Chciałem... Naprawdę chciałem, opierając się na doniesieniach „głównego nurtu” pozbyć się wątpliwości co do tych śladów trotylu znalezionych, lub nie znalezionych na smoleńskim wraku... Próbowałem, niczym, za przeproszeniem jakiś Kartezjusz oprzeć się o takie czy inne pewniki, by dojść do czegoś niepodważalnego, i …... z tego wyszło. Bo cóż my właściwie wiemy, i co z tego wynika?
Co wiemy... Wiemy, że prokurator Szeląg potwierdził iż polska ekipa znalazła na wraku tupolewa „wysokoenergetyczne cząteczki” mogące być śladem materiałów wybuchowych, ale też całej masy innych substancji, takich np. jak PCV czy organiczne składniki gleby...
Wiemy, że prokurator Seremet opowiedział o tym znalezisku premierowi, jak mówi sam prokurator: „uprzedziłem o tych faktach mając na uwadze relacje międzynarodowe”
Wiemy, że członek komisji Millera, doktor Lasek twierdzi jakoby eksperci tej komisji badając różne próbki nie natknęli się na żadne ślady materiałów wybuchowych. Lasek powołuje się przy tym na badania Instytutu Chemii i Radiometrii.
Pytanie brzmi: po co Seremet poszedł do Tuska? By mu powiedzieć: „na wraku znaleziono ślady namiotu z PCV... . Albo ślady gleby.... ., No – może ślady trotylu.... Ewentualnie ślady perfum.... „? Tu jednak zaczynają się kłopoty, bo namioty, gleba czy kosmetyki to oczywiście sprawy poważne, ale przecież nie do tego stopnia, by w śladowych ilościach wpływać na „relacje międzynarodowe”... Ślady materiałów wybuchowych na szczątkach samolotu, to inna sprawa... Można więc zakładać, że prokurator Seremet bardzo poważnie traktuje ewentualność, że to jednak był trotyl.... Lub coś wybuchowego, trotylopodobnego... No dobrze, ale na jakiej podstawie? Eksperci prokuratury dopiero się rozkręcają, ale komisja Millera ogłosiła już raport, a eksperci tej komisji orzekli, że śladów materiałów wybuchowych na wraku nie było. Co prawda prokuratura prowadzi swoje działania „obok” komisji Millera, niemniej – jej ustalenia powinna znać. Czy eksperci komisji Millera też natknęli się na owe „wysokoenergetyczne cząsteczki”, po czym wzięli je pod lupę i orzekli, że to ślady namiotu, gleby, perfum.... No, w każdym bądź razie orzekli, że nie są to ślady materiałów wybuchowych? A może badacze Millera żadnych wysokoenergetycznych cząsteczek nie znaleźli? W pierwszym przypadku Seremet nie miał powodu, by zawracać Tuskowi głowę (przynajmniej do czasu podważenia ekspertyzy ekspertów od Millera, przez ekspertów prokuratury...). Bo i po co biegać do premiera z rewelacją, która rewelacją jeszcze nie jest (i nie wiadomo czy nią będzie)? Cząsteczki wysokoenergetyczne? Znamy, znamy – jedni eksperci już rzecz badali, i nie było to coś na miarę „relacji międzynarodowych”... A jeśli eksperci Millera z cząsteczkami się nie spotkali? Tu otwiera się całe pole możliwości... Może byli to marni eksperci? A może fatalnie pobrali próbki? A może cząsteczki pojawiły się na wraku już po ich badaniach? A może coś odkryto, ale odkrycie zatajono? A może badanie nie było tak sumienne, jak się nam mówi? Dałoby się tu nieźle pospekulować, ale zadowolimy się konstatacją: nie wiadomo, czy eksperci Millera stawili czoło problemowi „cząsteczek wysokoenergetycznych”. Owszem – twierdzą, że nie znaleźli śladów materiałów wybuchowych, ale to przecież nie to samo. A czytałeś dokładnie raport Millera? – zapyta w tym miejscu złośliwy czytelnik – może tam wszystko jest, a ty leniwy autorze czegoś nie doczytałeś, albo nie zrozumiałeś... Fakt jest faktem – raportu Millera nie zgłębiałem (i tak nie byłbym w stanie go ocenić, jako laik), zwracam jednak uwagę, że w tej sprawie nie powołują się na raport nawet ci, dla których jest on niczym pismo święte. Drobny przykład: o ile pamiętam, w dniu ogłoszenia tekstu Cezarego Gmyza „Gazeta Wyborcza” z miejsca o doniosła, że w raporcie Millera stoi, iż na wyposażeniu tupolewa były jakieś ładunki pirotechniczne – więc może to one wybuchły i stąd te ślady... Oczywiście taka teoria podważa rzetelność badań, które takich śladów wcześniej by nie wykazały, ale nie wymagam od wyrobników „GW” żelaznej konsekwencji w chwilach napięcia. Wymagam jednak od nich znajomości dokumentu, na który się powołują. Tymczasem wyprodukowano masę teorii z góry wyjaśniających ewentualną obecność śladów trotylu na wraku, a zaniedbano rzecz tak banalną, jak zacytowanie fragmentu ekspertyzy komisji Millera rozprawiającej się z „wysokoenergetycznymi cząsteczkami” … Chyba, że czegoś takiego zacytować nie sposób, bo nic podobnego nie istnieje. Do tego punktu doprowadziły mnie moje „medytacje seremetowskie”....
Inne tematy w dziale Polityka