W kwietniu 2018 roku na jednej z konferencji poświęconej Iranowi izraelski premier Beniamin Netanjahu powiedział – Mohsen Faharazade – zapamiętajcie te nazwisko. W gronie służb specjalnych oraz obserwatorów bliskowschodnich Faharazadeh był „ojcem irańskiego atomu” i osobą niemniej ważną dla reżimu ajatollahów niż zabity w styczniu w Bagdadzie Kassem Soleimani.
Śmierć szefa irańskiego programu atomowego Mohsena Faharaizeha jest niezwykle ważnym wydarzeniem w tym straszliwym 2020 roku. Wedle doniesień medialnych w pod teherańskim mieście Damavand na posterunku Irańskiego Gwardii Rewolucyjnej, która kontroluje wjazd i wyjazd z irańskich ośrodków miejskich doszło do ataku wyniku, którego śmierć poniósł irański decydent wraz z ochroniarzem. Za atak zdaniem irańskiego establishmentu oraz międzynarodowej opinii publicznej odpowiada Izrael, który od 2010 roku prowadzi kampanię na rzecz likwidacji irańskich naukowców powiązanych z programem atomowym. Każdy przypadek śmiertelny w tym gronie spowalnia proces jak i zniechęca kolejnych fachowców od pracy nad jego rozwojem. Straty kadrowe są dotkliwe ale wydaję się, że większą szkodą dla reżimu jest wykonywanie takich operacji na irańskim gruncie, albowiem kompromituje to irańskie służby niezdolnych do ochrony swojej elity. Dodatkowo śledztwo w sprawie każdego takiego przypadku odciąga kadrę naukową od pracy ponieważ irańskie służby tropią źródła informacji izraelskich służb oraz jej siatki szpiegowskie. Izrael za każdym razem stara się uwikłać irański kontrwywiad w mozolną pracę śledczą tym samym osiąga swój cel. Zdaniem izraelskiego eksperta ds. Służb specjalnych Ronena Bergmana, jeden z takich udanych zamachów sparaliżował irański program atomowy na 2 lata, albowiem pracę nie mogły być podjęte bez wykrycia źródeł irańskich przecieków.
Wedle niepotwierdzonych informacji to nie „kiddon” elitarny oddział zabójców Mossadu przeprowadził zamach na Faharazadeha lecz opozycyjna wobec reżimu formacja Ludowi Mudżahedini. Ludowi Mudżahedini od 1980 roku są wyklęci osobiście przez ajatollaha Chomeiniego, który nazwał zwolenników tej frakcji łączącej dominujący w Iranie szyizm z komunizmem „gorszymi od niewiernych” i reżim w Iranie ich zwalcza. W latach 80-tych tą grupę wykorzystywał Saddam Hussein do destabilizacji sąsiada a od lat 2000-nych CIA i Mossad wykorzystuje ją do dywersji w Iranie.
Śmierć irańskiego naukowca wbrew rozgrzewanym opiniom nie doprowadzi do większej eskalacji. Zmiana lokatora w Białym Domu doprowadzi do resetu obecnej polityki Waszyngtonu względem Teheranu.Administracja Joe Bidena zamierza nawiązać dialog z Iranem, na co oficjalnie Teheran nie wyraża w chwili obecnej większego zainteresowania, słusznie niedowierzając w szczerość amerykańskich intencji. Jednak to tylko gra pozorów. Na przeszkodzie dla dialogu i resetu w stosunkach amerykańsko-irańskich stoi Izrael i Arabia Saudyjska. Oba te kraje nie życzą sobie zniesienia embarga na Iran, przez co Teheran dysponowałby kapitałem na realizację swoich regionalnych interesów od Kabulu do Bejrutu z Jemenem włącznie. Z drugiej strony zmiana na stanowisku amerykańskiego prezydenta tworzy też nowe możliwości, których Iran nie może zniweczyć.
Wydaję się, że w Teheranie nerwowo będą wydzierać kartki z kalendarza do 20-stego stycznia, kiedy to Joe Biden przejmie władzę. Iranu nie stać na zniweczenie zapowiadanego resetu jak i reżim ajatollahów wbrew pozorom to nie jest „banda emocjonalnych radykałów w turbanach” tylko bardzo pragmatyczni i inteligentni ludzie, dla których nadrzędną wartością jest utrzymanie się przy władzy a nie awantury ze światowym mocarstwem. Dodatkowo, zamach pod Teheranem był formą prowokacji wymierzonej w reżim, który nie może pozwolić ani Netanajhu ani saudyjskiemu następcy tronu Mohammedowi ibn Salmanowi na satysfakcje. Radykalizacja na linii Iran-USA utrudni reset, a tego Teheran nie chce.
Wydaję się to czytelne również dla irańskiej pięści w regionie a więc szyickiego Hezbollahu. Naim Qassem, zastępca przewodniczącego tej organizacji stwierdził, że dla libańskiej Partii Boga, potencjalny odwet za śmierć Faharizadeha jest wyłączną sprawą Iranu. Tym samym Hezbollah, który ma arsenał 140 tys. rakiet wymierzonych w Izrael nie będzie brał udziału w potencjalnych antyizraelskich akcjach. Co też czyni irański atak odwetowy na Izrael praktycznie niemożliwym do zrealizowania. Niemożliwym też jest jakakolwiek „wojna irańska”. Iran mimo wszystko wytrzyma uderzenie kilku tysięcy rakiet niszczących infrastrukturę nuklearne czy wojskowe, natomiast Izrael może być pogrążony w całkowitym chaosie jeśli Tel-Awiw czy Haifa zostałaby ostrzelana i śmierć by dosięgała kilka-kilkanaście tys. obywateli izraelskich. Podobny problem ma Arabia Saudyjska, która regularnie jest bombardowana rakietowo z Jemenu, a pociski rebeliantów Houthi docierają do infrastruktury Armaco saudyjskiego potentata naftowego oraz do Rijadu, a więc stolicy królestwa. Zarówno Izrael jak i Saudowie nie mogą sobie pozwolić na otwarty konflikt bez 100% pewności, że nie staną się jego głównymi ofiarami.
Izrael i Arabia Saudyjska sprytnie odczytali grę. Korzyścią maksymalną z piątkowego zamachu było nie tylko opóźnienie samych prac nad irańskim atomem, a potencjalny „odwet” niweczy lub odracza reset, co jest nieopłacalne. Celem minimum była śmierć irańskiego decydenta oraz ponowne upokorzenie Iranu, przede wszystkim przed własną opinią publiczną, która oskarża ajatollahów o niekompetencję i nieudolność w ochronie swoich tajemnic przed Izraelem.
Inne tematy w dziale Polityka