tad9 tad9
125
BLOG

dziewczyna do bicia, albo - strzeżcie się intelektualistów...

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 5

    Redaktor Krasowski napisał list do internautów. W sprawie Kataryny. Spróbujmy podejść do tekstu Krasowskiego poważnie. Zacznijmy tam, gdzie autor kończy. A kończy tak: "Przepraszam większość internautów za powyższy list. Oczywiście nie jest on skierowany do nich, a tylko do tej wąskiej i hałaśliwej grupy, która samozwańczo nadała ton polskiej sieci. Co do tytułu listu wyjaśniam, że nie kieruję go do wszystkich obrońców Kataryny. Wielu z nich to poważni blogerzy i forumowicze, którzy posługują się rzeczowymi argumentami. Spór dotyczy jedynie tej hałaśliwej grupki, która za chwilę zacznie mnie wyzywać od zdrajców, żydów, pedałów, komuchów i szwabów. Jak sądzę, wszyscy mamy ich dość." Krasowski dzieli więc internautów na poważnych, oraz na "małe ludziki z Gogola czy Dostojewskiego, którzy wylewają żółć na cały świat”. Do tych drugich pisze: „Nienawidzicie wszystkich za wszystko. Nie wchodzicie na fora, by dyskutować, ale aby każdego, kto się nawinie, wdeptać w ziemię." No dobrze, ale jak to się ma do Kataryny? Czy należy ona do "zawistników, którzy się stali plagą polskiego internetu", których nie lubi Krasowski? Tego trzeba by dowieść, co nie jest trudne, bo wpisy Kataryny dostępne są każdemu, kto ma internet. Co do mnie - nie jestem w stanie dać przykładu tekstu Kataryny, który "zaczynałby się i kończył" w sposób: "Witajcie komuszki... Niemieckie sługusy... Żydowskie pachołki... Lokaje Tuska...". A skoro Kataryna należy raczej do internautów którzy "...posługują się rzeczowymi argumentami", to dlaczego właściwie redaktorzy "Dziennika" wzięli na cel właśnie ją? Odpowiedź pada chyba w tym fragmencie: "Budzi to w Was przerażenie? Że jutro taki sam sms, jak do Kataryny, przyjdzie do Was? Bo tego się właśnie boicie, stąd ten cały wielki szum w sieci, wielki bój o anonimowość. Uspokoję was, sms do Was nie przyjdzie, bo jesteście za mali." Faktycznie, gdyby redaktorzy „Dziennika” zaczęli rozsyłać sms-y forumowym bluzgaczom pies z kulawą nogą by się tym nie wzruszył, więc w sumie – po co rozsyłać? Kataryna dostała więc niejako w zastępstwie, na zasadzie „chłopca do bicia”: ktoś inny nabroił, ale leje się właśnie ją. Są to praktyki chyba zaskakujące u intelektualistów, chociaż – z drugiej strony – może jest akurat odwrotnie. Intelektualista – jak wiadomo – to wszak osobnik potrafiący dorobić uzasadnienie do każdego łajdactwa. U redaktora Krasowskiego widać nawet pewne poświęcenie, bo deklaruje, że poważnych internautów lubi, Kataryna zdaje się spełniać kryteria „poważnego internauty” wychodzi więc na to, że Krasowski z Michalskim, by dać do wiwatu internetowej żulerce gotowi byli zgwałcić własne uczucia. Przyznaję: nie każdego byłoby na to stać. Byłbym też ostrożny z wprowadzaniem takich zwyczajów, bo jeśli ktoś zacznie mścić się na Michalskim Krasowskim za to, co zdarza się robić innym dziennikarzom, to doprawdy...

    Pozostała część tekstu Krasowskiego nie jest już tak interesująca. Niemniej – odnieśmy się i do reszty. Pisze Krasowski (o internautach): „ Niczego wielkiego jeszcze nigdy nie zrobiliście, niczego ważnego nie odkryliście, żadnej afery nie ujawniliście. Każdego dnia czujecie się jak Neo z Matrixa, włączacie komputery i myślicie, że walczycie z całym światem. Ale jaki cios temu światu zadaliście? Wymieńcie jeden Wasz sukces, jedną ranę, która zadaliście elitom, których tak nie znosicie." Cóż, te uwagi odnoszą się do tej części internautów, którzy twierdzą, że coś ważnego odkrywają i ujawniają. Tacy internauci są, ale nie jest ich wielu. Co więc robią blogerzy? Cóż, zajmują się mniej więcej tym samym, czym – przeważnie – zajmuje się Krasowski, to jest – publicystyką. Publicysta korzystając z pracy dziennikarzy, historyków, socjologów, filozofów, psychologów, poetów i kogo tylko chcą... budują jakieś tam własne narracje najczęściej w formie zwanej zwyczajowo felietonami. Czy takie mielenie owoców cudzej pracy wytwarza jakąś „wartość dodatkową”? Uważam, że tak, a Krasowski uważa pewnie podobnie, skoro co najmniej raz na tydzień jakiś felieton skrobie.
Jest też w tekście kawałek o dziennikarskiej odwadze: „Boicie się, bo po raz pierwszy w Waszym heroicznym życiu pod własnym nazwiskiem wypowiecie swoje poglądy. Drodzy bohaterowie, my dziennikarze codziennie to robimy. Piszemy dzień w dzień pod nazwiskiem. Szydzicie z nas, ale czy wiecie, że dwa przegrane procesy oznaczają odpowiedzialność karną?" Będę się powtarzał: nikt nikogo nie zmusza, by być dziennikarzem. Jeśli ktoś z własnej woli pcha się – powiedzmy – do Legii Cudzoziemskiej, a potem przy byle okazji daje popisy śmiesznej histerii, to daje powód do szyderczych komentarzy nawet tym, którym się do Legii nie śpieszy. Zaś argument: "macie nas za sługusów władzy, bo tych tekstów (śledczych – tad) jest za mało. Napiszcie więc sami choć jeden.", jest równie poważny, co argument: „nie waż się nazwać trabanta marnym samochodem póki sam nie zaprojektujesz lepszego”. Trudno mi doprawdy cenić odwagę kogoś, kto nie jest w stanie przyznać, że tożsamość Kataryny została ujawniona. A Cezary Michalski idzie w zaparte. I Kraskowski też pisząc: „DZIENNIK nie chciał jej wystawić władzy. Wiecie dobrze, że sama Kataryna powiedziała, że jeśli Czuma się zgłosi, to ona się ujawni i stanie przed sądem.” Rzecz w tym, że Kataryna SAMA się nie ujawniła...

I jeszcze uwaga natury ogólnej... Mamy w Polsce z prasą dziwne materii pomieszanie. Oto w demoliberalna „GW”, która powinna nurzać się w relatywizmie wypuszcza serię serię świętych ksiąg dla każdego. Mamy więc zapowiedziane:

Torę - dla starozakonnych
Biblię - dla nowozakonnych
Koran - dla muzułmanów
Oraz:
Dzieła Wybrane Adama Michnika - dla żydokomuny?

(co do tych "Dzieł Wybranych" cieszę się zwłaszcza na tom "Wśród mądrych ludzi", bo na pewno będzie się ładnie komponował z dziełem "Wśród przyjaciół" Leszka Kołakowskiego). Tak więc w demoliberalnej „GW” – zero relatywizmu. A w prawicowym ponoć "Dzienniku" nurzają się w nihilizmie wywodząc, że wszelkie idee i zangażowania ostatniego dwudziestolecia to był jeno pic i pozór. Są jednak dwa wyjątki: profesor Legutko i – ostatnio – internauci. Właśnie do walki z tymi podmiotami stanęli nieustraszeni redaktorzy „Dziennika”. Co prawda wydaje mi się dość dziwne, że jedynym autentycznym zaangażowaniem jest zwalczanie akurat profesora Legutki i internautów, ale być może nie dostrzegam czegoś, co widzą w „Europie”. Zresztą – może i dobrze, że na tym rumowisku ideologii i zaangażowań ostało się chociaż to. Może, niektórym, starczy na sens życia. No chyba, że Michalski z Krasowskim  znowu pozują, ale odpowiedź na to pytanie poznamy pewnie za lat mniej więcej 10...
 

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka