Są ludzie, którzy nie wierzą w wieczności. W ich oczach wszystko ma swój początek i koniec, jak dzień, który zaczyna się świtem i kończy się zmierzchem. Ich myślenie zamyka się w ramach tego, co jest znane, co jest widzialne i może być widoczne. Świat jest dla nich ograniczonym polem, na którym zaczyna się życie i kończy nieuchronną śmiercią.
Dlaczego tak trudno jest im uwierzyć, że nasze istnienie nie musi mieć początku, ani końca? Wyobrażają sobie czas jako początek, który biegnie od punktu A do punktu B, nie dostrzegając, że może to być coś, co w całości wymyka się naszej kategorii zrozumienia.
Dla tych, którzy odrzucają wieczność, istnieje granica, której nie potrafią przekroczyć. Kiedy patrzą na świat, ich wyobraźnia zatrzymuje się na tym, co znane i powszechne. Nie dopuszczają do myśli tego, że za horyzontem istnieje coś więcej – rzeczywistość nieskończona, wieczna, niematerialna.
Czy możesz jednak uwierzyć w wieczność, jeśli wszystko, co wiemy, wydaje się, że ma kres?
Tak. Musimy zrozumieć, że nasze myślenie o czasie i przestrzeni jest związane z naszymi ludzkimi doświadczeniami. Wyobrażamy sobie, że wszystko musi się zacząć i kończy, bo tak działa świat wokół nas – kwiaty więdną, rzeki wysychają, ludzie odchodzą. Ale czy to nie jest tylko powierzchnia rzeczy?
Wieczność nie jest czasem, który trwa i się kończy. Wieczność to stan istnienia, z którym wiąże się ryzyko, bo nie ma początku, ani końca. Ci, którzy nie wierzą w wieczności, często mówią: „Liczy się to, co mamy teraz”, ale czy nie jest to myślenie zamknięte w klatce? Czy nie warto pomyśleć, że nasze życie to jest szersza całości – nieskończoności, która przekracza nasze pojęcie?
Wieczność to nie tylko kwestia wiary. To także zaproszenie do przekroczenia granic naszego myślenia. Może za tym horyzontem, którego nie widzimy, ujawnia się prawda o nas samych – że istnieliśmy zawsze i zawsze będziemy istnieli, bo nasze życie nie kończy się, lecz zmienia formę.
A więc, czy odważysz się wychylić za horyzont?
Nie prowokujcie, bo zgrzeszę i ...
Jestem normalną kobietą. Może nawet zbyt normalną więc jak zostałam siostrą Praksedą to długo nie trwało jak zostałam siostrą Praktezą. Znajomi mówią, że tak brzmi logiczniej, bo praktyczna teza jest lepsza niż hipoteza a Prakteza od Praksedy daleko nie leży, bo Prakseda od praksis się wywodzi. Kilka razy komentowałam już z obcego konta, więc jak teraz założyłam własne to macie przerąbane. Będą głębokie przemyślenia religijne, krótkie modlitwy i historyjki katolickie. Będzie to, co uwielbiacie. Szczęść Boże.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo