Widmo krąży po Polsce. To widmo, co ciekawe, na początku nawet jako tako przypominało człowieka, ale bardzo szybko okazało się, że to trup, którego przy życiu trzymają (a raczej sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z istotą żywą) tylko kolejne kopnięcia prądem, generowanym w Brukseli. Bo też jak inaczej, niż za pomocą wysokiego napięcia, ożywić istotę, pozszywają z fragmentów innych bytów politycznych, która funkcjonuje u nas pod nazwą opozycji totalnej, a przy której potwór doktora Frankensteina może uchodzić za wzór urody i inteligencji?
Niestety, jak już wspomniałem, potwór doktora Junkersteina okazał się dużo mniej trwały od tego, zrodzonego w zakamarkach wyobraźni Mary Shelley (może dlatego, że doktor, który go zszywał był po kilku głębszych) i od razu zaczęły zeń odpadać kawałki ciała - a to noga, a to głowa, a to Ryszard Petru. W efekcie obecnie mamy do czynienia jedynie z widmem - małym, zawistnym trollem, który może nie ogarnia wiele ze spraw tego świata, ale jedno wie na pewno: PiS się narządziło, teraz moja kolej.
No dobrze, ale właściwie dlaczego - dlaczego wyborcy mieliby oddać władzę potworowi doktora Junkersteina (a raczej temu, co z niego zostało)? Jaką konkretnie ofertę mają dla wyborców totalsi? Oczywiście żartowałem - oni nie bawią się w takie, za przeproszeniem, duperele, jak przekonywanie do siebie ludzi, jakieś programy wyborcze, itp. Nie, to dobre dla naiwnych.
Co więc mamy zamiast tego? Oto krótki przegląd wydarzeń z paru ostatnich dni (kolejność przypadkowa). Oto jakaś pani na Twitterze odkryła, że każdy, kto nie nie popiera Platformy jest "botem" (kto ciekawy niech sprawdzi, co zacz ten cały bot - od razu wyjaśniam, że nie chodzi o U-booty). Inna pani, która lubi dobrze zjeść (wystarczy na nią spojrzeć) poszła do fast foodu, a spotkawszy tam prezydenta Dudę z miejsca zaczęła go molestować pytaniami "czemu zgadza się na łamanie konstytucji", przez co natychmiast stała się bohaterką, której czołówki poświęciły wszystkie tefałeny wyborcze (tutaj wyjaśnijmy, że prywatnie dama owa jest kodziarką, która Rejtanem kładła się przed Wawelem, by nie dopuścić tam Jarosława Kaczyńskiego i tak się przypadkowo składa, że jest córką prominentego działacza Platformy). Oprócz tego niemal każde spotkanie posłów PiS z wyborcami, kończy się ostatnio awanturą, wywołaną przez jakiegoś "obrońcę demokracji".
Ale i tak moim ulubionym wykwitem "inteligencji" opozycji totalnej jest tzw. "konwój wstydu". Oto po Polsce jeżdżą samochody z wizerunkami polityków PiS i informacją, że zarobili oni tyle, a tyle. To jest tak głupie i małe, że człowiek gotów pomyśleć, iż wymyślili to Nitras z Gajewską podczas jakiejś suto zakrapianej i suto opalanej ("leczniczą" marihuaną) imprezy. Nie wiem, czy tak było, ale chętnie w to wierzę. Naprawdę - kim trzeba, być i jak bardzo trzeba mierzyć ludzi swoją miarką, żeby uwierzyć, że bazując na zawiści uda się wygrać wybory?
Nie wiem, jak PiS, ale ja bym po prostu ten konwój zwyczajnie strollował, czyli jeździł, z identycznymi banerami, ale z dopiskiem: "My też chcemy tyle zarabiać, dlatego głosujecie na nas". Podpisano: Platforma Obywatelska, PSL, Nowoczesna. Nie byłoby to może zbyt finezyjne, ale miałoby to tę zaletę, że zwyczajnie byłaby to prawda. W końcu totalsom tylko o to chodzi.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo