Powiedzieć, że Anglicy przyjeżdżali do Polski w roli faworyta to zdecydowanie za mało powiedzieć. Anglicy to nie tylko obecny wicemistrz Europy i nie tylko zespół dysponujący świetną defensywą (na Euro w siedmiu meczach stracili zaledwie dwie bramki), ale przede wszystkim to zespół, który przez sieć eliminacyjną - wiodącą na mundial w Katarze - idzie jak burza. Co więc mogło nas uratować? Chyba jedynie cud. Na szczęście się wydarzył. PGE Narodowy cud.
Po pierwsze
Nie ukrywam. Spodziewałem się więcej po grze Anglików - nomen omen - wicemistrzów Europy. Co prawda różnice w umiejętnościach czysto piłkarskich widać było gołym okiem, to jednak Polacy udowodnili, że sercem i charakterem (pokłony choćby dla Glika) można zniwelować wiele. Gra do końca, z której przecież słyną Anglicy, tym razem opłaciła się naszym piłkarzom. Na szczęście.
Po drugie
Sprawdziło się to, co skądinąd nie jest wielką tajemnicą. Mianowicie Anglicy nie lubią grać w Polsce. Ilekroć tu przyjeżdżają niemal zawsze są to spotkania, w których o wyniku decyduję jedna akcja. Na Euro 2020 Gareth Southgate stawiał na taktykę - bezpieczeństwo ponad wszystko. Tymczasem finałowa akcja z doliczonego czasu gry nijak nie wpisuje się w brytyjski pragmatyzm. Anglicy liczyli, że Polacy już im krzywdy nie mogą zrobić - i to się zemściło. Znowu na nasze szczęście.
Po trzecie
Z każdym kolejnym meczem reprezentacji Polski coraz bardziej boję się dnia, w którym Robert Lewandowski ogłosi zakończenie reprezentacyjnej kariery. Lewy w meczu z Anglią może nie błyszczał tak jak w poprzednich meczach, wszak poziom rywala jakoś nie bardzo na to pozwalał, to jednak w decydującej akcji meczu zaliczył asystę z serii ''palce lizać''. Więc nie ma się o co czepiać. Lewandowski to nie tylko bezlitosny egzekutor, ale także topowy playmaker, który dorzuci piłeczkę z chirurgiczną precyzją na nos, czy jak wczoraj na głowę. Po jego odejściu z kadry będzie bardzo ciężko wypełnić tę lukę, czytaj poskładać to na nowo. Polacy udowodnili, że pomimo dalekiej od ideału jakości gry, potrafią się maksymalnie zmobilizować na ten najważniejszy mecz. To też jest umiejętność. I powinno cieszyć, że ją posiadamy.
Konkluzja
Anglicy (w jakimś stopniu to też umiejętność) udowodnili, że polska ziemia im nie leży. Ale też to, że nie opłaca się lekceważyć przeciwnika, nawet jeśli wydaje się, że już nie może wyrządzić żadnej krzywdy. Bo to się lubić zemścić. Generalnie mecz na plus. Spotkały się dwie drużyny, które chciały grać w piłkę, i to było widać. Bo choć bez wątpienia nie był to mecz o pierwsze miejsce w grupie (ta kwestia jest już rozstrzygnięta) to jednak był to mecz dwóch najlepszych drużyn w grupie. W końcu jako pierwsi postawiliśmy się dumnym Synom Albionu. Reasumując, kto środowy wieczór postanowił spędzić na Narodowym z pewnością nie żałuje, a i będzie miał, co wspominać.
Dziennikarz. W mediach od kilku lat. Pracował w Polskiej Agencji Prasowej, "Dzienniku" i "Fakcie". Zaliczył też krótki epizod w roli wydawcy programów publicystycznych "Super Expressu". Obecnie współpracuje z Wirtualną Polską. Interesuje się geopolityką i konfliktami zbrojnymi. Prywatnie miłośnik angielskiej piłki. W Salonie prowadzi bloga.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport