania żydowskich dzieci przez chrześcijan (o takich przypadkach też zresztą czytałem, choć nie chodziło o mord, a o chrzest). Co ciekawe, blisko sto lat po księdzu Vacandardzie swoje pięć groszy w kwestii „mordów rytualnych” dodał autor pochodzenia żydowskiego nazwiskiem Ariel Toaff, który – w 2007 roku – wydał książkę pt. „Krwawa Pascha”, w której wywodził, że wśród średniowiecznych Żydów faktycznie mogli istnieć ekstremiści zdolni posunąć się do zbrodni (Toaff bazował głównie na aktach sprawy Szymona z Trydentu). Oczywiście wokół „Krwawej Paschy” zrobił się szum i autor finalnie orzekł, że go źle zrozumiano....
I tu by można nasze rozważania o „mordzie rytualnym” zamknąć, gdyby nie wpadła mi ostatnio w ręce książka pt. „Kod Estery. Purim 1946 – a jeśli wszystko zostało zapisane?”(zaznaczam, że autorzy – Bernard Benyamin i Yohan Perez – są pochodzenia żydowskiego, więc od tej strony nie można ich zachaczyć...). Tytuł, rzecz jasna odnosi się do biblijnej „Księgi Estery”, którą wszyscy chyba powinni znać, ale mówią, że żyjemy w czasach upadku edukacji, więc krótko przedstawię treść tej księgi. Opowiada ona taką historię: dawno temu niejaki Haman, dostojnik na dworze perskiego króla Aswerusa umyślił sobie urządzić rzeź Żydów. Tu do akcji wkroczyła żydowska nałożnica króla, czyli właśnie tytułowa Estera, która tak się zakręciła przy królewskim uchu, że koniec końców powieszono Hamana, jego synów oraz stronników... I właśnie z tego pogromu swoich wrogów Żydzi cieszą się już drugie tysiąclecie obchodząc święto Purim, zaś imię Hamana stało się symbolem nieprzyjaciela zagrażającego „narodowi wybranemu”. Jeśli się to komuś skojarzyło z Hitlerem, to słusznie, bo autorzy „Kodu Estery” snują właśnie takie metafizyczne analogie skupiając się na egzekucji nazistów osądzonych w Norymberdze. Otóż, jak piszą, tamtą egzekucję wykonano 16 października 1946 roku według kalendarza gregoriańskiego, czyli – według kalendarza żydowskiego – 21 dnia miesiąca tiszri 5707 roku, to jest, jak raz w dniu żydowskiego święta Hoszana Raba. A co to za święto? W tym miejscu muszę oddać głos cytowanemu w „Kodzie Estery” profesorowi Mordechajowi Neugroschelowi, który ponoć zna się na rzczy. Prof. Neugroschel wyjaśnia:
„Hoszana Raba przypada siódmego, ostatniego dnia święta Sukkot. Stanowi jeden z Dni Trwogi, w trakcie których Osąd dokonany w Rosz Haszana (Nowy Rok) i zawieszony na czas Jom Kippur (Dzień Pojednania), wchodzi w życie. Chodzi o boski akt dotyczący całej ludzkości, szczególnie jednak nie-Żydów, a wśród nich tych, którzy planowali porwać się na cały naród żydowski. „Sąd nad narodami został ogłoszony, jak mówi Zohar, a wyroki wydane przez Tron niebieski i wykonane tego samego dnia”. Zwyczaj każe okrążyć izbę i uderzać o podłogę gałązkami wierzby, wypowiadając słowa: „Izrael zwyciężył, Izrael zwyciężył” (Psalm 26, werset 6). Oznacza to (…), że skazani na śmierć w Norymberdze zostali powieszeni w dniu, kiedy Bóg po osądzeniu wrogów naszego ludu wykonuje swój wyrok”.
Tyle profesor Neugroschel, a my zastanówmy się co począć z osobliwą koincydencją pomiędzy świętem Hoszana Raba, a powieszeniem nazistów... Oczywiście możliwości jest wiele. Po pierwsze sprawa może być w ogóle dęta, to znaczy autorzy „Kodu Estery” celowo lub mimowolnie napisali bzdury. Co do tej mimowolności, to mam wątpliwości, ale celowe wciskanie kitu jest teorią do rozważenia. Ostatecznie od kiedy Dan Brown zbił fortunę na „Kodzie Leonarda da Vinci”, całe hordy jego epigonów próbują powtórzyć ten numer mnożąc przeróżne kody niczym króliki z kapelusza... „Kod Estery” może być takim właśnie odpryskiem Dana Browna i to dość bezpiecznym, bo – ostatecznie - kto się zna się na żydowskim kalendarzu liturgicznym, albo komu się będzie chciało sprawdzać, czy cytowani w książce eksperci w ogóle istnieją? (nawet mnie teraz nie chce się wpisywać ich nazwisk do Google....). W grę może też chodzić przypadek, na który zawsze da się zwalić wszystko, ale są przypadki mniej i bardziej prawdopodobne, a tu mielibyśmy do czynienia z tym drugim wypadkiem... Kolejna ewentualność to cud i właśnie w tym kierunku uderzają autorzy książki, ustami swych rozmówców oznajmiając, że z „Księgi Estery” przy pomocy różnych kabalistycznych operacji da się wyciągnąć proroctwo holokaustu i tego, co będzie później, i, że jest w tym coś nadprzyrodzonego... Cóż, kto chce, niech wierzy, ale są złośliwcy, którzy twierdzą, że przy pomocy kabalistycznych operacji da się wyciągać różne nadzwyczajne rzeczy z każdego dłuższego tekstu (zdaje się nawet, że chcąc pognębić autora książki pt. „Kod Biblii” wyciągano proroctwa z „Moby Dicka”, ale może tu coś mieszam, bo to dawno było...). Pozostaje wreszcie możliwość prozaiczna, że – po prostu - komuś bardzo zależało, by egzekucja nazistów wypadła akurat w dniu święta Hoszana Raba, i, że był to ktoś na tyle wpływowy, by postawić na swoim (zresztą w tamtej sytuacji nie musiało to być trudne). I – podobnie – jeśli Juliusz Streicher pod szubienicą wykrzykiwał „To jest Purim 1946!”, to nie dlatego, że był tak wybitnym znawcą kultury żydowskiej (choć diabli go wiedzą....), ale dlatego, że go ktoś mu przed egzekucją wygłosił mały wykład - co by mu się bardziej świadomie umierało... Komu mogło na czymś takim zależeć, tego nie wiem, ale nie zdziwiłbym się, gdyby chodziło o jakieś kręgi żydowskie. Po powieszonych nazistach płakać nie zamierzam, ale jeśli było tak, jak przypuszczam, to chyba ocieramy się o coś bliskiego „mordowi rytualnemu?
PS
A co z „antysemityzmem spiskowym?” - ktoś zapyta. Nic. Zostawiam go na inną okazję.
Uwagi bibliograficzne
Talmudyczne rozważania o różnych odmianach antysemityzmu można znaleźć w „GW” z 18.01.2014 roku (Paweł Wroński, Biedni Polacy kontra mordercy Chrystusa), cytat z opracowania księdza Vacandarda pochodzi z książki „ Historia antysemityzmu”, autorstwa Francoisa de Fontette, „Krwawej Paschy” Ariela Toaffa, rzecz jasna po polsku nie wydano, ale jej fragmenty są do przeczytania w drugim tomie dzieła „Judaizm zdemaskowany” Michaela Hoffmana. Jeśli zaś chodzi o „Kod Estery”, to uprzedzam, że należy on do przeklętego gatunku książek, które mają stron trzysta, a których istotna treść da się zmieścić na stronach siedmiu (słowem – jej większość stanowią wypełniacze...).
Inne tematy w dziale Kultura