fot. Government Press Office
fot. Government Press Office
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
1033
BLOG

Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Cz. III

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Część III - Cisza w eterze oznacza wojnę! Po co nam Watykan? 

Czytaj także:Część I - Koszmar Ben Buriona

Czytaj także:Część II - Rewolty, samolot, źródła wody, Sowieci, szpiedzy

Słowa w świecie arabskim rzadko wiążą się z czynami. Wiosną 1967 roku słowa miały uratować honor arabski, jednak to izraelska cisza radiowa 5 czerwca 1967 doprowadziła Arabów do klęski i hańby.

W maju 1967 roku po kolejnym izraelskim ataku lotniczym na Syrię, Gemal Abdel Naser musiał zareagować. Pomimo uprzednich sporów i nieudanej unii z Damaszkiem, Kair zadeklarował sojusz wojskowy z Syrią. Do sojuszu dołączył król Transjordanii Hussain, który musiał na bok odłożyć swoje urazy za „psa CIA” i „gnidę amerykańską”, jak go, nie bez racji, nazywały egipskie media.

Świat arabski wybuchł w euforii. Parady, demonstracje, buńczuczne nagłówki prasowe, komunikaty radiowe nawołujące Palestyńczyków do pakowania się, ponieważ zjednoczone armie arabskie zepchną Żydów do morza. Telewizja egipska pełna była „mowy nienawiści” i przekonywała cały Bliski Wschód, że czas syjonistów dobiegł końca. Żeby utwierdzić widzów w swoich opiniach, egipskie kanały telewizyjne pokazywały parady wojskowe chwalące się nowoczesnym sowieckim sprzętem, a na ulicach Kairu miliony ludzi okazywało swoją realną miłość do prezydenta i jego konfrontacyjnej polityki.

Tymczasem 15 maja, z okazji Dnia Niepodległości w Jerozolimie zachodniej, na skromnej paradzie wojskowej armia izraelska zaprezentowała się biednie. Szef sztabu Icchak Rabin wraz z premierem Levim Eskholem przyglądali się pochodowi złożonemu z kilku wozów bojowych i defilujących żołnierek. Co więcej, w izraelskim radiu tak „niby przypadkiem” zatriumfował przebój Yerushalaim Shel Zahav – Złota Jerozolima, o tym jak historyczne jerozolimskie Stare Miasto, znajdujące się od 1948 roku w Transjordanii, jest puste, ponieważ nie ma tam Żydów. Ta urokliwa pieśń, miała być antidotum na egipskie prężenie muskułów, które Żydzi oglądali na egipskim kanale w telewizji. Izraelskiej telewizji wtedy jeszcze nie było. Ta powstała dzięki „Wiesławowi” po marcu 1968 roku.

Naser przy wielkim aplauzie ulicy w całym świecie arabskim ogłosił blokadę Cieśniny Tirana dla izraelskich okrętów i innych żeglug płynących do lub z portu czerwonomorskiego w Ejlacie. Egipski prezydent w gorączce poszedł jeszcze o krok dalej. Kazał wynosić się wojskom ONZ stacjonującym od 1957 roku na Synaju i ku jego wielkiemu zdziwieniu „błękitne hełmy” spakowały się i wróciły w chłodniejszy obszar świata. Naser mocno się zdziwił decyzją ONZ. Do dzisiaj pozostaje niewyjaśnione, dlaczego wojska międzynarodowe postanowiły spełnić życzenie egipskiego prezydenta, który zmuszony był do zachowania pozorów przed światem arabskim. Na żadną wojnę z Izraelem Egipt ani Syria nie była gotowa przed 1970 rokiem. Sowiety nie zdążyły dostatecznie przeszkolić oficerów syryjskich i egipskich w obsłudze nowoczesnego sprzętu. Zresztą do portów w Aleksandrii i Latakii nie dopłynęła całość zamówienia złożonego w Moskwie. Egipski sztab generalny wysłał na Synaj zaledwie kontyngent, który musiał, improwizując, ulokować się wzdłuż granicy z Izraelem. Przecież trwała wyniszczająca i absorbująca Kair wojna w Jemenie.

Izrael, który najprawdopodobniej rozgrywał skuteczną wojnę psychologiczną ze swoimi sąsiadami, nie mógł dłużej czekać, skoro wszelkie okoliczności przybliżają do upragnionej wojny. Ogłoszono powszechną mobilizację rezerwy, a więc wszystkich zdolnych do noszenia broni mężczyzn w wieku od 18 do 55 roku życia. Świat arabski nawoływał do wojny, ale Arabowie w swojej masie nie byli przeszkoleni wojskowo. Inaczej niż Żydzi, którzy prowadzili realne działania doprowadzające do eskalacji i byli prawie całkowicie skoszarowani. Nie ma w Izraelu cywili, zawsze powtarza Hamas po kolejnym zamachu. Oni będą, byli lub są w strukturach wojskowych.

Oficjalnym casus belli dla Tel Awiwu była blokada Cieśniny Tirana, która uniemożliwiała izraelską żeglugę po Morzu Czerwonym. Znamy z opowiadań Marka Hłaski jak wyglądał w tym czasie Ejlat – tropikalna osada pomiędzy Akabą i egipską Taabe. Kilka baraków, upał i jakaś infrastruktura obsługująca tankowce z ropą z Iranu. Ropą, za którą do dziś Izrael nie zapłacił Iranowi.

Jest to obraźliwe dla naszego wojska stwierdzenie, że w czerwcu 1967 roku mogliśmy przegrać wojnę – pisał w swoich pamiętnikach ówczesny naczelny dowódca izraelskiego lotnictwa, a późniejszy prezydent kraju Ezer Weizman. W podobnym tonie miał się wypowiadać w Waszyngtonie wiosną 1967 roku szef Mossadu, Meir Amit – wojna nie będzie dłuższa niż tydzień. Może 7 dni – zapowiadał Amit. Mimo to, w mediach atlantyckich zawrzało. Świat arabski pod wodzą egipskiego prezydenta Gemala Abdel Nasera dokończy dzieło Hitlera – ogłaszała prasa „wolnego świata”. W Izraelu uruchomiona propaganda grzmiała – jesteśmy sami, musimy się bronić. Walczymy o przetrwanie.

Zmobilizowane izraelskie wojsko na granicy czekało bezczynnie na jakąkolwiek polityczną decyzję – bijemy się czy wracamy do domu, gaworzyli rezerwiści. Na stadionie piłkarskim w Ramat Ganie kopano groby. Tysiące grobów. Społeczeństwo utrzymywane w panice przez rząd szykowało się na być może przegraną wojnę. Przecież zjednoczone armie państw arabskich miały ponad 0,5 mln żołnierzy, 1 tys. samolotów i ponad 2,5 tys. czołgów. Żydzi mogli wystawić „jedynie” 264 tys. żołnierzy, 300 samolotów i 800 czołgów. Lecz nie ilość, lecz jakość zawsze decyduje. Kiedy syryjski oficerowie, niczym sanacyjne fircyki, siedzieli bezczynnie po damasceńskich kawiarniach, Żydzi nieustannie ćwiczyli nowe rozwiązania taktyczne.

Dni mijały, a cywil na stanowisku premiera Izraela, Levi Eskol, nie umiał podjąć decyzji o ataku. A czas naglił. Sowieci mobilizowali bazy lotnicze w Armenii i na Krymie. Bić się z egipskimi pilotami to żaden wysiłek, ale z sowieckimi? To może doprowadzić do wojny światowej. Masz najsilniejszą armię od czasów króla Dawida, atakujmy – krzyczeli generałowie na Eskola. W Tel-Awiwie emeryci i kobiety demonstrowali, domagając się powrotu „jednookiego szakala pustyni”, Mosze Dajana, do armii. Szef sztabu Rabin w oparach ciągłego tytoniowego dymu przeszedł chwilowe załamanie nerwowe. Eskol usłuchał głosu ludu, mianował Dajana ministrem obrony, który zgarnął niezasłużone krajowe i międzynarodowe uznanie jako twórca wiktorii 1967 roku, chociaż przyszedł na urząd na 5 dni przed wojną.

Jednak Dajan, który w wolnych chwilach zajmował się kradzieżą artefaktów archeologicznych, miał wybitny pomysł. – Niech będzie cisza. Zaatakujmy ich, ale niech nie będzie ani jednego komunikatu z naszej strony. Niech świat uwierzy w ich kłamstwa. Po konsultacjach i powrocie Rabina, ustalono, że 5 czerwca 1967 roku stworzy się historię.

Rankiem 5 czerwca, pomiędzy 7:30 a 7:45, 298 izraelskich samolotów uderzyło na egipskie lotniska na Synaju i w północnym Egipcie. Izraelski wywiad wojskowy Aman wyliczył, że to jest ten czas, kiedy egipskie maszyny stoją na pasach startowych, piloci kończą śniadanie, a nie wszyscy dowódcy dojechali z kwater do baz. W ciągu kwadransa egipskie lotnictwo wojskowe przestało istnieć, a młody generał Ariel Szaron zrobił to, co umiał najlepiej – najechał czołgami na Egipcjan na Synaju. Naser był zdruzgotany. Nie było pełnego obrazu rzeczywistości, a egipskie media zaczęły… ogłaszać o triumfie wojsk naserowskich, które przekroczyły granicę z Izraelem! Tel-Awiw milczał. Ludzie, przerażeni brakiem dementi ze strony izraelskiej, wierzyli egipskim doniesieniom. Uwierzył też Amman i Damaszek, którzy rozpoczęli ostrzał artyleryjski izraelskich pozycji. Chociaż poszedł od Eskola komunikat do króla Husseina, żeby nie angażował się w tę wojnę, to izraelskie lotnictwo po skończeniu z Egiptem zaatakowało lotniska w Syrii, Iraku i Transjordanii. Po wojnie izraelskie radio opublikowało podsłuchaną rozmowę telefoniczną pomiędzy Naserem i Husseinem, w której panowie ustalali wspólną wersję przyczyn kompromitacji. I po co to było, kręcili głowami z niezadowoleniem ludzie z Mossadu. Po co mają wiedzieć, że ich podsłuchujemy?

Izraelskie dywizję pancerne gniotły Egipcjan pozbawionych osłony lotniczej. Zresztą na Synaju był tylko kontyngent, który musiał mierzyć się z całym izraelskiej frontem południowym. W ferworze walki na Synaju znalazł się samolot z egipskim szefem sztabu, Abdelem Munirem Riadem. Ten po powrocie do Kairu miał ze łzami w oczach przekonywać Nasera, że to koniec i należy się wycofać z Synaju. Naser podjął decyzję – wycofujemy się, co tylko jeszcze bardziej zdezorganizowało armię egipską, w której morale pomimo wszystko było takie, żeby się bić dalej. Jednak rozkaz to rozkaz i egipscy żołnierze najczęściej bez butów (bo Allah nie weźmie do nieba w butach) maszerowali po gorącym pustynnym piasku do niewoli albo na drugi brzeg Kanału Sueskiego, do którego Szaron dojechał po uprzednim zajęciu Gazy 7 czerwca, trzeciego dnia wojny. Największy wróg Izraela, ale też salafizmu oraz Arabii Saudyjskiej, został pobity.

Popołudniem 5 czerwca izraelski front centralny uderzył na Zachodni Brzeg. Dajan był przeciwko zajmowaniu Starego Miasta w Jerozolimie. Wiedział, że Żydzi z całego świata zamiast przyjeżdżać do kibuców dostaną hopla religijnego. Na co nam ten Watykan – miał mówić zirytowany, przewidując, że świat teraz będzie stale patrzył na to co Żydzi robią z Arabami. Co więcej, świat 6 czerwca dowiedział się co naprawdę się dzieje na Bliskim Wschodzie. Cisza radiowa miała być utrzymana, żeby mocarstwa, tak jak w 1956 roku, nie przeszkodziły walnej rozprawie ze światem arabskim. A wedle izraelskiej dialektyki, raz na kilka lat Arabowie muszą oberwać. A armia izraelska miała porachunki z Legionem Arabskim, ostoją tronu Haszymidów. Legion ten sromotnie pobił Żydów w trakcie wojny 1948-49. Jako że Żydzi nigdy nie zapominają i nigdy nie wybaczają, izraelscy komandosi podśpiewujący Yeruslaim Shel Zahav ruszyli na jerozolimskie Stare Miasto, na Legion Arabski. Artyleria Legionu umieszczona w sąsiednim Betlejem miała kłopot. Nie można strzelać na Święte Miasto! Jeszcze pocisk trafiłby jakiś meczet lub kościół. Takie myślenie było ongiś na Bliskim Wschodzie, dziś rujnowanym przez salafickich bandytów.

Legion Arabski, okazał się rywalem trudnym, ale nie aż tak bardzo wymagającym. Stare Miasto zostało zajęte 7 czerwca, zgodnie z przewidywaniami Dajana, religijna ekstaza wybuchła w Izraelu jak i na świecie. Elita aszkenazyjska rządząca Izraelem była całkowicie świecka i wroga religii. Haszymidzi będąc uprzednio wyparci z Mekki i Medyny przez Saudów, utracili ostatnie najważniejsze dla sunnickiego islamu miasto – Jerozolimę z Meczetem Al-Aksa. Wraz z upadkiem Jerozolimy, król Hussein utracił cały Zachodni Brzeg Jordanu, uzyskany przez jego dziadka króla Abdullaha. Hebron, Nablus, Jerycho wpadło w ręce Żydów, a rabini wojskowi otrąbili triumf i że przyjście Mesjasza jest już rychłe w związku z takimi cudami. Był też projekt wysadzenia meczetów jerozolimskich, na który Dajan mądrze się nie zgodził. Nie religia była teraz w głowach izraelskich generałów, lecz to, jak dobrać się do Syrii, nie wywołując sowieckiej interwencji w obronie swojego najwierniejszego sojusznika.

Egipt i Transjordania pobita, iracka baza H-3 zniszczona, więc obrazą dla Jahwe, Pana Zastępów, byłoby niezniszczenie Syrii, tym bardziej, że Eli Cohen przekazał cały rozkład fortyfikacji na Wzgórzach Golan. Rankiem 9 czerwca Izrael uderzył na Syrię. Lotnictwo i artyleria niszczyła zlokalizowane przez super szpiega Mossadu fortyfikacje syryjskie. Cohen zawisł na placu w Damaszku w 1965 roku, zdekonspirowany przez depeszę, kiedy syryjski kontrwywiad dostał nowoczesny sprzęt od Sowietów. 75 tys. żołnierzy syryjskich, pozbawionych wsparcia uprzednio zniszczonego lotnictwa, odpierało ataki przerzuconej z Synaju i Zachodniego Brzegu armii izraelskiej. Premier Levi Eskol był nieuchwytny telefonicznie. W krótkiej rozmowie z żoną chwalił pejzaże Golanu, ale ponoć nic nie słyszał o tym, że zebrało się posiedzenie ONZ wzywające do zaprzestania walk. Ponownie w tej wojnie wystąpiła cisza spowodowana brakiem sygnału.

Wedle pewnych już informacji, sowieckie lotnictwo osiągnęło stan gotowości bojowej na lotniskach w Armenii i Krymie. Dzień przed ofensywą na Syrię, 8 czerwca, izraelskie lotnictwo zatopiło na wodach międzynarodowych na Morzu Śródziemnym amerykański okręt USS Liberty, który zbierał wywiad elektroniczny w czasie tej wojny. W wyniku ataku zginęło 34 amerykańskich żołnierzy. Izrael się kajał i przepraszał, chociaż wiadomo było, że żadne państwo arabskie nie pływa na amerykańskich oznaczonych okrętach. Ale kto będzie w tak historycznej chwili zadawał niewygodne pytania? Już raz prezydent John F. Kennedy pytał Ben Guriona, co on buduje w Dimonie. Kennedy pojechał do Dallas i od tamtej pory Amerykanie udają, że nic nie wiedzą o izraelskim potencjale nuklearnym. 

10 czerwca izraelski premier Levi Eskol nawiązał łączność ze światem. Radio w Damaszku ogłosiło upadek miasta Kunejtry na trzy godziny zanim to rzeczywiście nastąpiło. Izrael wyszedł na pozycję szturmowe na syryjską stolicę. Ledwie 40 km dzieliło czołgi żydowskie od najstarszej stolicy świata. Levi Eskol zgodził się na zawieszenie broni, tak jak uprzednio to zrobiła Syria, Transjordania i upokorzony Egipt. Izrael po 19 latach od swoich narodzin zajął całą mandatową Palestynę, Synaj oraz Wzgórza Golan. Jednak, zdaniem izraelskich „rewizjonistów” historycznych, wojna 1967 roku była zaledwie wygraną bitwą w przegranej przez Izrael i „cywilizowany świat” wojnie.

Czytaj także:Część I - Koszmar Ben Buriona

Czytaj także:Część II - Rewolty, samolot, źródła wody, Sowieci, szpiedzy   

Tekst pierwotnie publikowany na Wnet.fm

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura