Wyobraźmy sobie, że 10 kwietnia to jednak był zamach. Nie jakiś tam zamach rosyjskich służb lub polskiego WSI, ale cyniczny zamach terrorystyczny, którego celem nie był polski prezydent i elita polityczno – wojskowa, ale wywołanie konfliktu zbrojnego między Rosją i NATO. I wyobraźmy sobie przebieg zdarzeń, który mógłby nastąpić po pierwszych doniesieniach światowych agencji informacyjnych, iż w Smoleńsku zostali zamordowani najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego.
Po trzydziestu minutach od pierwszej informacji, pod przedstawicielstwami dyplomatycznymi Rosji w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu i Krakowie zaczynają gromadzić się polscy patrioci, po godzinie w kierunku rosyjskich budynków lecą pierwsze butelki z benzyną. Rosyjscy oficerowie ochrony oddają pierwsze strzały z broni palnej i rozdają broń osobistą pracownikom służb dyplomatycznych. Przed budynkiem ambasady i konsulatów demonstruje już kilka tysięcy ludzi, a w innych miejscach w kraju doszło do bezpośrednich ataków na przebywających w Polsce Rosjan. Po dwóch godzinach na Okęciu, Ławicy, Balicach i na lotnisku Bolesława lądują rosyjscy komandosi, w celu przygotowania ewakuacji służb dyplomatycznych. W tym samym momencie Naczelny Dowódca Połączonych Sił Zbrojnych NATO podejmuje decyzję o sojuszniczej pomocy zbrojnej zaatakowanej przez Rosję Polsce. Z powodów czysto logistycznych granicę państwa polskiego przekraczają dywizje szturmowe Bundeswehry, których zadaniem jest internowanie oddziałów Wojska Polskiego, oraz zabezpieczenie polskich miast. Pozbawione najwyższego dowództwa jednostki Wojska Polskiego samodzielnie przystępują do walki, w której giną polscy i niemieccy żołnierze. Na wieść o ciężkich walkach na granicy polsko – niemieckiej prezydent Rosji wspólnie z prezydentem Białorusi postanawiają przeciwdziałać próbie rewizji granic w Europie i podejmują decyzję o zbrojnej interwencji. Wieczorem wypełniający obowiązki prezydenta wspólnie z ministrem spraw zagranicznych apelują do prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki o misję stabilizacyjną i przysłanie dużego kontyngentu amerykańskich żołnierzy. W odpowiedzi minister spraw zagranicznych Rosji wydaje memorandum w którym stwierdza, iż postawienie stopy amerykańskiego żołnierza na ziemi Słowian, będzie odczytane przez Rosję jako wypowiedzenie wojny przez USA. Powstaje pat – Niemcy na terenach zachodniej Polski, Rosjanie na wschodnich, a Amerykanie na Bałtyku.
Po kilku miesiącach wysoki urzędnik Komisji Europejskiej przedstawia elegancki plan rozwiązania kryzysu, którego aksjologiczny fundament brzmi: Unia Europejska jest dobrowolnym związkiem europejskich wspólnot i nie ma żadnego znaczenia, czy w Polsce prezydentem będzie Bronek, czy na przykład Otto, Manuel lub Jean – Claude. Nadrzędność prawa wspólnotowego nad prawem miejscowym jest podstawową zasadą funkcjonowania UE i nie właściwe jest, aby jakiś lokalny parlament dublował zapisy unijnych dyrektyw. Prawodawstwo jest wspólne, a jego źródłem Parlament Europejski, po co więc jakieś Sejmy i Senaty. Granice poszczególnych państw, to przeżytek zimnej wojny, a „Wszyscy ludzie będą braćmi. Tam gdzie twój przemówi głos”. Gazeta Wyborcza opublikuje list dziękczynny, w którym pochwali społeczeństwo polskie za dalekowzroczność i praktyczne zrozumienie ideałów UE, oraz wyrazi podziw za pełną i samodzielną realizację testamentu Voltaire'a.
Tak mogłoby się zdarzyć, a co mamy. Mamy pełny zestaw łgarstw Władimira, przerażone i pełne strachu oczy Donalda, oraz jedno małe kłamstwo Jarosława ….. a i jeszcze Bronka za prezydenta, też mamy.
Inne tematy w dziale Polityka