„Zapowiada się hit!” (GW), „Na takiego „Króla czekaliśmy” (Onet), „Król” zachwyca (Wirtualne Media), „Król to pierwszy polski serial historyczny, który nie rozczarowuje” (Newsweek), „To będzie serialowy hit jesieni, a może i roku” (Na Temat) – wszystko to są wyjątki z (wstępnych) recenzji serialu „Król” wyprodukowanego przez Canal + (reżyseria Jan Matuszyński, scenariusz na podstawie powieści Szczepana Twardocha pt. „Król”). OK, popatrzmy więc, co się tak bardzo chwali – tak się składa, że widziałem wszystkie (trzy) pokazane dotąd odcinki. Serial faktycznie zrobiony jest na bogato, wyraźniej intrygi, co prawda tam nie ma, i mamy do czynienia raczej ze zbiorem scen rodzajowych (chociaż tu coś się zaczyna zmieniać), a aktorstwo jest przerysowane, ale, cóż - taką przyjęto konwencję (powiedzmy – komiksową) i w sumie można to kupić (choć PRL-owska i uboższa „Kariera Nikodema Dyzmy” pozostaje niepobita). Ale co z treścią? Z tym jest ciekawie, zwłaszcza, że recenzenci (przynajmniej niektórzy) doszukali się w serialu aktualnych odniesień.
Odważne są to stwierdzenia, zważywszy na fakt, że serialowa Warszawa żyje pod regularnym socjalistyczno-żydowskim terrorem, co gorsze - terrorem osłanianym przez państwo. Nie przesadzam – tak to właśnie wygląda. Owszem, są też źli narodowcy (akcja serialu dzieje się w 1937 roku – ONR był już wtedy nielegalny i rozbity na odłamy, zakładam, że ci z „Króla” należą do „Falangi” Bolesława Piaseckiego). Narodowcy są oczywiście antysemitami, nie stronią od przemocy, chcą rządów |twardej ręki” ale – gdzie im tam do socjalistów i Żydów – to oni rządzą miastem. A narodowcy? Poza wszystkim innym – narodowcy są ciągle bici. Gdy np. narodowcy organizują demonstrację, to z miejsca łomot spuszczają im socjaliści do spółki z policją, a potem przynajmniej jeden z narodowców trafia do Berezy Kartuskiej, gdzie znęcają nad nim sadystyczni strażnicy, podczas gdy bojówkarze socjalisyczni są wyciągani z aresztu przez wysoko postawionych protektorów (serial, jak wspomniano, ma podobno „liczne odniesienia do współczesności” – no, może i faktycznie…). Idźmy dalej. Narodowcy biją Żydów przed bramą uniwersytetu? Wkrótce potem na wykład wbija socjalistyczno – żydowskie komando i uczestniczący w biciu Żydów narodowiec zostaje efektownie skopany na oczach publiczności. Jakiś antysemita publikuje w organie narodowców artykuł o tym, że Żydów należy zwolnić z armii i zbudować dla nich obozy pracy? Z miejsca wizytę składa autorowi żydowski gangster, po czym antysemita zostaje zapakowany do bagażnika samochodu, i dostarczony w ręce Żyda-psychopaty granego przez Borysa Szyca. Doprawdy – w takim mieście to już lepiej być raczej Żydem, niż antysemitą, a już najlepiej, to być socjalistą. Socjaliści bowiem żyją sobie świetnie z całej tej gangsterki – ich przywódca, Kum Kaplica, ma gębę pełną socjalistycznych frazesów i czasem nawet rzuci jakiś ochłap proletariatowi (darmowa zupa), ale na co dzień czerpie zyski z dojenia tych nieszczęśników,ściągając z nich haracze i to żyje tak, że daj nam panie Boże - willę Kum Kaplica ma nawet nie burżujską, ale wręcz patrycjuszowską (podobno w młodych latach Twardoch orbitował gdzieś w okolicach „Frondy”, ale chyba musiał otrzeć się i o „Najwyższy Czas!”…).
Reasumując, Warszawa w „Królu” to miasto, w którym pierwsze skrzypce gra socjalistyczno-żydowski gang mający polityczną „kryszę”, co zapewnia mu bezkarność… Jest to więc miejsce mocno zgangrenowane i gdy w trzecim odcinku pułkownik Koc (?) bierze się na poważnie za organizowanie zamachu stanu, to trudno mu nie kibicować skoro stan państwa jest już taki, że sam premier w sposób jawny osłania terroryzujących stolicę gangsterów, a ci rozzuchwalili się do tego stopnia, że - jak wspomniano – potrafią w biały dzień wpaść na uniwersytet, przystawić pistolet do głowy wykładowcy i skatować studenta, który może i sam miał sporo na sumieniu, ale przecież to nie usprawiedliwia gangsterskich samosądów (wiem, że postać Kuma Kaplicy wzorowana jest na autentycznej postaci „Papy Tasiemki|, ale czy „Papa Tasiemka” robił takie numery? Nie wiem, nie sądzę…)
Przejdźmy teraz do Żydów. Dwaj główni bohaterowie żydowscy płci męskiej są tacy:
1. Jakub Szapiro – bokser, ale przede wszystkim gangster i prawa ręka Kuma Kaplicy. Nie liczyłem niestety, w ilu morderstwach i pobiciach brał udział w ciągu tych trzech odcinków, ale było tego sporo (zwłaszcza pobić).
2. Mosze Bernsztajn - wywodzący się z żydowskiej biedoty młodzieniec . Jego ojciec wisiał jakąś sumę Kumowi Kaplicy, a ponieważ nie mógł jej spłacić, więc ludzie Kaplicy go zabili, poćwiartowali, a potem te kawałki utopili w rzece. Robiącą wszystkie te straszne rzeczy ekipą dowodził zaś Jakub Szapiro. Mosze niby zdobywa się na próbę na zemsty - atakuje Szapirę nocą, na ulicy - , ale gdy zemsta mu nie wychodzi dziwnie szybko przyjmuje opiekę ze strony zabójcy ojca i wchodzi w gangsterski świat jak w masło (być może koniec, końców okaże się, że zrobił to, by uśpić czujność morderców, ale - póki co – jest jak jest...). W odcinku trzecim Mosze na gangsterskiej ścieżce jest już tak daleko, że odciąża Szapirę przy kopaniu ich kolejnego „klienta” (tym razem nie chodzi jednak o narodowca, ale o zwyrodnialca, który skatował prostytutkę).
Pierwszym głównym bohaterem żydowskim jest więc zdemoralizowany stary gangster, a drugim – szybko się demoralizujący gangster młody. Bohaterki kobiece wypadają na tym tle lepiej, ale tylko trochę skoro pierwsza z dwóch głównych bohaterek żydowskich to właścicielka domu publicznego, a druga, to żona Szapiry, której jakoś niespecjalnie przeszkadza fakt, że jej luksusowe życie opiera się na krwawej forsie dostarczanej przez męża. Tak to wygląda i gdybym nie wiedział, że za scenariuszem stoi Twardoch, to bym pomyslał, że przy pisaniu czynni byli Korwin-Mikke (kawałki o socjalistach) i Leszek Bubel (część żydowska). Ale tak naprawdę wszystko to przypomina jeszcze coś innego….
Zastanówmy się bowiem, czego o Żydach mógł się dowiedzieć czytelnik szerzącej „antysemickie stereotypy” polskiej narodowo-radykalnej prasy w roku - powiedzmy – 1937? Ano tego, że Żydzi i socjaliści trzymają ze sobą, że Żydzi grają pierwsze skrzypce w przestępczym półświatku, że szerzą demoralizację a poza tym że zajmują miejsce Polaków w różnych ważnych miejscach, nie identyfikując się przy tym z miejscem zamieszkania, co jest dla kraju niekorzystne. A jak to wygląda w „Królu”? O żydowskim gangsterze, prawej ręce socjalisty Kuma Kaplicy i o żydowskiej burdelmamie była już mowa. Żydowsko-socjalistyczne związki, kryminalny półświatek i demoralizację mamy więc odhaczone. Ale „Królu” jest jeszcze i syjonista (brat Jakuba Szapiry), który chce skończyć prawo na Uniwersytecie Warszawskim, tylko po to, by zaraz potem wyjechać do Palestyny, i tam, jako człowiek wykształcony, budować żydowską siedzibę narodową. Słowem – zajmuje miejsce na uniwersytecie, a Polska wiele z tego miała nie będzie… Czy nie wygląda to wszystko jak figury wzięte wprost z jakiejś „Sztafety” czy „ABC”? Otóż, wygląda (Tardoch, jak sam zapewnia, przed napisaniem książki zrobił porządną kwerendę. pilnie czytając przedwojenne gazety i ja mu wierzę). Dlaczego więc pełen „antysemickich stereotypów” serial zbiera entuzjastyczne recenzje w „liberalnych mediach”?
Przecież, lata temu, Andrzej Wajda nie dostał jedynego w życiu Oskara, na którego zasłużył, ponoć tylko dlatego, że jego „Ziemię Obiecaną” w USA, w tzw. „pewnych kręgach” uznano za film antysemicki. A co takiego „antysemickiego” - w porównaniu z „Królem” - było w „Ziemi Obiecanej”? Żydowscy kapitaliści nie są tam pokazani gorzej, niż kapitaliści nie-żydowscy, a poza tym – czego by nie robili – to przecież nie ćwiartowali ludzi w razie niespłacenia długu. Była jeszcze kwestia bohaterek kobiecych . W „Ziemi Obiecanej” mamy ich dwie (główne): polską szlachciankę Annę, graną przez Annę Nehrebecką i Żydówkę – Lucy Zuckerową graną przez Kalinę Jędrusik. Chyba wszyscy, którzy film widzieli zgodzą się, że Polka wypada tam mocno papierowo, a Żydówka – wręcz przeciwnie, ale podobno jakiś żydowski kolega po obejrzeniu filmu powiedział Wajdzie, że to nie jest w porządku: Polka prezentuje się w filmie jak święta dziewica, tymczasem Żydówka to rozpustna zdzira – przecież to znów te słynne „antysemickie stereotypy”. Pod wpływem takich właśnie uwag Wajda miał później cenzurować wersję reżyserską usuwając pewne sceny z Jędrusik i |Olbrychskim, na czym film – rzecz jasna – stracił, o czym Wajda musiał przecież wiedzieć. No więc proszę – sam Wajda się ugiął, a Matuszyński z Twardochem poszli przecież dużo dalej.
Ostatecznie, Kalina Jędrusik (tzn. Lucy Zuckerowa) może i nie grzeszyła cnotą, ale przynajmniej nie prowadziła burdelu i to takiego, w którym gniazdko uwił sobie brutalny gang, a jej mąż był kapitalistą-krwiopijcą, ale nie gangsterem – mordercą… Ale, ale – nie powiedzieliśmy jeszcze jak wypada w „Królu” bohaterka – Polka (bo jest i taka). Chodzi o Annę Ziembińską (w tej roli Lena Góra) - panna z dobrego domu, siostra narodowca, który bije się z Jakubem Szapiro i na ringu (sportowo) i poza ringiem (politycznie). O tej pani nie da się jeszcze wiele powiedzieć, niemniej nic nie wskazuje na to, by była uwikłana w jakieś brudne sprawki, zdaje się też, że nie podziela antysemickich poglądów brata – narodowca, a poza tym jest ładna i inteligentna, więc – doprawdy - nie ma się czego czepić. To znaczy nie ma z mojego punktu widzenia, bo żydowski kolega Andrzeja Wajdy widziałby to pewnie inaczej: znów mamy porządną Polkę i zepsute Żydówki. Gdyby więc pan Matuszyński, na wzór Andrzeja Wajdy chciał ocenzurować swój serial, to z trzech dotychczasowych odcinków zostałaby chyba tylko scena pierwsza, dziejąca się w jakiejś żydowskiej szkółce religijnej i scena z odcinka trzeciego dziejąca się też w szkółce, tylko tym razem – syjonistycznej. No i wszystkie sceny ze złymi narodowcami. Powtórzmy zatem pytanie: skąd entuzjazm recenzentów?
Można by powiedzieć, że socjaliści i Żydzi to dla naszych „liberalnych mediów” żadna świętość i jeśli powstał dobry serial, w którym są źle pokazywani no to cóż z tego – i tak będzie się chwalić filmową robotę. Ale przecież wiemy, że to nieprawda… Zawsze da się też powiedzieć, że mylę się, lub robię sobie jaja przekręcając wymowę „Króla”, od tak – dla hecy. Co do tego pierwszego, to zostawiam ocenę innym, ale jeśli chodzi o to drugie – to co właściwie przekręciłem? Nic, lub niewiele… Może więc „liberalni” recenzenci zwyczajnie – nie zauważyli? Ostatecznie, scenarzysta i reżyser dają też to, co tacy recenzenci kochają – są i polscy antysemici, jest i polska „megalomania narodowa” (coś tam się mówi o Madagaskarze) - i wszystkie te tradycyjne składniki usśpiły czujność konsumentów. Trochę cieplej… A może działa tu jakaś swoista „klauzula zaufania” i idzie o to, kto stoi za serialem? Gdyby scenariusz napisał – bo ja wiem? - Stanisław Michalkiewicz, a serial wyprodukowała telewizja „Trwam”, to co innego, ale „koszerny” Szczepan Twardoch i równie „koszerny” Canal + z zasady przecież nie mogą wyprodukować nic „trefnego” . Tu też może być coś na rzeczy, ale to chyba jeszcze nie wszystko…
Myślę bowiem, że chodzi głównie o to: nieważne, że żydowscy bohaterowie serialu są gangsterami, sutenerkami, psychopatami – ważne, że to tzw. „twardzi Żydzi” (patrz: Rich Cohen, Twardzi Żydzi. Ojcowie. Synowie. Sny o gangsterach). Mówiąc inaczej, widok bitych narodowców doprowadza naszych recenzentów do takiej ekstazy, że nie zwracają uwagi na to, kim właściwie są bijący…
PS
Odnotujmy też i to: jest w „Królu” dwoje przedstawicieli LGBTQ+ - gangsterka-lesbijka, oraz (wyjątkowo nachalny) pederasta-antysemita – a od „GW” po „Onet” wszyscy zachwyceni.…
Inne tematy w dziale Kultura