W filmie Stanisława Barei "Miś" jest słynna scena, w której gigantycznych rozmiarów słomianemu misiowi nagle oderwało się oko, a spadając mało co poważnie nie poturbowało jednego z dwóch robotników stojących nieopodal. Na pytanie co się stało, z oczodołu wychyla się inny robotnik i padają znamienne słowa: "Oczko się odlepiło. Temu misiu." Otóż z podobną sytuacją mieliśmy niedawno do czynienia przy okazji szczytu G7, kiedy to podczas udzielania wywiadu telewizyjnego premierowi Kanady Justinowi Trudeau odlepiła się... brew. Mogłoby się wydawać że jest to michałek, któremu warto poświęcić najwyżej pół zdania na Twitterze, ale moim zdaniem ten incydent mówi więcej o współczesnej polityce, niż tomy uczonych rozpraw napisanych przez politologów (w tym doktora Rafała Trzaskowskiego).
A skoro już mowa o szczycie G7, to warto nadmienić, że wydarzenie to na poziomie propagandowym perfekcyjnie rozegrali Niemcy, przy okazji trolując francuskiego prezydenta Emanuel Makrona. Otóż furorę w internecie zrobiło zdjęcie przedstawiające siedzącego Donalda Trumpa, nad którym pochyla się oparta o stół Angela Merkel - niczym mądra pani wychowawczyni próbująca przemówić do rozumu niesfornemu uczniowi. Taka też miała być "kanoniczna" interpretacja tej fotografii, o czym łatwo się przekonać czytając polskojęzyczne media niemieckie ukazujące się w naszym kraju. Rzecz w tym, że w momencie uchwyconym na zdjęciu z amerykańskim przywódcą rozmawia nie Merkel, ale Macron (właśnie dlatego Trump patrzy na niego, a nie na kanclerz Niemiec), jednak fotografię wykonano pod takim katem, że centralną postacią staje się Merkel, która sprytnie skradła show francuskiemu koledze. Warto, by i polscy politycy nauczyli się takich sztuczek.
Ale do rzeczy. Dlaczego niby groteskowy incydent z Trudeau miałby mieć jakikolwiek (poza humorystycznym) znaczenie i co ma z tym wspólnego Jarosław Kaczyński? Otóż "brewka", która odlepiła się "temu Dżastinu" pokazuje jak nisko upadła klasa w wielu państwach Zachodu. Oto premier kraju będącego jedną z największych gospodarek świata zachowuje się, niczym jakaś gwiazdka z trzeciorzędnego serialu, która nie myśli o niczym innym, tylko o tym, jak wypadnie "na ściance", w obiektywie fotoreporterów. Ja nie mam nic przeciwko temu, by osoby publiczne dbały o swój wygląd, ale jeżeli facet będący premierem dużego kraju ma czas na takie zajęcia, jak doklejanie sobie brwi, to raczej nie ma już czasu na "głupoty" typu rządzenie krajem. Kierowanie państwem to nie jest bowiem robota od ósmej do szesnastej z dwugodzinną przerwą na lunch, tylko (o czym łatwo zapominamy), ciężka harówka od rana do nocy. Pytanie kto to właściwie robi (i w czyim interesie) w czasie, kiedy demokratycznie wybrany, by służyć Kanadyjczykom pan Justin dokleja sobie różne rzeczy?
I tutaj właśnie chciałem przytoczyć historię, którą swego czasu opowiedział Wojciech Sumliński, a której bohaterem jest prezes Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o czasy kiedy Jarosław Kaczyński był premierem. Otóż Sumliński miał się z nim spotkać, a spotkanie było wyznaczone na 22:00. Do rozmowy rzeczywiście doszło, ale o pierwszej w nocy, a za Wojciechem Sumlińskim była jeszcze kolejka interesantów. I to właśnie pokazuje czym się różnią obecne twory pijarowe zwane "politykami" od polityków z prawdziwego zdarzenia, czy, jak kto woli, polityków starej daty. Dla pierwszych wizerunek jest wszystkim, a dla drugich znajduje się on gdzieś na szarym końcu priorytetów - tuż za własnym zdrowiem, które w końcu upomina się o własne prawa, czego ostatnio doświadczył prezes Kaczyński (któremu przy okazji życzę szybkiego powrotu do formy).
Tak zresztą było zawsze, co pokazuje znana anegdota, której bohaterem jest Winston Churchill. Marszałek Bernard Law Montgomery, niezwykle czuły na punkcie swojego wizerunku sportsmena o żelaznym zdrowiu, chwalił się kiedyś Churchillowi, że nie pije, nie pali, uprawia sport i jest w stuprocentowej kondycji, na co premier Wielkiej Brytanii we właściwym sobie stylu odparł: "A ja palę, piję, nie uprawiam sportu i jestem w dwustrocentowej kondycji". Wielu ludzi uzna może przykład Churchilla (oryginała, którego dziwactwa przeszły do legendy) za ekstremalny, ale też chyba niewielu byłoby gotowych zamienić go na Justina Trudeau z odklejoną brwią.
Inne tematy w dziale Polityka