Sypią się gromy na sędziego sądzącego „doktora G.”, a ja pytam – co on mógł zrobić nieszczęsny? Zgubić siebie i rodzinę? Postawcie się na jego miejscu. Jesteście stosunkowo młodym sędzią, który chce się utrzymać w zawodzie, a przy tym zdaje sobie sprawę na jakim świecie żyje. Spada na was sprawa, od prowadzenia której wymigali się pewnie wszyscy, którzy mogli się wymigać. Wiecie oczywiście, że nie jest to zwykła sprawa – oskarżonego wzięły na sztandary różne potęgi. Rozumiecie czego te potęgi od was oczekują, ale – z drugiej strony – jest materiał dowodowy, którego nie da się zlekceważyć, już choćby dlatego, że oskarżony ma też wrogów, którzy co prawda nie są tak potężni jak jego przyjaciele, niemniej jakiś tam potencjał mają... Jest to tzw. „kwadratura koła”, z której dobrego wyjścia brak, pozostaje więc operowanie w ramach „mniejszego zła”. Rozważmy ewentualności... Wydajecie wyrok nie dając nic sojusznikom oskarżonego. Sojusznicy są mściwi... Ich predatorzy przekopują się przez wszystkie sprawy, które dotąd prowadziliście, a najmniejsze uchybienie (lub coś, co da się tak przedstawić) komentują w dużych mediach sławni profesorowie zaprzyjaźnieni z przyjaciółmi oskarżonego. To nie wszystko – wasza rodzina i znajomi zostają sprawdzeni do czwartego pokolenia wstecz, a wyniki tych poszukiwań też ekscytują „duże media”. A coś zawsze się znajdzie - może dziadek kuzynki był volksdeutchem, albo może stryj teściowej koleguje się z kimś z PiS... Chcielibyście czytać o tym na łamach „GW”? Nie chcielibyście oczywiście. Więc może oskarżonego – po prostu – uniewinnić? To znów byłby numer za gruby -służby, jak na złość nazbierały taką masę dowodów, że samych nagrań starczyłoby na wieloodcinkowy serial... Wrogowie oskarżonego (czy raczej wrogowie jego sojuszników) zaraz to wyciągną, a choć ich media nie są tak duże, jak media sojuszników oskarżonego, to jednak mają pewną siłę rażenia... Cóż więc robić? Manewrować! Wyrok, owszem dajemy, ale niski (wyrok niski jest łatwiejszy do obrony, niż brak wyroku), a w mowie końcowej bijemy nie tylko we właśnie skazywanego, ale też w tych, którzy go przed sąd przyprowadzili... Oczywiście, że w ten sposób robimy ukłon, ku jednej ze stron, czego strona druga nam nie daruje, ale też dlatego kłaniamy się ku stronie silniejszej (a więc wyrok jest naprawdę mały, a słowa potępienia dla „prześladowców” oskarżonego naprawdę mocne...). W ten sposób robimy wszystko, by ograniczyć straty i pozostaje tylko czekać, co z tego wyniknie...
PS
Okazało się jednak, że to wszystko za mało... Biednemu sędziemu nie pozostało więc nic innego, jak silniej przylgnąć do strony, którą wybrał na sojusznika. Tak chyba należy interpretować doniesienie: „Przekroczenie uprawnień CBA i fałszywe zeznania w sprawie dr. G.? Sędzia zawiadomi śledczych”.
Inne tematy w dziale Polityka