Całe szczęście, że w niepewnym świecie pewne rzeczy są jednak dość pewne. Gdy na przykład odbywają się jakieś duże zawody w piłce nożnej, to można być pewnym, że polski zespół najdalej po trzech meczach będzie po zawodach (o ile na nich w ogóle występuje), a gdy zagrożone jest dobre imię III RP to można być pewnym, że wkrótce w okolicy pojawi się prof. Sadurski. Piłkę nożną sobie dziś darujmy (polski zespół jest już po zawodach), ale profesorem się zajmijmy. Otóż, od pewnego czasu profesor Sadurski zagiął parol na tych, którzy nie chcą wierzyć, że Sławomir Petelicki popełnił zwykłe samobójstwo. Metoda walki ze zwolennikami „teorii spiskowych” tym razem jest oryginalna, profesor sięga bowiem a to po operę „Toska”, a to po „Zemstę” Fredry i usiłuje nimi kłóć wroga. Cóż, skorośmy weszli na teren sztuk pięknych, to ja też przyjmę tę konwencję zaproszę profesora do kina. Oczywiście profesorom nie wypada proponować byle czego, więc wybrałem film ambitny, a mam na myśli film Istvana Szabo pt. „Pułkownik Redl”. Poza wszystkim innym film ma i ten smaczek, że bazuje na prawdziwej historii, tak się bowiem składa, że pułkownik Redl istniał naprawdę. Nie będę udawał,że długo i wytrwale badałem dzieje jego życia. Szczerze mówiąc, piasząc, co piszę korzystam z pomocy docent Wikipedii, a ponieważ z jej pomocy każdy może skorzystać w każdej chwili, więc nie rozpisując się ponad miarę streszczam podstawowe fakty.
A więc, pułkowik Alfred Redl był oficerem austro-węgierskiego kontrwywiadu, a poza tym – rosyjskim szpiegiem (nawiasem mówiąc, Rosjanie pozyskali Redla wykorzystując fakt, że miał on ciągoty homoseksualne). Po kilku latach owocnego uprawiania szpiegowskiego procederu Redl został wreszcie rozszyfrowany, nie chciano jednak sprawy wyciągać na światło dzienne (wychodząc chyba z założenia, że jest zbyt kompromitująca dla Cesarstwa). Krótko mówiąc Redl miał umrzeć nie przed lufami plutonu egzekucyjnego czy na szafocie, lecz niejako „prywatnie”(jak podpowiada mi docent Wikipedia sam Najjaśniejszy Pan miał powiedzieć: „Załatwić tak, by nikt się nie dowiedział”). I faktycznie – w maju 1913 roku Alfred Redl popełnił samobójstwo, zresztą popełnił je w sposób podobny do tego, w jaki sto lat później popełni je (czy „popełni”) generał Petelicki, to jest strzelając sobie z pistoletu w łeb... No, ale oczywiście życzeniu Najjaśniejszego Pana nie stało się zadość i sprawa wypłynęła, dzięki czemu Istvan Szabo mógł nakręcić swój film, do którego ja mogę się teraz odwoływać...
Czego uczy nas smutna historia pułkownika Redla? Między innymi tego, że istnieją „wymuszone samobójstwa” oraz śmiertelnie niebezpieczne uwikłania. Austro-Węgry nie były tu czymś wyjątkowym. Zaryzykuję twierdzenie, że w każdym kraju znalazłoby się sporo „śmiertelnych tajemnic”, a szczególne zagęszczenia ich nosicieli występują są w służbach specjalnych i ich okolicach. Taki to już po prostu fach... I dlatego, gdy ginie ktoś mocno osadzony w tych kręgach, czymś naturalnym jest zastanawianie się nad tym, czy aby nie ma tu jakiegoś drugiego dna... Tak jest nawet w poczciwej Szwajcarii, więc co tu gadać o krajach mających za sobą kilkadziesiąt lat „realnego socjalizmu” i „transformację ustrojową”... To co piszę, jest w sumie banalne, ale przy tym zdrowo rozsądkowe. Irracjonalne jest natomiast odrzucanie z marszu teorii głoszących, że za śmiercią Petelickiego może stać coś innego – poza sprawami osobistymi. Przepraszam, ale nawet jeśli to było samobójstwo, to co wiemy o jego tle? Profesor Sadurski zdaje się twierdzić, że III RP nie ma „śmiertelnych tajemnic, że nie występują na jej obszarze ciemne interesy, niebezpieczna wiedza, spiski czy intrygi... Choć może inaczej – nie ma w III RP „śmiertelnych tajemnic”, których bezpośrednie lub pośrednie rażenie uderzałoby w ten odłam establishmentu, z którym czuje więź prof. Sadurski. Nie, nie sugeruję, że profesor czuł się jakoś związany z Petelickim. Idzie raczej o to, że spiskowe teorie związane ze śmiercią Petelickiego „psują klimat” w Polsce Tuska, Michnika, Kwaśniewskiego... … … i Sadurskiego. Jest to poniekąd zrozumiałe, ale przykro patrzeć jak profesorowie toną w odmętach rzeczywistego lub udawanego irracjonalizmu. Dlatego obmyśliłem „kurację przez sztukę”, której elementem jest zaproszenie profesora Sadurskiego do kina na „Pułkownika Redla”..
No dobrze, nie grają tego w kinach od 25 lat, ale istnieje coś takiego jak DVD...
PS
http://www.youtube.com/watch?v=f95mIvnjF-c
Inne tematy w dziale Polityka