Samolot z izraelskim premierem przeleciał saudyjskie przestworza i wylądował w stolicy Emiratów Arabskich Abu Dhabi. Tam potomkowie biblijnego Sema - Naftali Bennet i emiracki następca tronu Mohammed ibn Zayed wyściskali w tym historycznym momencie. Tematem, który łączy Izrael i ZEA jest biznes oraz Iran.
Rachunek jest prosty - Zatoka Perska ma kapitał a Izrael ma technologie. Świat arabski zaczął dostrzegać Izrael jako państwo stałe a nie sezonowe w tym regionie, tym samym Żydzi zaczynaja być częścią realnego Bliskiego Wschodu. Tym bardziej, że Izrael przestał być państwem na Bliskim Wschodzie a stał się bliskowschodni. To Żydzi mizrahi - wschodni są najliczniejsza grupa zamieszkująca ten kraj a ich kuchnia, muzyka i mentalność (niewiele różniąca się od arabskiej) jest dominująca. A to oznacza, że czas zacząć robić realna politykę a nie tylko „zimne pokoje” pod nadzorem światowych mocarstw.
Izrael również potrzebuje świata arabskiego, a kapitału z Zatoki Perskiej przede wszystkim. Europa z izraelskiego punktu widzenia jest wrogim lewicowym terytorium o antyizraelskim resentymencie. Co więcej Stary Kontynent zarówno Żydom jak i Zatoce Perskiej nie ma nic do zaoferowania - ani kapitału ani technologii. Dlatego też Tel-Awiw upatruje we współpracy z takimi krajami jak Emiraty, Bahrajn, Kuwejt, Katar czy Arabia Saudyjska swojej przyszłości i zarobku, gdyż nawet dotacje amerykańskie mogą być ograniczone w przyszłości.
Dodatkowym spoiwem dla Arabów i Żydów jest strach przed Iranem. Z tym, że dla Arabów jest to strach realny a dla Żydów medialny. Iran nigdy nie ukrywał tego, że w przypadku zagrożenia zewnetrznego lub wewnętrznego dla reżimu zniszczy saudyjski i emiracki przemysł naftowy i infrastrukturę. Rodziny ibn Saud i ibn Zayed wiedzą o tym, że z inspiracji ajatollahów mogą poprzez oddolną rewolucje przejść do historii. Z ich perspektywy jest to groźniejsze niż irański program atomowy. Natomiast Izrael uważa, że zarówno program atomowy jak i sam reżim ajatollahów musi zostać usunięty. Tel-Awiw wie o tym, że irańskie społeczeństwo jest najbardziej proamerykańskie i proizraelskie w regionie. A Persowie niezależnie od stopnia swojej religijności lub przy jej braku - nienawidzą i pogardzają Arabami, którzy podbili Persję i narzucili islam. Jeśli reżim zniknie, region powróci do sojuszu trwającego 2500 lat pomiędzy Persami i Żydami. To perskiego szacha Cyrusa Wielkiego Stary Testament nazywa Mesjaszem, tak jak żydowskie powstania przeciwko Rzymianom w Judei i innych częściach Imperium były czynione za perskie złoto i ich inspiracji. Dlatego też świat arabski chce osłabić reżim w Iranie tak aby ten przestał im zagrażać. Jednak w przeciwieństwie do Izraela, nie chce aby Iran stał się świecka republika lub monarchią ponieważ nacjonalistyczna Persja jest jeszcze groźniejsza z ich perspektywy niż Islamska Republika.
Zatoka Perska nie chce wojny z Iranem bo wie, że w tej proxy war zapłaci najwyższa cenę. O tym, że awantura z Iranem jest śmiertelnie niebezpieczna wie też Izrael, który liczy się z tym, że może dojść do skażenia jeziora Tyberiadzkiego, zniszczenia składu Azotu w Haifie, a nawet irańskiego ataku na izraelski reaktor atomowy w Dimona. Dlatego też czynioną jest presja medialna ale nie realna. Tej presji nie ulega były premier i szef sztabu, szef wywiadu wojskowego oraz minister obrony Ehud Barak. Barak powiedział wprost dla izraelskich mediów, że Amerykanie i Izrael nie mają wykonalnego planu ataku na Iran. Ale jeśli oni nie mają wykonalnego planu to Iran ma absolutnie realne możliwości zniszczenia Zatoki Perskiej oraz poważnego poturbowania Izraela.
Inne tematy w dziale Polityka