Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Pozdrawiam
Much paperwork relating to the Lunar Module and Rover has been discarded, however this is to be expected. No company is going to keep in storage millions of documents for an obsolete project that has no chance of being resurrected. (...) The National Archives microfilmed everything they thought was historically significant
(http://www.braeunig.us/space/hoax.htm)
w odniesieniu do programu, który był tak spektakularnym, niemal 100-procentowym sukcesem, bez żadnych ofiar.
pzdr
pzdr
Po pierwsze - ta baza zdjęć NASA. Dla mnie - rewelacja. Byłem wcześniej na jakiejś stronie ze zdjęciami z Księżyca, też chyba firmowanej przez NASA, ale to nie było to. Muszę powiedzieć, że te zdjęcia wyglądają naprawdę dobrze, znacznie lepiej niż wszystkie, które widziałem przedtem.
Co do samego zaś tekstu - rozumiem, że autor stawia tezę, że ludzie byli na Księżycu, ale polecieli tam czymś w rodzaju spodka, a całe przedsięwzięcie prawdziwego programu księżycowego i lotu zostało całkowicie ukryte przed opinią publiczną.
Niczego z góry nie odrzucam, ale proszę o jakieś FAKTY, o jakieś uzasadnienie, DOWODY, choćby pośrednie. Nie tylko: "wiem z wielu źródeł, że" to czy tamto, bez podania tych źródeł i jakichkolwiek konkretów.
Dalej - dlaczego akurat Kubrick? To, że używał Front Screen Projection, mnie jakoś nie przekonuje. Chyba wielu twórców tego używało? (Nawiasem mówiąc, ja na tym zdjęciu z "Odysei" nie widzę "szwów", które mam widzieć, które mają świadczyć o złączeniu wielu ekranów w jeden; owszem - widać jakiś wzorek). Już bardziej przekonujące są te argumenty o układzie między Kubrickiem a NASA, czy też rządem. Choć, jak dla mnie - nie dość przekonujące.
Co do zaś już samego podrabiania zdjęć i "linii" oddzielającej studyjną scenografię od obrazu na ekranie - muszę powiedzieć, że to jest dość sugestywne. Przejrzałem na razie tylko zdjęcia z Apollo 11 i Apollo 17 i rzeczywiście, na zdjęciach z tej ostatniej misji, tego rodzaju linia jest widoczna na wszystkich właściwie zdjęciach, które pokazują jakieś dalsze plany.
Wyjaśnieniem niespiskowym może być fakt, że wylądowali w terenie "górzystym" i sami znaleźli się na wzniesieniu - w tej sytuacji "horyzont", za którym widać odleglejsze rejony, jest czymś naturalnym.
Także i tutaj pan Weidner sam podważa wiarygodność swojego tekstu, robiąc proste błędy i podając naciągane argumenty. Weźmy to zdjęcie pojazdu kosmicznego, o którym autor pisze na dole 2. strony swojego tekstu. Ściągnąłem sobie to zdjęcie w dużej rozdzielczości. Jeśli "linia" ma przebiegać tam, gdzie sugeruje autor, to pojazd nie znajduje się "trzy czy cztery stopy od ekranu" - na dużym zdjęciu widać wyraźnie, że to musi być co najmniej kilkanaście metrów, a argument, że "ślady pojazdu biegną donikąd", niestety, wygląda, jak tania zagrywka. Także te dalsze rozważania, że grunt w dalszych planach "traci ziarnistość" - no sorry, jest daleko, więc nie dziwne, że traci.
Co do "głębi ostrości" - nie wiem, nie mam żadnego wyczucia, jak to wygląda w formacie 70mm. Nie rzuciło mi się w oczy jakoś specjalnie, żeby ta głębia była nienaturalnie duża - dalsze plany są przecież często nie całkiem ostre, i w ogóle dość trudno ocenić ich ostrość. Poza tym, w warunkach tak ostrego światła, można było pewnie stosować duże wartości przysłony, co wpłynęło na zwiększenie głębi. Ciekawym zagadnieniem natomiast, rzeczywiście, jest w jaki sposób kadrowali, skoro nie mogli korzystać z wizjera. Na czuja? No i przydałyby się jakieś podstawowe informacje nt. aparatów, czy miały np. jakiś autofocus?
Całkowitym natomiast gwoździem do trumny dla tego artykułu jest rozdział 7., "Niespójne cienie". Nie wiem zupełnie, jak można było strzelić coś takiego. Przecież gdyby był użyty taki reflektor, jak sugeruje autor, niespójność byłaby odwrotna - dalszy astronauta rzucałby dłuższy cień. Poza tym, dość wyraźnie widać, że tam po prostu jest wzniesienie, i stąd krótszy cień.
Reasumując - mi po tym artykule raczej przybyło wiary, że żadnej mistyfikacji nie było :)
Pozdrawiam
pzdr