Pełzającego ciamajdanu ciąg dalszy. Nie udało się zablokować sejmu, nie udało się podburzyć ulicy, nie spisała się na miarę marzeń zagranica. Płacz i porażka. Skutkiem tego wkradła się w szeregi demokratystów panika. A jak nie idzie, to nie idzie. Bo nie udało się także ostatnio zablokowanie egzaminów końcowych i matur, więc trzeba postraszyć i rozedrgać społeczeństwo polskie innymi metodami. Trzeba było zagrać ostrzej. Uderzyć strachem. I uderzono.
W poniedziałek i wtorek 6 i 7 maja, w ponad 660 szkołach w całej Polsce, ogłoszono alarmy bombowe. Szkoły ponadgimnazjalne zgłaszały odpowiednim służbom otrzymanie drogą mailową informacji o podłożeniu ładunków wybuchowych. Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej przed rozpoczęciem egzaminu we wtorek powiedział PAP: „Sytuacja wygląda podobnie jak wczoraj. Wiemy, że szkoły zgłaszają do służb i do okręgowych komisji egzaminacyjnych informacje. Zbieramy informacje na bieżąco”.
Dyrektorzy wiedzą, że jeżeli egzamin nie rozpoczyna się o czasie, to muszą trzymać uczniów bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym, tak, by mogli rozpocząć egzamin o tej porze, gdy służby skończą sprawdzać teren szkoły. To spowodowało niewielkie opóźnienia w rozpoczęciu egzaminów. Policja sprawdza każde takie zgłoszenie. Rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak poinformował, że we wtorek nie było przypadku, by gdziekolwiek w regionie trzeba było ewakuować szkołę, dodając, że „rekomendujemy dyrektorom placówek, by nie przeprowadzali ewakuacji, ponieważ wiarygodność powiadomień, które trafiły do szkół jest bardzo niska”. Za fałszywe zawiadomienie o zagrożeniu grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności.
Bombowe maile pojawiły się w szkołach w całej Polsce. Wszystko wygląda na skoordynowaną akcję, ale na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć, kto konkretnie jest za te fałszywe alarmy odpowiedzialny. Ale jak nie idzie, to nie idzie. Matury się odbywają. Polacy nie boją się. Jak nie poszło, to nie poszło.
Uderzają strachem, bo sami są w strachu. Straszą, bo mocodawcy ich straszą. Ale jak nie idzie, to nie idzie. I nie pójdzie. Wybory już blisko. Przegrają w maju. Potem ogłoszą mobilizację cimajadanistów we wrześniu i październiku. I znów przegrają. Trzeba jedynie zachować spokój i robić swoje.
Dr Paweł Janowski
Felieton ukazał się w „Tygodniku Solidarność”
Komentarze
Pokaż komentarze (4)