Łukaszenka jeszcze raz zagrał na nosie Zachodowi. Trzecie już wybory (po parlamentarnych i samorządowych), które miały być postępem. Obietnice się skończyły na niczym. Można powiedzieć, że tym razem było troszkę bardziej „demokratycznie”, bo była debata kandydatów. Jednak przewaga informacyjna A. Łukaszenki jest na tyle istotna, że debata była czystą fikcją. Coś za coś. Było też chyba „troszeczkę” brutalniej niż ostatnio: pod koniec dnia służby brutalnie rozprawiły się nie tylko z konkurentem Łukaszenki Uładzimirem Niaklajewem ale też rozprawiają się z demonstrantami. Polityka Unii wobec Białorusi jest kompletnie rozregulowanym zegarkiem. Nieustannie zmieniane koncepcje, brak konsekwencji, praktyczne odblokowanie relacji politycznych na najwyższym szczeblu (wizyty w Mińsku najwyższych przedstawicieli państw UE) bez spełnienia poważnych warunków przez Mińsk zrobiły swoje. Dzisiaj nawet trudno doradzić, co dalej robić.
Prezydent Białorusi traktuje Unię kompletnie instrumentalnie, aż żal na to patrzeć. Nie jest żadnym opatrznościowym wodzem Białorusinów, ale dyktatorem. Zależy mu na przetrwaniu jego rodziny w dobrych warunkach, zapewnieniu dobrobytu a w najgorszym razie bezpieczeństwa, gdyby musiał oddać władzę. Sojusznikami z tego punktu widzenia są ci, którzy takie gwarancje dają, czyli państwa UE, ponieważ Putin dawano przejrzawszy te taktykę nie daje się wodzić za nos i jest gotów do zmiany politycznej w Mińsku – a to dla dyktatora w Mińsku byłoby najgorsze.
Kreml ma dwie możliwości. Albo przeprosić się z Łukaszenką i utrzymywać go gospodarczo przez najbliższe lata, albo zastosować „wariant z Biszkeku” czyli zorganizować w Mińsku coś w rodzaju kolorowej rewolucji pod hasłami wolnych wyborów. Kreml zaczyna powoli doceniać efektywność tej strategii. Putin, wbrew sadom pięknoduchów w Brukseli, nie będzie czekał z założonymi rekami aż Łukaszenko wprowadzi Białoruś do UE. Skoro stać Moskwę na agresywną politykę na Kurylach, gdzie Japonia jest jednak poważnym graczem, tym bardziej nie da siebie wytracić z rąk Białorusi. To część świata, który Rosjanie postrzegają jako swój, konieczna do skutecznego przeprowadzenie procesu „zbierania ziem ruskich”. Białoruś jest im potrzebna jako przestrzeń transportowa i potencjalnie niezły rynek do najrozmaitszych inwestycji, praktycznie w środku Europy.
Podobnie kalkulują główni gracze w UE. Motorem zmian w polityce Brukseli wobec Białorusi nie są żadne tam prawa człowieka czy likwidacja cenzury. Chodzi o biznesową ekspansję. Także wśród celów polskiego MSZ, które powierzane są do realizacji organizacjom pozarządowym coraz trudniej znajdować takie, które dotyczyłyby walki o wolne słowo czy wolne wybory. Chodzi o to czyje pługi zaorają ściernisko, jakim jest współczesna Białoruś. Kto zainwestuje kolejne pieniądze w produkcję pralek, kto w telekomunikację? Kto skorzysta z taniej siły roboczej w środku Europy itd.?
Dramatyczny jest bilans polityki Polski ostatnich lat wobec Mińska: ani nie mamy większych inwestycji na Białorusi, ani osiągnięć politycznych. Z dwojga osób, którymi Polacy lubili się chwalić w Brukseli praktycznie obie są już poza burtą opozycyjnej polityki na bIałorusi: Andżelika Borys była szefowa Związku Polaków na Białorusi jest osobą prywatną, a faworyzowany przez lata przez Zachód Aleksander Milinkiewicz znowu jest po prostu profesorem. Skoro Polska tak wiele ryzykowała zmieniając politykę wobec Białorusi, to na logikę powinny już leżeć na stole konkrety: zwrócone polskie domy na Białorusi, konkretne inwestycje. Niczego takiego nie można oczekiwać, a po polskiej stronie negocjacyjny stół jest pusty. Razem z kilkoma partnerami na Zachodzie straciliśmy cnotę, jednak inaczej niż oni, nawet na tej operacji nie zarobiliśmy. Więc może powiedzmy tak: żadna władza nie jest wieczna; skończmy umizgi do Łukaszenki, powróćmy do wspierania społeczeństwa obywatelskiego. Polska marka to popieranie wolnosci mediów, zapraszanie na staże i studia do Polski, konsekwentne domaganie się wolnych wyborów. Wyobraźmy sobie dzień po odejściu Łukaszenki, który przecież nastąpi. Dzień bez Łukaszenki, pokazują to liczne sytuacje z całego świata, może nadejść znacznie szybciej niż się spodziewamy. Żeby wówczas białoruscy sąsiedzi nie zostawili nas samych z nieczystym sumieniem.
Inne tematy w dziale Polityka