perbrand perbrand
22
BLOG

Reductio ad Rydzyk. Plus spór o Gazetę Polską

perbrand perbrand Polityka Obserwuj notkę 1
  

                   

           W roku 1994 doszło na polskim rynku medialny do dosyć symbolicznego wydarzenia. Pierwszy i  stale najważniejszy ośrodek medialny imperium ojca Rydzyka dostał cały zestaw szczodrych prezentów od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji- siedmioletnią ogólnokrajową koncesję na nadawanie (przedłużoną później do 2018 r.) oraz status nadawcy społecznego, czyli w konsekwencji redukcję opłaty koncesyjnej o 80 %. Z czasem do Radia Maryja dołączyły inne  rydzykowe media. Mianowicie w 1998 r. ,,Nasz Dziennik” oraz w maju 2003 r. ogólnopolska ,,Telewizja Trwam”. Osobista pozycja propagandowa ojca Rydzyka stopniowo uległa naturalnemu oraz wyraźnemu wzmocnieniu, acz wpływ jego mediów na polski rynek opinii bywa do dziś mocno przeceniany, szczególnie przez ośrodki medialne stojące o 180 stopni w opozycji wobec rodziny Radia Maryja, kojarzone głównie z ,,Gazetą Wyborczą” oraz mediami wobec niej  satelickimi, w rodzaju ,,Polityki”, radia ,,Tok FM”, czy stacji TVN. Tradycyjnie dysponujące największymi wpływami i (mocno nadwątloną już na szczęście) pozycją rządcy dusz imperium Agory poszło od razu z rozwijającym  się quasi-imperium Rydzyka na noże, jednak nie tylko, jak mogłoby się zdawać, ze względu na zagrożenie przez biznesową konkurencję. Agorowi bojownicy postępu i wizji ,,Polski samorządnej, która miałaby iść dalej niż demokracje zachodnioeuropejskie” wypowiedzieli niezwykle intensywną wojnę mediom ojca Rydzyka również oczywiście pod kątem różnic ideologicznych, fakt ten nie podlega wątpliwości. W szeregach  ,,Wyborczej” działa nawet specjalnego przeznaczenia dziennikarz-łowca z Torunia, który na bieżąco monitoruje, co w rydzykowej stacji piszczy.  Z czasem jednak dziennikarze ,,GW”, będący zawodowymi tropicielami przejawów urojonego ciemnogrodu przede wszystkim tam gdzie go nie ma, musieli w kontrowersyjnej działalności Radia Maryja et consortes dojrzeć swoją szansę. Zlokalizowali pewne wymierne korzyści, których grzechem byłoby nie wykorzystać na rzecz dalszego otumaniania (nie tylko) swoich odbiorców. Mam nadzieję, że zbyt dużej ilości antykomunistów nie trzeba przekonywać, iż to wcale nie Rydzyk wraz ze swoją drużyną jako pierwszy i jedyny wystąpił z nieprzejednaną krytyką establishmentu III RP, sprzeciwem wobec postkomunistycznej rzeczywistości jak i  monolitycznym, homogenizowanym niczym serek polskim mediom głównego nurtu! Jeżeli dyżurne autorytety moralne od samego początku budowy podwalin swojej hegemonii intelektualnej miały z kimś największy problem, to głównie z ,,prawicowymi oszołomami” wywodzącymi się z tzw. niekonstruktywnej, niepodległościowej opozycji antykomunistycznej.

 

W końcu centrala kierownicza autorytetów wpadła na, trzeba przyznać, całkiem sprytny i jak się okazało piekielnie skuteczny pomysł, polegający na wykorzystaniu poglądów i retoryki świty Ojca Dyrektora do stopniowego kompromitowania i wykpiwania najgłośniejszych głosów konserwatywno-liberalnej prawicy, z którą Salon pozostawał od czasu Okrągłego Stołu w śmiertelnym sporze. Dokładnie tu jest pies pogrzebany. Idealnie według wzoru zaczerpniętego z ,,Psychologii tłumu” Gustava Le Bona, w którym znajdziemy przepis jak nawet najbardziej karkołomna i bałamutna teza, powtarzana wielokrotnie bez opamiętania, wpływa na percepcję odbiorcy przekazu, przeradzając się w bezgraniczną wiarę w jej prawdziwość. To nie pierwsza ani ostatnia podobnego sortu zagrywka michnikowszczyzny, dla znawców problemu żadne novum. Konfrontując ze sobą niekiedy rzeczywiście zbieżną ( w czym nie ma nic złego) argumentację antysalonowych dziennikarzy z hasłami radiomaryjnych redaktorów, reprezentanci drugiej strony barykady z całą premedytacją sprowadzają ich postulaty do jednego, identycznego wymiaru. Czyli na poziom rodem z ,,Naszego Dziennika”, w którym dominują oskarżenia własnych antagonistów  expressis verbis o kontakty z Szatanem (jak to miało kilka razy miejsce w przypadku konfliktu z ,,GP”) albo żydomasonerią, treści zahaczające o antysemityzm albo oszalała forma obrony niektórych, starannie wyselekcjonowanych esbeckich współpracowników. Manipulację taką ze strony mediów lewicowo-liberalnych sam określiłbym jako mechanizm ,,reductio ad Rydzyk”, który od dłuższego czasu  na dobre zadomowił się w debacie publicznej. Mamy do czynienia z pewnym prymitywnym szablonem umysłowym, zakazującym epatowania określonymi przekonaniami oraz atakowania pewnych osób jak i zjawisk ,,…no bo przecież tak samo mówi Rydzyk!” Na przytomną reakcję: i co z tego? zazwyczaj nie należy liczyć na żadne merytoryczne argumenty. Automatycznie włącza się starannie wypracowany latami schemat rozumowania. Niech ktoś spróbuje w towarzyskiej dyskusji, albo na politycznej debacie na wyższej uczelni (w czym mam pewne doświadczenie) przypuścić atak na nadredaktora Michnika, skrytykować ,,Gazetę Wyborczą” i jej pochodne, albo zająknąć się o postkomunistyczno-uweckim Układzie. Redukcja argumentów i sylwetki autora takich słów do tępego ,,mohera”, fanatycznego wszechpolaka albo osoby z przywiązanym radioodbiornikiem z wrzaskliwymi tyradami Rydzyka do głowy, murowana! Niektóre przejawy wybitnie prymitywnego i (delikatnie ujmując) obraźliwego, nierozsądnego zachowania rydzykowców, święcie przekonanych, iż dysponują monopolem na przymiotniki : ,,prawicowi” oraz ,,katoliccy” , z błyskiem w oku wykorzystuje salonowe towarzystwo, samozwańcze creme de la creme polskiej inteligencji. W ten sposób rodzi się u przeciętnego odbiorcy medialnej papki przekonanie, że oprócz ojca Rydzyka nie ma alternatywy dla ultra-proeuropejskiej, oświeconej wizji Polski w której dawni oprawcy to ,,ludzie honoru”, półroczna zmowa milczenia wokół potężnej afery polityczno-biznesowej jest na porządku dziennym, a rewolucyjna spowiedź byłego premiera zasługuje co najwyżej na ósmą stronę największej krajowej gazety. Umacnia się wiara obserwatorów sceny politycznej, iż trzykrotnie zalany w trupa podczas oficjalnych zagranicznych wizyt prezydent i tak jest lepszy niż cała banda skrajnych radykałów zgromadzonych wokół proroka-redemptorysty, inna opcja przecież nie istnieje!

 

Salon z chęcią ugruntował powszechne wrażenie, że krytykę jego akolitów mogą zaryzykować jedynie ludzie, którzy z pianą na ustach, rewolucyjnym płomieniem w oczach i w poczuciu bezgranicznego zafascynowania chłoną słowa Ojca Dyrektora, przelane ewentualnie na papier ,,Naszego Dziennika”. Służą temu chociażby niedawne nachalne porównywania ,,Gazety Polskiej” do organu prasowego Rydzyka. Trzeba przyznać, że w ten sposób działalność politykującego zakonnika pośrednio raczej wspiera michnikowszczyznę, niż jej szkodzi. Naprawdę trudno mi zrozumieć osoby, które nawet jeżeli kiedyś wiązały z Rydzykiem pewne nadzieje, po zaskakującej i karkołomnej obronie arcybiskupa Stanisława Wielgusa przed zarzutami o współpracę z SB (nawet po oficjalnym przyznaniu się do winy) do spółki z niezastąpioną gazetą Michnika, oraz po aktualnym skandalu związanym z hańbiącymi wypowiedziami ojca Rydzyka ujawnionymi przez ,,Wprost” nadal nie przejrzały na oczy. O ile nie wystarczył do tego fakt, iż redemptorysta zawsze miał słabość do otaczania się szeroko ludźmi o postkomunistycznej proweniencji.  Jednocześnie cieszy mnie, iż  znaleźli się publicyści- tu brawa dla ,,Gazety Polskiej” !-(która ujawniła casus arcybiskupa),którzy udowodnili, że nie lękają się bezkompromisowego postawienia tamy dla rwącego potoku manipulacji  i litanii oszczerstw płynących z zakłamanego świata mediów Ojca Dyrektora. Walka na obydwu frontach zawsze należy do najbardziej wykańczających, warto mimo wszystko manifestować wytrwałość w zasadzie ,,semper fidelis” jeśli idzie o niezmordowane zwalczanie patologii postkomunizmu.

perbrand
O mnie perbrand

"- Jakim prawem?! - Prawem, a nie lewem , towarzyszu." fragment dialogu z "Ceny" Waldemara Łysiaka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka