Nie wiadomo, kiedy Hezbollah powstał, chociaż jego narodziny należy łączyć z przybyciem około 1000 irańskich Strażników Rewolucji do Doliny Bekaa w 1982 roku. Szyici mieli już wówczas swoją strukturę – Amal, ale Teheran zabiegał o stworzenie organizacji sobie lojalnej i zgodnej z ideą rewolucji islamskiej ajatollaha Chomeiniego. Z czasem działacze Amalu zaczęli przechodzić do Hezbollahu jako tego bardziej bezkompromisowego, który wciela swoje słowa w czyn. Tym różni się Hezbollah od reszty świata arabskiego – mało mówi, ale robi bardzo dużo. A i te działania z reguły są bardzo skuteczne.
Świat dowiedział się o nowym graczu na libańskiej i bliskowschodniej szachownicy w 1983 roku – zamachowcy-samobójcy z nieznanej z imienia organizacji wjechali ciężarówkami nafaszerowanymi ładunkami wybuchowymi w amerykańskie i francuskie koszary, ambasady, a także w izraelską kwaterę główną w okupowanym Tyrze. Tysiące ofiar śmiertelnych, a świat zapoznał się z koncepcją, że w imię Allaha człowiek jest w stanie poświęcić swoje życie, aby zabijać wrogów.
Dla szyitów w sumie to nic nowego. Szyizm opiera się na męce wnuka Mahometa imama Husseina, który poległ w bitwie pod iracką Karbala w 680 roku. Imam wzywał swoich zwolenników do stawienia się do walki. Ci jednak zawiedli, dlatego konstrukcja szyickiej duszy oparta jest na poczuciu winy, że w tej historycznej chwili nie było się obecnym w Karbali. Hayhaat min adh-Dhillah – lepsza śmierć niż upokorzenie, prawi myśl szyicka. Hayhaat min adh-Dhilah powtarza w przemówieniach sekretarz generalny Hezbollahu Sayyed Hassan Nasrallah. Zero kompromisu.
Hezbollah oficjalnie nie przyznaje się do tych zamachów wskazując, że oficjalnie powstał w 1985 roku, chociaż wszelkie ślady jawne (m.in. wypłacane renty dla rodzin zamachowców) i niejawne wskazują właśnie, że to była ich robota, a dokładnie Imada Mougniyeha, do 11 września 2001 roku najbardziej poszukiwanego terrorysty na świecie.
Mougniyeh zadziałał jeszcze kilkakrotnie – w Argentynie wysadził izraelską ambasadę i centrum żydowskie, w Arabii Saudyjskiej skutecznie raził żołnierzy amerykańskich oraz był jednym z ojców zwycięskiej wojny z Izraelem w 2006 roku. Został zabity przez „nieznanych” sprawców w Damaszku w 2008 roku, co też mogło być przygotowaniem do koszmaru, na który ten biedny kraj został skazany.
W latach 80. Hezbollah przeżywał swoją „naiwną młodość”, jak to określają eksperci bliskowschodni. Parał się porwaniami cudzoziemców, wojował z konkurencyjnym Amalem, Palestyńczykami, Druzami, maronitami. Na okupowanym przez Izrael południu sukcesywnie przeprowadzał rajdy na posterunki wojskowe i zamachy samobójcze na konwoje.
W 1992 roku Izraelczycy metodą „targeting killing” zlikwidowali przywódcę Hezbollahu Abbasa Musawiego. Sukces okazał się klęską. Na miejsce Musawiego powołany został Hassan Nasrallah, zdaniem wielu komentatorów najwybitniejszy przywódca arabski od czasów Nasera, chociaż słyszy się też porównania do Mohammeda Alego czy nawet Saladyna.
Nasrallah zreformował organizację do machiny niemalże idealnej. Stwierdził, że Hezbollah nie jest od tego, aby szerzyć islamską rewolucję. On jako szyita osobiście bardzo by chciał, aby taki ustrój zapanował, ale to obecnie w Libanie jest niemożliwe. Za Nasrallaha Hezbollah stał się organizacją mającą jeden cel – wyzwolenie południowego Libanu, niezależnie od konfesji ludzi tam żyjących (większości szyitów, ale też maronitów i Druzów). Hezbollah miast ideologii Chomeiniego zaczął promować libański patriotyzm, a więc twór abstrakcyjny dla większości mieszkańców kraju. Nie będziemy walczyć z Amalem, maronitami czy Druzami, grzmiał lider Partii Boga, naszym wrogiem – wszystkich muzułmanów i Arabów – jest Izrael i wspierająca go Ameryka, chociaż tę zwalczamy jedynie za jej politykę, a nie za sam fakt, że istnieje. Jeden wróg, jeden cel. Zwycięstwo albo śmierć.
Taktyka wojskowa Partii Boga (ponieważ jest też skrzydło polityczne, biznesowe i charytatywne) od objęcia sterów przez Nasrallaha uległa zmianie. Zredukowano szkodliwe wizerunkowo zamachy samobójcze. Awangardą frakcji militarnej stali się doskonale wyszkoleni i wyposażeni żołnierze z klanów szyickich. Zdrada jednego z nich oznacza hańbę dla całego klanu – najlepszy kontrwywiad. Żołnierze Partii Boga muszą być żonaci, albowiem żonaty w kulturze arabskiej uchodzi za osobę poważną, odpowiedzialną. Rzecznik Hezbollahu Naim Qassim w jednym z nielicznych wywiadów powiedział:
– Wzrastaliśmy w latach 70. i 80., obserwując Palestyńczyków, którzy stracili swój kraj. Chcieli żyć po zachodniemu, pili alkohol, zażywali narkotyki, nie żyli moralnie, gwałcili kobiety. Kiedy Izrael ich zaatakował, nie byli dla nich żadnym przeciwnikiem. To nas nauczyło, że tylko droga islamska jest skuteczna nie tylko do życia, ale też do obrony swojego kraju.
W maju 2000 roku Izrael wycofał się z Libanu. Taktyka Partii Boga, która stała się niezniszczalna na własnym terenie, okazała się skuteczna. Domniemane szlaki narkotykowe, kradzież żyznych gleb i wody oraz testowanie najnowocześniejszej technologii wojskowej stały się nieopłacalne dla Żydów w związku z tym, że co kilka dni musieli pokazywać zdjęcia kolejnych zabitych rekrutów.
Nasrallah w chwili triumfu już szykował się na przyszłość. Kazał bojówkom Hezbollahu otoczyć maronickie wsie i miasteczka, żeby nie doszło do pogromów – duża część maronitów wspierała Izrael i służyła w kolaboranckiej Armii Południowego Libanu. Nie! – grzmiał lider Partii Boga – kto jest winny, tego skaże sąd niepodległego Libanu. My zrobiliśmy swoje. Ale walka nie ustała – dodał w przemówieniu dla telewizji Hezbollahu Al Manar – Musimy wyzwolić Farmy Shebaa, a także nigdy nie zapomnimy krzywdy siedmiu szyickich wsi zniszczonych w Palestynie. I przede wszystkim, nasza walka nie skończy się, aż Palestyna i Jerozolima wróci do świata islamu.
Sekretarz generalny Partii Boga jest człowiekiem wyjątkowym. Potwierdzają to nawet jego najwięksi oponenci. Przemówień Nasrallaha się słucha. Odrzucając treść religijną, która stanowi około 1⁄4 zawartości, to przesłanie polityczne i analiza rzeczywistości czyni z Nasrallaha wybitnego myśliciela. Być może nawet jednego z największych naszych czasów. Prof. Norman Finkelstein, chwalił Nasrallaha za tytaniczny wysiłek intelektualny który wkłada do swojej pracy. – W jednym z jego przemówień cytował on pamiętniki Georga Busha, na 5 dni przed światową premierą, a więc na 5 dni zanim Bush je przeczytał. On czyta światowe i izraelskie gazety i rozumie ze świata o wiele więcej niż wielu współczesnych „postępowych” światowych liderów – zachwalał przywódcę Partii Boga autor „Przedsiębiorstwa Holocaust”.
Innym razem lider Hezbollahu bardzo trafnie ocenił „proces pokojowy”: - Nie mogę zabronić Palestyńczykom negocjacji z Izraelem. Tylko się pytam, co Palestyńczycy osiągnęli przez 25 lat negocjacji z syjonistami? Nic. W tym czasie Islamski Ruch Oporu wyzwolił południowy Liban w 2000 i wygrał z nimi wojnę w 2006, i na kolejną jesteśmy gotowi, którą dzięki woli Boga wygramy – objaśniał Nasrallah.
Z cukierni mknę dalej na wschód. Niebo się chmurzy. Anomalia pogodowa w krainie, w której od maja do października nie znają deszczu (w Bejrucie i wzdłuż pasa nadmorskiego, albowiem w Libanie są góry, na których cały rok leży śnieg). Mijam tabuny otyłych bab opatulonych rodem z irackiego Nadżafu. Ale być może synowie tych kobiet walczą teraz w Syrii. Bohaterowie. Należą im się podziękowania. Szkoda, że synowie tych co tak bidolą nad „upadkiem cywilizacji europejskiej” nie znajdują drogi do Damaszku.
Po kilkupasmowej drodze mkną pojazdy, dużo skuterów. Jak dotąd jest spokój i żaden to obszar „no–go”. Miejscowa kawalerka/shebab nie zaczepia, nie wypytuje, chociaż widać co po niektórych mocarną i umięśnioną sylwetkę. Poważni ludzie. Hezbollah w swoich szkołach dba o kondycję fizyczną (i stawia na technologię, o polityce historycznej to jeszcze nie wiedzą). Od żłobka do nagrobka. Klan, mafia, sekta. Wyjścia z Hezbollahu nie ma. W nim są wszyscy i nikt, albowiem rodziny poległych bojowników z reguły dowiadują się, że ich syn/mąż/ojciec był w oddziałach bojowych, wraz z listem kondolencyjnym z partii i czekiem z odszkodowaniem. Chociaż od wojny w Syrii nawet i czeki potrafią nie przychodzić. Tak dużo szahidów, a taka niska cena perskiej ropy. Ale to Hezbollah powstrzymał marsz salafitów na Liban. Partia Boga musiała zareagować. Salafici niszczyli szyickie święte miejsca w Syrii, a Jabatt Al-Nusra atakowała szlaki tranzytowe irańskiej broni do Partii Boga. To czyim sojusznikiem są salafici?
Mijam pierwsze wejście w uliczkę obarykadowaną posterunkiem wojskowym. Kto od czego chroni? Hezbollah od świata czy świat od Hezbollahu? Zresztą – na jakim żołdzie są przyglądający mi się żołnierze armii libańskiej? Tym oficjalnym czy nieoficjalnym? Więcej pytań niż odpowiedzi. Zerkam nieśmiało w oddzieloną przestrzeń, w której po oczach bije bieda i zbyt duże zasłony pilnie strzegące domowej intymności.
Rozglądam się po okolicy – może jedna lub dwie żółte chorągiewki. Żadnych portretów, zdjęć, bilbordów. Nic. Idę dalej i trafiam na szereg serwisów samochodowych. Normalna sprawa. Tych ludzi nie stać, tak jak maronitów, na dwa lub więcej aut – jedno do boksowania się za dnia, a drugie, ekskluzywne, do szpanu w nocy. Mijając szereg tych zakładów, skojarzyłem sobie, gdzie w Warszawie za okupacji magazynowano broń – ano w takich przybytkach. W końcu to i to jest metal, a w Dahiyi może on być potrzebny bardzo rychło, kiedy salafici lub Izraelczycy zrobią rajd. Już kilku z ISIS wysadziło się w tej dzielnicy.
Maszeruję dalej Dahiyą i widzę rozwalone budynki, niekiedy bez ścian, ze śladami po kulach. Z której wojny? Nie wiadomo – tyle ich było. W sklepie zoologicznym uśmiechnięty facet pijący herbatę z miętą trzyma w klatkach gołębie, papugi, ale też kota i psa. Dziwne to. Pies w muzułmańskiej części miasta? Przecież muzułmanie psów nie lubią i znęcają się nad nimi.
Nierówno rozlany asfalt prowadzi mnie przez okolicę, w której w nocy nie chciałbym się znaleźć. Kolejny posterunek, a pewną panią w czerwonej bluzce i dżinsach to już trzeci raz zobaczyłem. Czyli jednak jest porządek, pomimo zewnętrznego chaosu. Cały czas czuję czyjś wzrok na swym spieczonym u Charbela karku. Być może lepiej tak niż w rzekomym „cywilizowanym” świecie, gdzie bliźni wadzi i nikt go nie jest ciekawy.
CDN...