Soren Sulfur Soren Sulfur
762
BLOG

Niemiecka logika, Polskie pomyłki perspektywy

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 12

Ocena działań Niemiec w związku z kryzysem Ukraińskim w mediach jest przeważnie negatywna. Dużo rzuca się oskarżeń, wskazuje na niemieckie interesy na wschodzie i nimi usprawiedliwia działania Berlina. Czy to jednak wytłumaczenie? Czy można uznać działania niemieckie wobec Rosji i Ukrainy za rozsądne, bazując na zbitce "bo z nimi handlują"? Nie. To zbyt płytkie. A płytkość analizy tak istotnej kwestii źle wpływa na jakość debaty publicznej.

Zachód jest podzielony w kwestii Rosji, głównie dlatego, bo ma zupełnie inną perspektywę geopolityczną, niż. np. Polska. W ostatnich latach kraje E.Zachodniej widziały w Rosji głównie partnera handlowego, gdzie można kierować swoje nadwyżki eksportowe. Postępowanie Moskwy w stosunku do swoich sąsiadów, starania o odbudowę strefy wpływów widziano z większej odległości, niż Polska i z perspektywy krajów silnych i dostatnich, od których Rosja współzależna. Można to porównać na przykład z Polskim spojrzeniem na postępowanie Chin. Wpływu na Pekin nie mamy żadnego, geograficznie jest on daleko, a nasze i ich interesy się nie przecinają-kontakty więc ograniczać się mogą do handlu jeno. I dlatego wolimy zignorować np. kwestię Tybetu czy praw człowieka, a zamiast tego liczyć na to, że Chińczycy zbudują nam autostrady.

I dokładnie tak wygląda Rosja w perspektywie Francji czy Holandii. Jednak nie do końca taka jest perspektywa Niemiec. Z ich punktu widzenia wygląda to jeszcze inaczej.

W pierwszych reakcjach na postępowanie Rosji Berlin był bardzo ostry i zdumiewająco zdecydowany, czym zaskoczył ekspertów Polskich. Widać to chociażby po ofercie niemieckiego MON, by przerzucić wojska niemieckie do Polski. Dopiero po dłuższym czasie nastąpiła erozja tego zdecydowania i wreszcie-wycofanie się rakiem, a niemiecka minister obrony Ursula von den Leyen została postawiona do szeregu, jej pomysły wsparcia Polski odrzucone. Dlaczego tak się stało?

Z powodu reakcji kół biznesowych. Wydawać by się to mogło logiczne-firmy niemieckie przypomniały swojemu rządowi miliardowe kontrakty z Rosją, kilka procent obrotu handlowego oraz fakt zależności energetycznej. Wydaje się to logiczne... póki człowiek nie uświadomi sobie że to postawienie sprawy na głowie.  Podobnie jak w przypadku poprzedniego tekstu, tak i tutaj mamy do czynienia z przypadkiem kiedy nadmiar publicystyki szkodzi. Bo z podawanych informacji należy wyciągnąć wniosek, że w interesie Niemiec leży to, co jest w interesie Siemensa czy innego Rheinmetalu, i że na tym polega właśnie walka o interes narodowy. Mylenie polityki handlowej z polityką zagraniczną jest nagminne. I musi prowadzić do pomyłek w ocenie sytuacji po polskiej stronie. Podczas gdy takie kraje jak USA prowadzą politykę handlową, w przypadku Berlina to polityka handlowa - prowadzi Niemcy. To nie jest normalna sytuacja.

Wiele krajów europejskich i ich opinie publiczne ulegają podobnej iluzji-utożsamieniu interesu stricte ekonomicznego z interesem narodowym. Co jest do pewnego stopnia poprawne-bo każde państwo dąży do rozwoju. Jednak interes ekonomiczny jest tylko  częścią, podzbiorem interesu narodowego, którym rządzi konieczność zapewnienia bezpieczeństwa i stabilizacji krajowi. Pytanie więc, czy realizując obecną politykę Niemcy służą swojemu interesowi narodowemu? Część odpowiedzi leży w fakcie, że gospodarka niemiecka jest gospodarką eksportową, zaś rynki europejskie nie są w stanie wchłonąć niemieckich produktów i dlatego Rosja jest istotnym kierunkiem ekspansji, zapewniającym stabilność społeczną Niemiec. Ale to nie wszystko.

Koła biznesowe niemieckie uległy daleko posuniętej penetracji rosyjską agentura i wpływami lobbystycznymi. Nie jest to przypadek-Putin jako agent KGB służył w Niemczech i dlatego doskonale zna tamtejszą specyfikę. Niemcy to największy i najpotężniejszy ekonomicznie kraj Europy - obranie strategii subwersji, związania tamtejszych kręgów przemysłowych z rosyjskim rynkiem i wpływami jest więc sposobem na uczynienie z Niemiec rosyjskiego "przełącznika" sterującego całą Europą.  O skali zjawiska i nieprzygotowaniu Niemców do tego typu działań alarmował niedawno niemiecki wywiad. Ale to nie jest pełen obraz. Rosja bowiem nie steruje Niemcami, tylko wykorzystuje ich inercję. Rosja nie ma dość siły by manipulować Niemcami, jeśli te by chciały - sprzeciwiłyby się Rosji. To sam Berlin podjął decyzję o nieangażowaniu się w Ukrainę. Dlaczego?

Niemcy mają dwa zestawy taktyk i jedną strategię. Strategia ta to odwieczny Drang nach Osten, ponieważ tylko tam istnieje fragmentaryzacja geopolityczna pozwalająca Niemcom na dominację i poszerzanie strefy wpływów. Na Zachodzie to niemożliwe, równowaga sił jest zupełnie inna. Koncept ten nazwany został "Mitteleuropa", i oznacza panowanie nad terytorium Europy Środkowej. Europa Środkowa, zawarta w trójkącie morza Bałtyckiego, Adriatyckiego i Czarnego (tzw. trójkąt ABC) to  200 milionów ludności i 1/3 Europy. Kontrola tego regionu daje kontrolę nad całym kontynentem i otwiera drogę na Azję. Dla samych Niemiec byłoby idealną sytuacją oparcie się o rosyjską granicę właśnie, bo dysponując potencjałem Mittleeuropy mogłyby i tak rządzić Europą, zdobywając przewagę nad jej zachodnią częścią i tym samym-Rosją, czyniąc z niej zaplecze surowcowe. Problemem jednak jest właśnie Rosja, która również dąży do opanowania tego terytorium z podobnych powodów oraz z obawy przed niemożnością obrony swoich granic (budowanie przestrzeni buforowej). Oznacza to, że Rosja i Niemcy są rywalami w regionie wtedy, gdy jest on między nie podzielony, ale są sojusznikami - gdy ten podział jeszcze nie zaszedł. Dlatego Niemcy stosują najpierw - w fazie wzrostu wpływów na wschodzie - taktykę dzielenia zdobyczy i współpracy na tym tle z Rosją. Potem, gdy przestrzeń do podziału kończy się, współpraca przestaje być możliwa i następuje finisz poprzedniej taktyki. Rozpoczyna się druga taktyka- faza konfliktu, by odeprzeć rosyjskie wpływy i cały region zagarnąć dla siebie. Historycznie atmosfera gęstniała przy podziale ostatniej ofiary. Niemcy więc nie miałyby nic przeciwko temu, by Rosja poszarpała Ukrainę, choć może wydawać się to sprzeczne-bo czy nie lepiej jest mieć ją całą...?

Odpowiedzią jest Polska. Ukraina to centrum polskiej polityki zagranicznej dlatego, ponieważ stworzenie sojuszu z Ukrainą pozwoliłoby odpierać jednocześnie wpływy niemieckie i rosyjskie, sojusz taki stałby się rdzeniem związku lokalnych państw posiadających ten sam interes-nie poddawaniu się Niemcom ani Rosji, wyrywając te 200 milionów ludzi z berlińsko-moskiewskiej wyżymaczki dziejów. Niemcy szybko zorientowały się, że w nowych warunkach Polska szybko zyskuje na ważności i geopolitycznej wadze, i że Ukraina nie stanie się proniemiecka, bo oznaczałoby to poświęcenie wschodu kraju. Wzrośnie asertywność Warszawy. Do tej pory zaś Polska prowadziła proniemiecką politykę, stając się elementem koronnym Mitteleeuropy, po to, by "zejść z linii rażenia" Berlina, celem otrzymania wolnej ręki w tworzeniu dobrych relacji w regionie za pomocą Grupy Wyszehradzkiej. Cel się nie zmienił - stwierdzono tylko, że prowadzenie otwarcie jagiellońskiej polityki zagranicznej nie jest możliwe z Janukowyczem w Kijowie i działającym Nordstreamem.  Stąd zwrot ku Niemcom, by umożliwić powolne budowanie koalicji z sąsiadami z południa, która jest znacznie trudniejsza w konstrukcji, bo należą oni do osobnej płaszczyzny geopolitycznej, łatwiej ulegają wpływom niemieckim i są przyzwyczajone do lawirowania między silniejszymi,co dla Polski oznacza częste rozczarowania. Stąd konieczność przyssania się do Niemiec, by w tych kluczowych kwestiach zneutralizować ich działania. Oznacza to, oczywiście, straty na wielu innych polach - ale taką strategię obrano. Co do wykonania tejże - można wskazać na szereg błędów i zaniechań, ale to osobna kwestia.

Teraz, gdy Ukraina dokonuje zwrotu na Zachód i Polska stanęła pierwszym szeregu jako jej sojusznik, układ sił może się zmienić. Niemcom odpowiadała Polska potulna i mozolnie próbująca budować Grupę Wyszehradzką - bo to małe zagrożenie, te klocki Berlin mógł w każdej chwili zburzyć, wykorzystując skłonności Czech, Słowacji czy Węgier do lawirowania. Budowa koalicji wielopaństwowej jest zawsze trudna, tym bardziej jeśli łączone są różne płaszczyzny geopolityczne. Tych problemów  nie ma z  Ukrainą. Poza tym suma potencjałów Czech, Słowacji i Węgier jest mizerna w porównaniu z potencjałem Ukrainy, nawet tak biednej jak obecnie. Polska w sojuszu z Kijowem stałaby się niezależnym biegunem Europy, a to niszczy Niemiecką Mitteleuropę. Chyba, że Ukraina pozostanie w orbicie wpływów Rosji, będzie sparaliżowana dywersją Moskwy albo będzie podzielona. Wtedy nawet jeśli stanie się propolska, to będzie za mała, a gdy będzie za mała, łatwiej będzie Niemcom wpisać ją w swój interes, w Mitteleuropę właśnie. Innymi słowy, Niemcom pasuje rozbicie Ukrainy, bo to osłabia Polskę i podtrzymuje dominację na terytorium E. Środkowej.

I dopiero kombinacja tych czynników-penetracji rosyjskiej agentury, niemieckiego uzależnienia od handlu oraz strachu o wpływy w Europie Środkowej - powodują takie a nie inne niemieckie reakcje.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka