Jak wiadomo w czasie II wojny światowej Amerykanie chcieli bombardować Japonię nietoperzami. Szło o efekt psychologiczny – Japończycy uważają ponoć, że nietoperz zwiastuje nieszczęście, więc nagłe wyrojenie się nietoperzych stad mogłoby poddanym cesarza skwasić humory... Ku uciesze obrońców praw zwierząt niewiele z tego wszystkiego wyszło, okazało się bowiem, że nietoperze fatalnie znoszą podróże lotnicze. Tak czy owak, coś mi mówi, że gdyby Japończycy dowiedzieli się o amerykańskich pomysłach i głośno je oprotestowali, to Amerykanie szli by w zaparte wołając z niewinnymi minami, że mają do czynienia ze sfiksowanymi zwolennikami teorii spiskowych. I większość ludzi, kierując się tzw. zdrowym rozsądkiem faktycznie uznałaby, że Japończycy popłynęli za daleko... Robienie z nietoperzy wojsk desantowych? Tylko skończony kretyn uwierzy w coś podobnego!
A jednak...
Po co wyciągam te historyczne anegdoty? Ano po to, by powiedzieć, że w okolicach służb specjalnych rodzą się czasem pomysły o których się filozofom nie śniło w związku z czym warto zachować zdrowy sceptycyzm i nie odrzucać teorii spiskowych z marszu. Weźmy chociażby głośną smoleńską „sztuczną mgłę”. Jest to teoria bodaj najgruntowniej obśmiana przez różnych wesołków na etacie, a tymczasem – cóż w niej takiego nieprawdopodobnego? Zadymienie kawałka terenu czymś, co z grubsza przypomina mgłę, nie jest żadnym wyzwaniem dla współczesnej armii. Dość wybrać się na dowolny poligon i naoglądamy się do rozpuku przeróżnych „zasłon dymnych”. Ktoś powie, że taka „mgła” to bardzo niepewne narzędzie zamachu, bo to i wiatr może nagle zawiać, i piloci mogą się spisać lepiej, niżby się zamachowcy spodziewali... Wszystko to prawda, ale może nie chodziło o zamach? Może chciano po prostu samolot z prezydentem przepłoszyć? A zepsujmy Kaczorowi wizytę! „Dobrzy Polacy” mieli sukces 7 kwietnia, „rusofoby” niech się wyłożą trzy dni później... Niech Kaczyński tłucze się parę godzin z innego lotniska, niech na niego czekają pod Smoleńskiem, niech media mają używanie... Kuszące? Kuszące, tym bardziej, że było jasne jakiej reakcji można by się w Polsce spodziewać...
Wyobrażam to sobie tak: gdzieś w Moskwie lub innym rosyjskim mieście działa pewnie jakiś „polski wydział” monitorujący życie naszego pięknego kraju. Oczywiście nie jest to największy z tego rodzaju „wydziałów”, bo Polska to nie Ameryka, ale nie popadajmy w nadmierne kompleksy. Coś tam jednak dla Rosjan znaczymy. Raz, że Polska leży między Rosją a resztą Europy, a dwa, że w spadku po Związku Sowieckim zostały u nas Rosjanom takie aktywa, że grzech byłoby nie korzystać... Zresztą w tym przypadku żadne specjalne aktywa nie byłby potrzebne. Wystarczy, że ktoś tam czytuje parę większych polskich gazet i ma podgląd co większych polskich telewizji, by przewidzieć, jak świetnie – z punktu widzenia Rosji – zarezonowałby w polskich mediach taki kiks („he, he, Kaczorowi znowu się płetwa powinęła...”). Rosjanie robią więc pod Smoleńskiem „załamanie pogody”, centrala każe kontrolerom dopuścić Polaków do „wysokości decyzji” (niech decyzja o odwrocie będzie cała po polskiej stronie), ale dochodzi do „wypadku przy pracy”, którego efekty znamy...
Wbrew porykiwaniom postkomunistycznych mediów jest to całkiem racjonalna teoria (nie takie numery robi się na tym łez padole), niestety ma ona co najmniej jeden słaby punkt. Nie wyjaśnia mianowicie skali destrukcji samolotu. Dopóki więc ktoś przekonująco nie wyjaśni jak - w sposób „naturalny” - Tupolew rozprysnął się na tysiące kawałków, dopóty racjonalna i wielce prawdopodobna teoria „sztucznej mgły” stać będzie pod znakiem zapytania...
Inne tematy w dziale Polityka