Media w UK poświęcały do niedawna dużo miejsca zatrzymaniu i przesłuchaniu przez policję Nicoli Sturgeon, byłej liderki szkockich nacjonalistów, w związku z finansami partii. Pojawiły się publiczne nawoływania do jej rezygnacji z członkowstwa w partii.
Na ten wizerunkowy kryzys rządzącej w Edynburgu partii należy patrzeć w szerszym kontekście brytyjskiej polityki.
Historia o zatrzymaniu przez organy ścigania Nicoli Sturgeon, guru szkockich nacjonalistów, stanowiła świetną pożywkę dla brytyjskich mediów. Nie tylko na Wyspach Brytyjskich zresztą, sprawa została skomentowana również przez redakcję portalu Salon24. Ale w gruncie rzeczy, jest to tylko jeden z wielu problemów, jaki ostatnimi czasy gnebi Szkocką Partię Narodową (SNP), formację polityczną, której głównym politycznym mottem jest rozwód Edynburga z Londynem. Czy szkoccy seperatyści mają wciąż na to szanse? Odpowiedż jak to czesto bywa, nie jest prosta.
XXI stulecie stało się przełomowe dla szkockiego ruchu niepodległościowego. W wyborach do szkockiego parlamentu w 2007 roku, Szkocka Partia Narodowa pobiła laburzystów i konserwatystów, przejmując stery rządów w autonomicznym regionie, jakim jest Szkocja. Na fali powyborczej euforii, SNP doprowadziła do narodowego referendum w 2014 roku, w którym mieszkańcy tego północnego kraju mieli zadecydować, czy ich kraj stanie się nowym tworem na politycznej mapie Europy. Plan nacjonalistów nie stał sie rzeczywistością, gdyż Szkoci zagłosowali za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie (55% do 45%). Efekt referendum był jedynie taki, że w tej gorącej kwestii utrwalił się głeboki podział społeczny.
Fiasko zwolenników opcji "tak" (pytanie referendalne brzmiało; czy chcesz powstania niepodległej Szkocji) nie było jednak końcem snu narodowców o własnym państwie. Krótko po referendum, w wyborach do parlamentu w Westminsterze SNP zdobyła prawie całą pulę szkockich miejsc w brytyjskiej Izbie Gmin. Dla nacjonalistów był to widomy znak, że mieszkańcy Szkocji przy urnach poparli program partii, którego kluczowym punktem jest doprowadzenie do wyjścia z UK.
Od tego czasu SNP zmonopolizowało scenę polityczną w Szkocji i jej liderzy kontynuowali próby doprowadzenia do kolejnego referendum niepodległosciowego. Sprawa została postawiona na ostrzu noża w poprzednim roku przez Nicolę Sturgeon, która kilka lat wczesniej zastapiła na stanowisku premiera Alexa Salmond'a. Ten ostatni został zmuszony do rezygnacji, gdy pojawiły się wobec niego zarzuty o molestowanie seksualne podległych mu w przeszłości współpracowniczek. Od tego czasu, nowa premier stała sie postacią wiodacą na szkockiej scenie politycznej.
Sturgeon kuła żelazo póki gorące, domagając się od rządu w Londynie przyznania Szkotom prawa do ponownego referendum. Wniosek spotykał się z nieustanną odmową rządu Konserwatystów w Londynie. Spór pomiędzy Edynburgiem a Londynem trafił nawet na wokandę Sądu Najwyższego brytyjskiego królestwa. Jego orzeczenie z listopada 2022 r. nie było pomyślne dla szkockiej premier; rząd w Edynburgu nie miał prawa zorganizować kolejnego głosowania bez zgody Westminsteru. Po tej decyzji sądu niezrażona szkocka premier ogłosiła, że legitymacją dla referendum będzie zwycięstwo jej partii w kolejnych wyborach. powszechnych.
Niespodziewanie, w lutym bieżącego roku Nicola Sturgeon złożyła rezygnację z przewodnictwa partii i tym samym stanowiska premiera. Na jej decyzję oprócz zmeczenia politycznymi rozgrywkami z Londynem, prawdopodobnie wpłynęła również krytyka rządowego projektu, który miał zalegalizować w Szkocji zmianę płci. Po jej dymisji, na czele partii i szkockiej egzekutywy stanął 38 letni Humza Yousaf, który w wyścigu o przywództwo pokonał partyjne koleżanki, Ash Regan i Kate Forbes. Teraz w dużej mierze od tego człowieka zależy, w jakim kierunku będzie ewoluowała szkocka polityka oraz sama Szkocka Partia Narodowa.
Kim jest zatem Humza Yousaf i w jaki sposób podchodzi do kontynuacji dzieła poprzedników, czyli wypracowania upragnionej niepodległości? Świeżo upieczony lider nacjonalistów jest pierwszym muzułmaninem na stanowisku premiera w całej historii Wielkiej Brytanii. Z wykształcenia jest absolwentem nauk politycznych na uniwersytecie w Glasgow oraz kibicem Celtiku Glasgow. Nie jest kompletnie nową postacią, zajmował już stanowisko ministerialne i Sturgeon była jego mentorką w partii. Można się było spodziewać, że będzie kontynuatorem jej politycznej linii w kwestii pierwszorzednej - szkockiej secesji. Jednak już w pierwszym wywiadzie prasowym dał do zrozumienia, że podchodzi do sprawy niepodległości z realizmem. Yousaf zaznaczał bowiem, że krok w kierunku odłączenia się Szkocji będzie możliwy, jeśli społeczne poparcie w tej materii będzie stabilne i niezachwiane - wynik przyszłego referendum na korzyść ruchu niepodległościowego nie powinien budzić watpliwości. Jego słowa należy tłumaczyć w taki sposób, że należy popracować jeszcze nad gotowością Szkotów do "przekroczenia Rubikonu", jakim byłaby szkocka secesja.
Takie podejście przywódcy SNP skrytykował niedawno Alex Salmond, który opuścił szeregi tej partii w 2018 roku, by dwa lata pózniej założyć konkurencyjną partię, Albę (Alba to historyczna nazwa pierwszego szkockiego królestwa). Według Salmond'a, uzależnianie wyjścia z UK od słupków poparcia nie ma sensu. To raczej konkretny plan prowadzący do referendum może zjednoczyć środowisko niepodległosciowe i przywieść naród do upragnionej niepodległości. Rozłamowy polityk podkreslił, że jego raczkujące ugrupowanie ma własne ambicje i jasny przekaz w sprawie przyszłości kraju, jednak wszelkie niesnaski należy odłożyć na bok. Potrzebne jest bowiem stworzenia wspólnego frontu wyborczego wszystkich sił popierających szkockie ambicje niepodległosciowe, aby nie zaprzepaścić tego, co narodowcy już osiągnęli.
Humza Yousaf jakby zdawał sobie sprawę ze słabości własnego stanowiska oraz wizerunkowego obsunięcia się Szkockiej Partii Narodowej. W związku z czym ostatnio zdecydował się na przedstawienie wyrażniejszego stanowiska w arcyważnej kwestii zakończenia związku z Anglią. W zeszłym tygodniu ogłosił przygotowywanie wstepnego projektu konstytucji niezawisłej Szkocji. Natomiast w ostatnią sobotę podczas konwencji programowej SNP w Dundee, szkocki premier zakreślił plan działania. Yousuf zadeklarował na partyjnym forum, że jeśli ugrupowanie zdobędzie przynajmniej 50 % mandatów należnych Szkotom w Westminsterze ( wybory powszechne zaplanowano na styczeń 2025 r.), jego rząd rozpocznie negocjacje z Londynem w sprawie opuszczenia UK (plan A) lub doprowadzi do indyref2 (czyli drugiego szkockiego referendum).
Ta zapowiedż już spotkała się ze sceptycznymi komentarzami w mediach. Nawet średnio orientujący się obserwator brytyjskiej sceny politycznej wie, że rząd Jego Królewskiej Mości urzedujący na 10 Downing Street, bez względu czy będzie tworzony przez Partię Pracy lub Konserwatystów, nie wyrazi zgody na rychłe referendum za północną granicą. Nie wspominając już o jakichkolwiek negocjaciach na wysokim szczeblu, pozwalających na rozpad UK z pominieciem konstytucyjnych mechanizmów. Szkoci dostali swą szansę dekadę temu, a skoro jej nie wykorzystali, dla angielskich elit politycznych nie ma powodu do powtórnego ulegania presji Edynburga.
Przede wszystkim, urzeczywistnienie wizji niepodległej Szkocji zależy od poparcia społecznego i sama wola polityków tu nie wystarczy. A dużo wskazuje na to, że szkockie społeczeństwo jest już zmęczone nieskończonymi dyskusjami o niepodległości i kolejnym kosztownym referendum. Politycy opozycyjnych partii (szkoccy lejburzyści i konserwatyści) przeciwni secesji, wysuwają argument, że rządząca SNP powinna skupić się na polityce wewnetrznej i rozwiązaniu bieżących problemów, zamiast snuć mrzonki o własnej państwowości. Szkocka Partia Pracy wskazuje, że rządzący w Edynburgu nacjonaliści powinni skupić sie na poprawie warunków życia i zdrowia oraz działaniach na rzecz czystego środowiska.
Niedawne badanie opinii publicznej pokazało, że w kolejnych wyborach parlamentarnych Partia Pracy zdobyłaby więcej mandatów niż nacjonaliści. Te sondażowe wyniki interpretuje się nie tylko jako spadek poparcia dla SNP, ale ogólnie dla projektu niepodległej Szkocji. Niepewna sytuacja ekonomiczna, spowodowana Brexitem oraz trwającą wojną na Ukrainie, może zniweczyć skuteczność górnolotnych sloganów narodowców. Zatem w przypadku wyborczej porażki SNP i zobojetnieniu przeciętnego zjadacza chleba w temacie własnego państwa, proces odzyskiwania niepodległości (po trzech wiekach pozostawania w cieniu Anglii) może wychamować, kto wie czy nie na dekady.
Szkockich nacjonalistów, generalnie wszystkich zwolenników niepodległości w Szkocji, mogą czekać trudne czasy. Po kolejnych wyborach ogólnobrytyjskich powinno być mniej niewiadomych. Nie wydaje sie jednak, by brytyjski rząd dał wkrótce kolejną szansę Szkotom na indyref2., nawet jeśli SNP zanotuje dobry wynik. Jednak w moim odczuciu nie wszystko jest dla narodowców stracone i szkocki ruch niepodległościowy niekoniecznie wpadnie w trans ''chocholego tańca". To co może pomóc w realizacji niepodległościowych aspiracji polityków, to post-brexitowa rzeczywistość i sentyment mieszkańców tej części Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej.
Referendum w sprawie Brexitu 62% Szkotów głosowało za pozostaniem Wielkiej Brytanii w strukturach Unii Europejskiej. Dla polityków SNP był to jeden z dodatkowych argumentów, by referendum niepodległosciowe powtórzyć; gdybyż bowiem Szkoci wiedzieli zawczasu, że rząd w Londynie doprowadzi do rozbratu z UE, zagłosowali by za niepodległością i pozostaniem tym samym w Europie. Szkoci są rzeczywiście eurozwolennikami i chcieliby na powrót stać się częścią europejskiej wspólnoty. Szkoccy narodowcy mogą więc użyć tej karty, by wzbudzić w rodakach przekonanie o konieczności secesji i zaaplikowania o członkostwo kraju w UE.
Jest faktem, że po Brexicie koszt życia przeciętnego Szkota wzrósł. Cierpi również szkocka ekonomia; pracodawcy borykają się z brakiem rąk do pracy w związku z zamknięciem granic a producenci napotykają bariery eksportowe na kontynencie. Premier Yousaf już zaczął wykorzystywać te nastroje do przekonania rodaków, że Szkocja na powrót może stać się członkiem Unii Europejskiej. Już podczas sobotniej konwencji SNP zapowiedział, że jego rząd będzie starał się o zainstalowanie stałego przedstawiciela szkockiego rządu w Brukseli (wkrótce po tym ze żródeł prasowych Brukseli można było sie dowiedzieć, że Komisja Europejska może być w stosunkach dyplomatycznych jz krajami trzecimi, lecz nie z krajem związkowym). A dzisiejsza wizyta premiera Szkocji w Brukseli ( 28 czerwiec) miała właśnie na celu przyczynić się do rozwoju współpracy Edynburga z krajami Unii Europejskiej. To działanie sygnalizuje, że Humza Yousaf postanowił wrzucić kolejny bieg na drodze do niepodległości.
Wydaje sie jednak, że jeśli dojdzie do drugiego referendum niepodległościowego, nie nastapi to w ciagu roku czy dwóch, będzie to możliwe raczej w dalszej perspektywie. Być może musi nastapić zmiana pokoleniowa, by szkockie społeczeństwo opowiedziało się za zdecydowanym i ostatecznym zerwaniem z Londynem. Sprawa niepodległości będzie zależała od młodego pokolenia. Czy młodzi Szkoci będą w stanie podążać za ideą niepodległości, którą ich rodzice odrzucili, czy raczej zawiedzeni trudnymi warunkami startu w dorosłe życie zignorują nawoływania nacjonalistów? Na razie jest to wróżenie z fusów.
Mam wiele przemyśleń na wiele tematów, staram się jednak unikać politykierstwa
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka