"Polska w rui? Nie!" - pewnie tak właśnie zrozumiałyby pierwsze zdanie tytułu "wkurzone dziewuchy", gdyby je usłyszały, a nie przeczytały. Natychmiast też zapewne zinterpretowałyby je jako kolejny element pisowskiej opresji wymierzonej w tzw. "prawa reprodukcyjne" (nawiasem mówiąc, czy tylko ja uważam, że posługiwanie się takim obrzydliwym, z uwagi na swój bezdusznie techniczny charakter, sformułowaniem jak "prawa reprodukcyjne" sprowadza człowieka do poziomu bydła, inseminowanego taśmowo przez zootechników?). Sęk bowiem w tym, że "wkurzonym dziewuchom" (nawet, a może - zwłaszcza, tym po sześćdziesiątce) wszystko kojarzy się niestety tylko z jednym, zupełnie jak temu kapralowi z dowcipu. Na dodatek nie są one zbyt lotne, czego przykłady można sobie obejrzeć w internecie na filmikach z ich pochodów. Mój ulubiony to ten, gdzie jakieś trzy dziewczyniny w wieku licealnym (dwie siedemnastolatki i ich rok młodsza koleżanka) nie potrafiły policzyć, ile w sumie mają lat... Zamiast jednak powtórzyć matematykę na poziomie podstawówki wolały przywdziać czarne stroje i szlajać się po różnych "protestach kobiet."
Nie o tym jednak chciałem pisać, ale o tym, że po półtora roku rządów Prawa i Sprawiedliwości Polska jest w ruinie, co udowadniła ostatnio Agencja ratingowa Moody's, która podniosła szacunek PKB Polski na 2017 r. do 3,2 proc. r/r. Według poprzedniej prognozy, produkt krajowy Polski miał urosnąć o 2,9 proc. W ocenie agencji, wzrostowi gospodarczemu Polski sprzyja rosnąca konsumpcja prywatna, napędzana m.in. przez program 500 plus. Konsumpcja prywatna to ok. 60 proc. polskiego PKB, więc jej zwiększenie przełoży się na wyższy wzrost gospodarczy. Ponadto agencja zwróciła uwagę na niską stopę bezrobocia, oscylującą wokół 8 procent (spadek o ok. 1,5 pkta procentowego r/r), co z kolei jest efektem pojawienia się dodatkowych ok. 180 tys. miejsc pracy w sektorze przedsiębiorstw. Spadkowi bezrobocia towarzyszy wzrost wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw (4,3 proc. w styczniu i 4 proc. w lutym wobec 3,8 proc. średnio w zeszłym roku) oraz wzrost wydajności.
Tak oto rozszalały kaczyzm, wprowadzając to swoje całe "pincet plus", z którego śmieją się nawet mądrzy i przyzwoici na Jamajce (jak nie wierzycie, zapytajcie Komorowskiego), a także skłócając nas z Europą, światem i Fransem Timmermansem niszczy dorobek ośmioletnich rządów Platformy Obywatelskiej i "peezelu". Czy ktoś ich powstrzyma? Czy znajdzie się silny człowiek, który położy kres temu niszczeniu Polski? Czy Robert Górski w czynie społecznym nakręci kolejnych dziesięć odcinków satyrycznego serialu - równie nieśmiesznych, jak poprzednie? Czy Mateusz Kijowski wraz ze swoimi kodziarzami przejdzie w proeuropejskim pochodzie 50 km i wystawi 50 prodemokratycznych faktur? Czy Petru zjednoczy siły ze Schetyną i urządzą kolejny ciamajdan, przy czym tym razem każdy z nich zabarykaduje się w siedzibie swojej partii, grożąc że będzie ją blokował dopóty, dopóki Jarosław Kaczyński nie ustąpi z wszystkich funkcji? Oczywiście najlepszy efekt byłby wtedy, gdyby te wszystkie działania zostały skoordynowane i nastąpiły w tym samym czasie. Jedno jest pewne - trzeba działać, bo inaczej PiS całkiem zrujnuje dorobek ostatnich 8 lat. A do tego nie można dopuścić, bo co o nas w Berlinie powiedzą?
Inne tematy w dziale Polityka