Dwa bliskowschodnie szczyty miały niezwykle ważne znaczenie dla porządku i portfela światowego. Pierwszy z nich - Biden w Arabii Saudyjskiej wykazał jak bardzo świat arabski chce być podmiotem a nie przedmiotem na światowej szachownicy. Dlatego też amerykański prezydent niejako został „sponiewierany”. Drugi szczyt w Teheranie odbył się w „przyjacielskiej” atmosferze, jednak bomby i rakiety odpalone po jego zakończeniu przypomniały, że w realnej polityce nie zawsze o PR chodzi.
Dwa bliskowschodnie szczyty miały niezwykle ważne znaczenie dla porządku i portfela światowego. Pierwszy z nich - Biden w Arabii Saudyjskiej wykazał jak bardzo świat arabski chce być podmiotem a nie przedmiotem na światowej szachownicy. Dlatego też amerykański prezydent niejako został „sponiewierany”. Drugi szczyt w Teheranie odbył się w „przyjacielskiej” atmosferze, jednak bomby i rakiety odpalone po jego zakończeniu przypomniały, że w realnej polityce nie zawsze o PR chodzi.
Biden przyleciał do Arabii Saudyjskiej w jednym celu - rozpocząć dialog z Domem Saudów, który został zerwany po wyborach amerykańskich. Co prawda amerykański prezydent związany jest ze środowiskami lewicowymi, które „pieszczą” Palestynę jak i zwalczają saudyjskiego następcę tronu Mohammeda ibn Salmana (MBS), jednak nie ma to żadnego politycznego znaczenia w chwili obecnej. Ani Palestyny nie będzie, ani dziennikarz saudyjski Jamal Khasagiggi nie zmartwychwstanie, ani prawa LGBT nie będą tolerowane w Saudach jak i nic nie cofnie skutków wojny w Jemenie. USA po fiasku rozmów z Iranem oraz tradycyjnym dziadostwie politycznym w Palestynie potrzebuje Saudów. A Saudowie potrzebują USA. Bo wbrew gadaczom na youtubie, Zatoka Perska nie zmieni swojego opiekuna - były, są i będą nim USA. Nie zmieni tego nawet fakt, że 80% zysków z Zatoki to rynek azjatycki. Istnienie takich krajów jak Bahrajn, Katar, Emiraty czy Saudi zależy tylko i wyłącznie od USA. Dlatego też Biden w Saudi był chłodno potraktowany ale wiedział też, że ani ropa nie tryśnie na zawołanie (bo się nie da) ani też nie będzie przełomowego dla regionu ujawnienia relacji izraelsko-saudyjskich, które są filarem obecnego Bliskiego Wschodu. Nie zmieni tego też idiotyczny reportaż izraelskiej TV nakręcony w Mekkce, do której niemuzułmanom wjechać nie wolno. Biden rozpoczął dialog, a resztę już w chwili obecnej załatwiają amerykańscy i saudyjscy decydenci i wojskowi.
Drugi szczyt czyli światowej 2 lub 3 ligi w Teheranie na który przyleciał Putin oraz Erdogan miał pokazać, że kształtuje się globalna antyzachodnia koalicja. Prześmiewczo można dodać koalicja biedoty. Niemniej upokorzony przez Saudów i NATO Erdogan dostał odrazu kolejnego policzka od Irańczyków, żeby ten trzymał się daleko od Syrii jak i uspokoił Azerów aby nie blokowali drogi łączącej Armenię z domeną ajatollahów. Solidny cios w stronę tureckiego prezydenta poszedł też od Putina. Nie dość ze Rosjanie zbombardowali wioski w okupowanej przez Turcje części Syrii, zabijając przy tym 12 cywilów to jeszcze ostrzelali port w Odessie dobę po podpisaniu porozumienia odnośnie eksportu ukraińskiego zboża przez ten port. Ten układ był żyrowany przez Turcję i ONZ.
Putin miał zaproponować 40 mld USD inwestycji w archaiczny irański przemysł wydobywniczy. Jednak pozostaje kwestia - skąd Putin ma na to pieniądze jak i technologie, albowiem sami Rosjanie w dziadostwie wiele Iranowi nie ustępują. Oczywiście irańska opozycja wyśmiała propozycje Putina. Nikt jeszcze nie zobaczył w Iranie 1 USD z Chin. 400 mld USD miało być zainwestowane w Iran przez Chiny, jednak to jak szereg innych projektów Pekinu w regionie pozostaje hipotetyczne. Jednak bomby są realne. Takie jak te co spadły na Irańczyków pod Damaszkiem (gdzie rosyjska obrona przeciw lotnicza) jak i turecka rakieta co zabiła 9 szyitów w Kurdystanie, przez co proirańskie formacje oblegały przez kilka dni turecka ambasadę w Bagdadzie.
Inne tematy w dziale Polityka