Najwyższy kapłan Kościoła Nienawiści Europejskiej Jego Vindictacencja* Donald Tusk raczył dzisiaj powiedzieć:
„Drodzy moi, Święta Wielkanocne, czas nadziei, czas dobroci, czas miłości i wiary. Więc spróbujmy w te dni nie rozmawiać o polityce."
Kiedy ktoś tak zły jak Donald Tusk wypowiada tak dobre słowa, jak te powyższe, to musi się za tym kryć wyjątkowo POdły POdstęp. Przypomnę: rok temu dokładnie w Wielki Czwartek reżim Donalda Tuska zrobił wszystko, aby Polacy przy wielkanocnych słowach bali się rozmawiać o polityce z obawy o to, że się pokłócą lub pozabijają lub nawet unikali spotkań z członkami rodzin o przeciwnych poglądach. Rok temu w Wielki Czwartek - dzień dedykowany kapłanom - reżim Tuska aresztował księdza Michała Olszewskiego (rozpuszczając przy tym kłamstwo, że został aresztowany w hotelu gdzie przebywał w towarzystwie kobiety - w rzeczywistości przebywał nie w towarzystwie kobiety tylko zaprzyjaźnionego małżeństwa i nie w hotelu tylko w ich rodzinnym domu) a jednocześnie aresztował dwie inne kobiety i przeprowadził przeszukanie z włamaniem do domu Zbigniewa Ziobry. Czy te czynności nie mogłyby poczekać na czas poświąteczny? Oczywiście, że by mogły. Ale Tusk wiedział, że taka brutalna demonstracja siły i arogancji właśnie sprawi, że Polacy o różnych poglądach nie będą mogli spokojnie i racjonalnie porozmawiać o ważnych sprawach - że albo będą unikać rozmów (lub wręcz spotkań) grożących polityczną kłótnią, albo te rozmowy przekształcą się w emocjonalne awantury utwardzające jego elektorat w przekonaniu, że po drugiej stronie są "fanatycy", "nieuki" i "mściwe prymitywy". Platforma Obywatelska - niezależnie od tego czy była u władzy czy w opozycji - zawsze przed świętami starała się podgrzewać atmosferę. Przecież aresztowanie ks. Olszewskiego to nie jedyny taki przypadek. Przypomnę choćby siłowe przejęcie mediów publicznych 20 grudnia 2023, czy piekielnie niebezpieczny "polski majdan" 20 grudnia 2016 który wskutek ujawnienia kilku faktów demaskujących i kompromitujących tę prowokację ("zmartwychwstanie" rzekomo zabitego Diduszki i maderskie radez-vous Ryszarda Petru i Joanny Schmidt w momencie gdy ten wzywał obywateli do protestów ze względu na "stan skrajnego zagrożenia demokracji") zamienił się w śmieszny "ciamajdan". Kiedy nawet pretekstów do podgrzewania atmosfery nie było, to i tak Platforma coś wymyślała (np. kolejne rocznice "ciamajdanu"). Co więc się stało, że właśnie w tym momencie Donald Tusk robi wyjątek i wraca do retoryki "nie róbmy polityki, budujmy stadiony" (znanej z tych czasów, kiedy Tusk jeszcze udawał "miłego faceta" promującego "politykę miłości" a cały Przemysł POgardy zlecał Januszowi Palikotowi)?
Po pierwsze atmosfera przegrzała się sama. Zorganizowana grupa przestępcza w składzie Ewa Wrzosek, Jacek Dubois, Krystian Lasik i jego przełożony Roman Giertych oraz ich ramię medialne Wojciech Czuchnowski próbowała dokonać prowokacji przesłuchując bliską współpracowniczkę Jarosława Kaczyńskiego Panią Barbarę Skrzypek bez jej pełnomocnika, bez protokolanta, bez rejestracji przesłuchania i bez jakichkolwiek innych świadków, a następnie rozpuścić kłamstwo, że Barbara Skrzypek "obciążyła zeznaniami Jarosława Kaczyńskiego", który rzekomo "działał bez pełnomocnictwa". Jednak prowokacja wymknęła się spod kontroli, bo Wrzosek, Dubois i Lasik (zwłaszcza ten ostatni) tak mocno "przycisnęli" przesłuchiwaną, że ta zmarła po niespełna trzech dobach na rozległy zawał serca spowodowany ekstremalnym stresem. Reżim Tuska zareagował na to kolejnymi prowokacjami: groźbami postawienia w stan oskarżenia wszystkich, którzy będą wiązali fakt przesłuchania ze śmiercią przesłuchiwanej, rozpowszechnianiem obrzydliwego kłamstwa, że to nie wielogodzinne przesłuchanie tylko krótka rozmowa telefoniczna z Jarosławem Kaczyńskim doprowadziła Panią Barbarę do zawału, Jackiem Dubois krążącym po mediach i opowiadającym swoją wersję (jakby nie był on stroną przesłuchania i jednym z trójki głównych podejrzanych o spowodowanie śmierci), Ewą Wrzosek prowokującą swoją obecnością protestujący tłum i cynglami z przejętej "TVP w wiecznej likwidacji" nagrywającymi mikrofonami kierunkowymi rozmowy polityków PiS w reakcji na prowokującą tłum Ewę Wrzosek. Jednocześnie Roman Giertych i Wojciech Czuchnowski próbowali propagować zaplanowane kłamstwo o rzekomym obciążeniu Jarosława Kaczyńskiego, lecz Adam Bodnar najwyraźniej przestraszył się, że sprawy mogą całkowicie wymknąć się spod kontroli i wtedy także on poniesie konsekwencje zbrodni giertychmanów, więc zarządził przeprowadzenie sekcji zwłok i publikację protokołu z przesłuchania - prawda wyszła na jaw. Jednak reżimowi to za bardzo nie przeszkadzało i dalej szedł w zaparte twierdząc ustami takich kreatur jak wysłany do dyskusji w Polsacie Krzysztof Kwiatkowski, że "całe śledztwo i to zakończone tragicznie przesłuchanie było prowadzone wzorowo". To nie była pisowska bańka medialna - to była telewizja Polsat i każdy mógł to zobaczyć. Każdy kto jest człowiekiem musiał dojść do wniosku, że nie może popierać takich działań ktokolwiek, kto jeszcze jest człowiekiem.
Po drugie atmosfera przegrzała się jeszcze bardziej wskutek koniunkcji sprawy przetrzymywania w areszcie i brutalnego traktowania matki dziecka ze spektrum autyzmu, zespołem Aspergera i ADHD (które pod wpływem aresztowania matki próbowało popełnić samobójstwo) oraz wypuszczenia na wolność (na podstawie opinii psychiatry) Ryszarda Cyby - mordercy pracownika biura PiS skazanego na dożywocie. Tutaj także reżim na tę sprawę zareagował wyjątkowym popisem prowokacyjnej arogancji. Roman Giertych wyraził to wprost, że Anna Wójcik jest przetrzymywana wyłącznie dlatego, bo on liczy na to, że z obawy o dziecko się złamie i obciąży Mateusza Morawieckiego:
„Gdyby ona była tak mądra, jak dyrektor Tomasz Mraz, to dzisiaj mielibyśmy wniosek o uchylenie immunitetu prawdziwego beneficjenta, a ona zajmowałaby się synem”
Reżim posunął się jeszcze dalej podejmując kroki mające na celu odebranie aresztowanej kobiecie i jej mężowi praw rodzicielskich względem chorego dziecka. Ale tutaj sytuacja również wymknęła się spod kontroli - Jarosław Kaczyński w krótkim wystąpieniu w Sejmie zestawił te sprawy obok siebie. I może by to wszystko nie przebiło się do uwagi społeczeństwa, gdyby nie to, że Roman Giertych aby obrócić sprawę w absurd próbował sprowokować Jarosława Kaczyńskiego chamskimi zwrotami typu "Jarku, siadaj" i "mów mi wuju", przez co niechcący nadał sprawie rozgłos. Ta sprawa także wydostała się poza pisowską bańkę medialną. Każdy mógł się dowiedzieć, że w tym samym czasie bez wyroku przetrzymywana jest w areszcie matka chorego dziecka, którego proces leczenia wskutek stresu i rozłąki się cofnął i konsekwencje mogą być nieodwracalne i tragiczne, a jednocześnie na podstawie opinii psychiatrycznej skazany prawomocnym wyrokiem morderca polityczny wychodzi na wolność. To nie było wizerunkowo korzystne dla reżimu. Każdy kto jest człowiekiem musiał dojść do wniosku, że nie może popierać takich działań ktokolwiek, kto jeszcze jest człowiekiem. I wtedy nagle "stał się cud" i kobieta, w której sprawie do tej pory bezskuteczne były wszelkie argumenty, wnioski, zażalenia po tej sejmowej scysji w ciągu kilku godzin wyszła na wolność. Oczywiście reżim zareagował na tę zmianę sytuacji w sposób typowy dla siebie - Bartosz Arłukowicz, czyli gnida, która kiedyś była lekarzem natychmiast po uwolnieniu napisał
„Autyzm nie jest tak pilny, jak występy pani Ani"
co oczywiście było kłamstwem - Pani Anna Wójcik bezpośrednio z aresztu najkrótszą drogą została odwieziona przez jej obrońcę do rodzinnego domu, a rzekome "występy" były w rzeczywistości krótkimi rozmowami telefonicznymi przeprowadzonymi w trakcie jazdy samochodem (prowadzonym przez obrońcę - pani Ania była pasażerem, więc mogła rozmawiać przez telefon), w których uwolniona kobieta podziękowała za wstawiennictwo i pomoc w uwolnieniu. O ile powielająca to kłamstwo Kamila Biedrzycka była w stanie przeprosić Panią Annę, o tyle dla Arłukowicza jest to niewykonalne - tylko człowiek potrafi powiedzieć "przepraszam" - Giertycha, Wrzosek, Arłukowicza i reszty tej bandy nie nazwę "bydlakami" bo żadne bydle nie byłoby zdolne do takich POdłości. Jak napisałem dwukrotne - nie może popierać takich działań ktokolwiek, kto jeszcze jest człowiekiem.
No i po trzecie sztab Rafała Trzaskowskiego w ubiegły piątek strzelił sobie ewidentnego samobója. Próbował do spółki z "TVP w wiecznej likwidacji" zorganizować łamiącą prawo wyborcze pseudodebatę w której Rałał Trzaskowski albo do spółki z trójką ustawionych "dziennikarzy" grilowałby Karola Nawrockiego bez względu na to czy ten by przyszedł czy nie. A tu niespodzianka: nie dość, że Karol Nawrocki przyszedł w towarzystwie innych kandydatów na prezydenta, których Trzaskowski wcześniej zignorował, to jeszcze do tego wyszedł z niej obronną ręką w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, który został poobijany nie tylko przez przeciwników, ale nawet przez koalicjantów: Szymona Hołownię i Magdalenę Biejat. Co więcej, przeprowadzona dwie godziny wcześniej mocno improwizowana debata na rynku w Końskich zorganizowana w ostatniej chwili przez telewizje Republika, wPolsce i Trwam pokazała, że o politykę można prowadzić i o polityce rozmawiać w zupełnie inny sposób: transparentnie (kolejność odpowiedzi za każdym razem była publicznie losowana, aby nikt nie był na uprzywilejowanej pozycji, jak Trzaskowski w TVP występujący zawsze jako pierwszy lub ostatni), życzliwie, z humorem. W tej debacie nawet napastliwy Szymon Hołownia był "ciałem obcym" na tle pozostałych kandydatów odnoszących się nawzajem z życzliwością (nawet do komunistki Joanny Senyszyn)... ale wybronił się swoim "wszyscy idziemy później na debatę do Trzaskowskiego, więc dokończmy najpierw spokojnie tę debatę, a później pojedziemy tam" (cytuję z pamięci). Co więcej, te dwie piątkowe debaty nakręciły oglądalność poniedziałkowej debaty w "Republice" a później wywiadu Krzysztofa Stanowskiego z Karolem Nawrockim. I właśnie sprawa debat - zwłaszcza tej niezgodnej z prawem zorganizowanej przez sztab Trzaskowskiego a prowadzonej przez redakcje TVP (w wiecznej likwidacji), TVN i Polsatu - wywołały ciekawą reakcję: o ile większości wyborców reżimowego układu nie przeszkadzały za bardzo ZBRODNIE takie jak doprowadzenie do śmierci Barbary Skrzypek oraz torturowanie aresztowanych i znęcanie się nad członkami ich rodzin - od ks. Michała Olszewskiego po Annę Wójcik i jej Synka, o tyle sytuacja, w której sztab Trzaskowskiego do spółki z TVP (w wiecznej likwidacji) rażąco łamiąc prawo próbuje zorganizować "ustawkę" na której miał być zgrilowany ich polityczny konkurent, a Trzaskowski mimo to tę ustawkę przegrywa, wywołało reakcję w postaci gwałtownych spadków sondażowych. Oby to była reakcja łańcuchowa!
I tego właśnie boi się Donald Tusk. Dlatego nagle pierwszy hejter III RP i całej platformy "X" (dawniej "Twittera") przebrał się w piórka gołąbka pokoju i nawołuje do tego, aby w trakcie świąt nie rozmawiać o polityce. Boi się, że do jego elektoratu może przedrzeć się więcej informacji o tym co się działo przed śmiercią i po śmierci Pani Barbary Skrzypek. Boi się, że może się do elektoratu przedrzeć także więcej informacji o próbach złamania Anny Wójcik przez rujnowanie psychiki jej chorego dziecka i groźbę odebrania tegoż dziecka. Boi się, że przytoczone powyżej bezczelne wpisy Romana Giertycha, Bartosza Arłukowicza czy choćby wypowiedź Andrzeja Stankiewicza z Onetu:
„Szopa ma klaustrofobię. Generalnie niefajna rzecz, jak się siedzi. Drugi element: panicznie boi się, że zamkną mu matkę, która była we władzach kilku spółek, przez które przepływały te korupcyjne interesy z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych, co oznacza, że bardzo dużo mówi. Trzymamy kciuki, żeby to wszystko się działo, bo będziemy mieli państwu o czym mówić”
(o której zapomniałem wspomnieć we wcześniejszych akapitach niniejszego artykułu... tyle było skrajnych niegodziwości w ostatnich tygodniach, że część z nich nawet mi umyka), które były kierowane do nazistowskiego jądra elektoratu PO mogą dotrzeć także do bardziej umiarkowanych lub mniej zainteresowanych polityką wyborców koalicji 13 grudnia i nie przypaść im do gustu. Boi się wreszcie, że reakcja na dotychczasowe trzy debaty (a zwłaszcza na tę w Końskich) może okazać się reakcją łańcuchową - zwłaszcza w połączeniu ze sprawami śmierci Barbary Skrzypek, przetrzymywania Anny Wójcik mimo choroby jej syna i wypuszczenia Ryszarda Cyby. Na logikę każda z tych spraw powinna spowodować mobilizację elektoratu Prawa i Sprawiedliwości oraz demobilizację części wyborców skłonnych dotychczas do poparcia (zwłaszcza tylko w drugiej turze) Rafała Trzaskowskiego. A mobilizacja i demobilizacja przekłada się na wynik wyborczy. Dlatego Donald Tusk na moment przed świętami odkłada na bok swoją obecną, nazistowską retorykę której konsekwentnie trzymał się od momentu swojego powrotu do polskiej polityki ("dziś zło rządzi w Polsce"... "ta władza to seryjni mordercy"... "wierzysz w Boga - nie głosujesz na PiS"... "bardzo wielu, raczej setki, niż dziesiątki, funkcjonariuszy PiS będzie musiało odpowiedzieć i to karnie"... "dajcie mi 100, no może 400 dni aby zrobić porządki naprawdę żelazną miotłą" - ostatni cytat Tuska to parafraza motta Heinricha Himmlera) i nawołuje aby nie rozmawiać o polityce. A TAKIEGO WAŁA JAK POLSKA CAŁA! Rozmawiajmy o polityce! Rozmawiajmy jak najwięcej! Nie z nienawiścią, nie fanatycznie, ale rzeczowo, przekazując jak najwięcej faktów i informacji których reżimowa cenzura do przeciwnej bańki informacyjnej nie dopuszcza. Tak, pamiętajmy, że po drugiej stronie są nasi bliscy, rodzina, przyjaciele. Nie atakujmy ich! Ale zwróćmy im uwagę, że to co popierają w tej chwili nie tylko jest BEZPRAWNE, ale przede wszystkim NIELUDZKIE. Że tym, co robią w tej chwili nie tylko zgotowali piekło kilkunastu niewinnym osobom, ale gotują piekło wojny domowej nam wszystkim... pomijając już to, że sami skazują siebie na piekło w wymiarze dosłownym, eschatologicznym... bo przecież wypowiadając słowa "i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" za każdym razem modlą się o własne potępienie... bo przecież jeśli Bóg tak im "odpuści winy" jak oni "odpuszczają" głosując na tę koalicję zemsty i bezprawia, to ja na Sądzie Ostatecznym wolałbym być w skórze najbardziej zdemoralizowanego degenerata z Sodomy i Gomory niż w ich skórze.
* vindictae - łac. mściwość, tytuł "Jego Vindictacencja" jest więc odpowiednikiem "Excelentia" tylko z przymiotem najbardziej adekwatnym do Donalda Tuska
Inne tematy w dziale Polityka