(Chodzi o to dziobate ciało niebieskie, widoczne w nocy, jak na dłoni. Niektórzy twierdzą, że człowiek tam stał, przyczepiony grawitacją, niczym Pijak na swojej planecie)
W publicznej dyskusji o lądowaniu ludzi na Księżycu dokonał się pewien przełom - podejrzenia o kosmiczną mistyfikację zaczęto wyrażać otwarcie i bez wstydu. Wydaje się, że to nastąpiło w ciągu ostatnich paru miesięcy. Kropką nad i dla tego procesu są ukazujące się w tych dniach rocznicowe teksty i audycje, w których zagadnienie, czy człowiek naprawdę był na Księżycu, stawia się jako pytanie zupełnie otwarte.
Czy to jest taki proces, jak w kwestii Świętego Mikołaja, gdy stopniowo sugeruje się dziecku, że w przygotowaniu prezentów brali udział także rodzice, aby w rezultacie samo, niezauważalnie, zapomniało o bajkowym kłamstwie? Czy też może zjawisko nie ma nic wspólnego z astronautyką, i rzeczywistością, a tylko z kondycją prasy i mediów, które na gwałt potrzebują tematu "klikalnego" ? Trudno oprzeć się wrażeniu, że NASA sama prosi się o spiskowe zarzuty, gdy czyta się informację następującą, dotyczącą oryginalnego filmu z historycznego lądowania:
Jak przyznała sama NASA, oryginał filmu został skasowany z taśmy, która była wykorzystana do innych zdjęć.
(http://www.tvn24.pl/12691,1610214,0,1,nowy-film-z-ladowania-na-ksiezycu,wiadomosc.html)
Fascynujące, że w kwestii pobytu człowieka na Księżycu, brak jest ostatecznego, niebudzącego wątpliwości argumentu, przesądzającego o prawdziwości tego faktu lub nie. Brak takiego argumentu to zresztą także dowód na to, że loty na Księżyc, jeśli były, nie przyniosły ludzkości niczego przełomowego.
Ciekawe też, że dyskusja księżycowa koncentruje się wokół pierwszego lądowania, niewiele natomiast wspomina się o PIĘCIU aż następnych. Te kolejne wyprawy, ich wielość, dają przecież do rąk argumenty, i to zarówno "normalnym", jak i "sceptycznym".
Podobnie zresztą, wbrew pozorom, obosiecznym argumentem jest koronny dowód "normalnych" - kwestia "puszczania farby". Bo choć rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, aby wszyscy zaanagażowani w mistyfikację mogli zachować tajemnicę, to z drugiej strony - zastanawia, dlaczego do obśmiania teorii spiskowej nie weźmie się po prostu kogoś, kto np. pracował przy telewizyjnej transmisji - ktoś taki musi przecież znać prawdę.
Gdy mowa o transmisjach - irytujący jest bałagan, jaki panuje w kwestii zdjęć z wypraw. Co chwila ktoś wyskakuje (ostatnio Whoopi Goldberg http://wiadomosci.onet.pl/2012209,12,item.html), z pytaniem typu "a kto ustawił tę kamerę, kto zrobił to zdjęcie?", na które brak jest oczywistej odpowiedzi. Po 40 latach, mógłby ktoś w końcu wyrysować grafik - ile było kamer telewizyjnych, ile filmowych, ile aparatów fotograficznych, kto i w którym momencie je ustawiał, kto nimi sterował, kto robił zdjęcia.
Byli więc, czy nie byli? Jak obstawić w tym totalizatorze? Ciekawe byłoby zobaczyć, jak płacą bukmacherzy - oni nigdy się nie mylą w wyliczeniach. Mając wątpliwości, muszę powiedzieć, że bardziej obawiam się sytuacji, gdy okaże się kiedyś, że to wszystko lipa. Dlaczego? Bo po prawdzie, to te zdjęcia z Księżyca wydają się śmieszne. To tak jak ze studyjnymi zdjęciami w filmie - są zawsze rozpoznawalne, i takie właśnie mam odczucia, gdy oglądam filmiki z Księżyca, zwłaszcza ten z pierwszej wyprawy - to nie sprawia wrażenia, jakby działo się na dworze. A lądownik, po prawdzie, wygląda jak postawiony na podłodze element scenografii. Dać się nabrać na coś takiego?
Co jeszcze przemawia przeciw NASA, to jej jakby wycofana, obronna postawa w kwestii księżycowej, zamiast wyprzedzającej, otwartej. NASA podchodzi do sprawy od d-strony, a co przez to rozumiem, wyjaśnię na przykładzie. Otóż, jeśli ktoś np. miał niesamowite szczęście i wygrał, pomimo limitów, majątek w kasynie (choć, nawiasem mówiąc, pan Ziemkiewicz np. uważa, że to nic takiego wielkiego dla "zręcznego gracza"), to pytany o tę sprawę będzie opowiadał o szczęśliwym wydarzeniu, o pomyślnej grze, może nawet wspomni, że był tam też Zenek i Mariola, którzy wszystko widzieli, bo przecież raczej nigdy nie gra się samemu przy stole. Podejściem od d-strony natomiast jest w tym przypadku tłumaczenie się, że nie ma się sobie nic do zarzucenia oraz że nie sfałszowało się żadnego zaświadczenia.
W przypadku wypraw księżycowych - pewne zarzuty "sceptycznych" odpierane są w dość wyrafinowany sposób, tutaj na przykład http://www.badastronomy.com/bad/tv/foxapollo.html#shadow możemy znaleźć wyjaśnienie, że widoczność elementów nie oświetlonych bezpośrednio przez Słońce wynika z pewnej szczególnej właściwości pyłu księżycowego, a mianowicie, iż odbija on światło w kierunku jego źródła. Nie do końca rozumiem, jak stąd wynika, że przedmioty w cieniu nie są całkiem w cieniu, ale pomijając, czy działa tu "odbicie w kierunku źródła", czy po prostu rozproszenie światła - dlaczego o tym zjawisku mówi się tylko odpierając spiskowe teorie? Czemu nie prezentuje się tego ciekawego zjawiska wprost - jako czegoś szczególnego, co udało się zarejestrować na zdjęciach i filmach? Podobnie z "łopoczącą flagą" - ok, przyjmuję wyjaśnienia, ale czemu, dajmy na to, nie nawtykali więcej flag, żebyśmy mogli zobaczyć, jak się zachowują w warunkach tak słabej grawitacji oraz braku atmosfery? "Proszę, oto wtykam flagę, i oto jak ona się zachowuje". Czy to zbyt dziecinne? Ale dzięki temu ludzkość miałaby jakąś zabawę, satysfakcję, fetę, skoro już nasi tam byli. A przy okazji, nie powstałoby wrażenie, że NASA tylko broni się przed zarzutami i udaje jej się to ledwo, ledwo, na styk.
Rozglądając się nieco po sieci w sprawie lotów Apollo, trafiłem na parę stron, na których odpiera się zarzuty "sceptyków", a z nich najlepszą wydaje mi się ta: http://www.braeunig.us/space/hoax.htm. Widać, że wiele spiskowych zarzutów jest mocno naciąganych i zupełnie nietrafionych. Gdzie pojawiają się wątpliwości? Jak dla mnie, jedną z najbardziej kontrowersyjnych rzeczy można znaleźć w paragrafie "When Apollo 17's Lunar Module lifted-off the Moon ..." i następnym. Po pierwsze - zdalne sterowanie kamerą z 1.3-sekundowym wyprzedzeniem. Właściwie, czemu nie, ale NASA znów wydaje się skąpić bliższych szczegółów i kontekstu. Po drugie - sam film ze startu lądownika. To naprawdę robi wrażenie - wydaje się, że astronauci mieli tylko jedną próbę, a w razie jej niepowodzenia - zostaliby na Księżycu lub rozbili się (no ale mogę się mylić). W sześciu wyprawach - zanotowano 100-procentową skuteczność. Imponujące, zwłaszcza odwaga i silne nerwy astronautów. No i samo odpalenie - prawdę mówiąc, wygląda jak wystrzał z korkowca.
Paradoksalnie, jedną z bardziej autentycznych okoliczności w tym wszystkim wydaje mi się niewielka wylewność astronautów, w niektórych przypadkach - depresja. Wyobrażam sobie, że po takim osiągnięciu nietrudno wpaść w depresję. Nie dziwne także, że skupienie na zadaniach i własna fizjologia nie pozwalały na fascynację i zachłyśnięcie się sytuacją. Aczkolwiek to cholernie rozczarowujące.
Inne tematy w dziale Rozmaitości