Polska niemal przez całą swoją historię borykała się z jednym problemem: jej przeciwnicy byli militarnie silniejsi. Nie wygląda na to, by ta dysproporcja sił między Polska a potencjalnymi zagrożeniami miała się zmienić. Może warto więc zmienić myślenie o armii tak, by przygotować się do walki nie jak równy z równym? Może zamiast armii przygotowanej do wojny regularnej należy stworzyć siły zbrojne przystosowane do walki asymetrycznej, z kimś wielokrotnie silniejszym, kogo normalnymi środkami i metodami pokonać nie sposób?
W poprzednich wpisach zastanawiałem się, jakie kroki należałoby podjąć, aby wyrównać siły z europejskimi potęgami. W skrócie wymogałoby to zbudowania powszechnego systemu szkoleń i służby wojskowej (cywilnej), nastawienia myślenia całego kraju na obronność (vide Szwajcaria, Izrael), następnie zbudowania "państwa ponadpotencjałowego" czyli takiego, które wydaje porównywalne kwoty na bezpieczeństwo i rozwój naukowy, co najwięksi rywale (co jest wykonalne przy założeniu, że inni nie postąpią podobnie), a jednocześnie zawiązywać sojusze lokalne z krajami Europy Środkowo-Wschodniej, dzieląc koszty i łącząc siły.
Te wszystkie jednak kroki zakładają kierunek na dorównanie mocarstwom. Nie jest to nieosiągalne, jak sądzę, ale niezwykle trudne a przede wszystkim-czasochłonne, wymagające wieloletnich przekształceń całego państwa. Ale czy taki kierunek nie jest być może błędem? Czy istnieje inny sposób? Czy możliwe jest zapewnienie bezpieczeństwa terytorium Polski w obecnych ramach finansowych i liczebności armii?
Zdaje się, że polska armia będzie w sytuacji asymetrii w stosunku do swojego przeciwnika, który będzie dysponował miażdżącą przewagą. Może, wzorem wojny asymetrycznej jaką wykrwawiono amerykanów w Iraku i Afganistanie, należy więc pomyśleć o zbudowaniu armii asymetrycznej-przystosowanej do walki z kimś silniejszym w klasycznym rozumieniu siły zbrojnej.
Warunki takiej wojny asymetrycznej w naszym wypadku określają następujące kwestie:
1. Walka na swoim terytorium i w pobliżu niego: przeciwnik silniejszy przebije się przez każdą klasyczną obronę i zajmie kraj lub jego część. Może zostać zmęczony wojną, wykrwawiony, ale nie można go pokonać i okupować jego terytorium, co najwyżej odepchnąć gdy będzie osłabiony. Armia asymetryczna nie stawia oporu frontalnego-bo jest za mała, dlatego jest nastawiona na walkę na własnym terytorium.
2. Dysproporcja sił jak 1 do 10 na niekorzyść: nie jest możliwe pokonanie wroga stając z nim do walki twarzą w twarz.
3. Dysproporcja w sile rażenia jak 1 do 5 na niekorzyść: przeciwnik ma także tutaj przewagę. Nie ma więc możliwości pokonania wroga poprzez posiadanie większej siły ognia.
4. Brak wsparcia z zewnątrz: nie istnieje żadna koalicja wspierająca Polskę, nie mamy sojuszników, jesteśmy skazani na samotną walkę.
5. Manewry podjazdowe: niemożliwe jest operowanie normalna armią, i tak samo niemożliwe jest korzystanie z zwyczajnej taktyki.
W tych warunkach przeciwnik ma maksymalną przewagę pod każdym względem. Polska jest "outnumbered and outgunned", bez jakiegokolwiek wsparcia ani poparcia. Ten scenariusz jest naszym punktem wyjścia.
Celem takiego konfliktu winno być, naturalnie, przegnanie agresora. Ale jednocześnie powinno to się odbyć z minimalnymi stratami w ludności i infrastrukturze. Z racji przewagi wroga jest to niezwykle trudne do osiągnięcia, wymaga przyjęcia innej niż klasyczna taktyki walki.
Przede wszystkim nasza armia nie służy do odpierania ataku którego odeprzeć się nie da. Raczej od pierwszych dni służy do spowalniania i okulawiania wroga. Zamiast koncentrować się-rozprasza się, by uniemożliwić łatwe rozbicie i zniszczenie swoich oddziałów. Wymaga do decentralizacji i niehierarchicznej struktury dowodzenia na polu bitwy. Każdy oddział musi być autonomiczny i zdolny do samodzielnego działania. Jednocześnie nie może być to działanie chaotyczne, dlatego kluczem jest opracowanie szczegółowych planów bitewnych, które będą elastycznie i precyzyjnie realizowane na wypadek napaści bez rozkazów (odporność na dekapitację dowództwa). Wymaga to regularnych ćwiczeń wszystkich rodzajów sił zbrojnych (nie zaś symulacji komputerowych), perfekcyjnej znajomości terenu i opracowania scenariuszy jego wykorzystania w planie bitwy, przygotowania kryjówek i baz wypadowych, oraz opracowania wprzód planu budowy nowych już w trakcie wojny, określenie jakie tereny nadają się na ukrycie, a jakie do zasadzek. A przede wszystkim opracowania nowych struktur dowodzenia. Docelowo armia przeciwnika ma zostać wykrwawiona, zdemoralizowana i rozbita od strony logistycznej, co wymusi jej odwrót. Historycznie już 3% strat rozciągniętych w czasie i przestrzeni potrafi zmusić wroga do odwrotu (ZSRR w Afganistanie). Ten odwrót zostałby wykorzystany do kontrataku-czyli "pogonienia" agresora do domu. Wtedy armia zdecentralizowana i zorganizowana "poziomo" stałby się na powrót armią klasyczną - zhierarchizowaną i skupioną, płynnie przechodząc od rozproszenia do koncentracji, sił asymetrycznych do sił klasycznych. Wymagałoby to operowania w pewnym-niewielkim-oddaleniu od własnych granic. Preferowanym wynikiem jest zawarcie rozejmu lub pokoju bez zmian w granicach.
Taka rozproszona armia asymetryczna wymaga innego podejścia do wyposażenia i logistyki. Sprzęt powinien być możliwie prosty i łatwy w produkcji, gdyż oddziały nie będą mogły korzystać z linii zaopatrzenia i będą musiały działać w odcięciu od zaplecza. Dlatego amunicję, broń, wyposażenie ogólne będą musieli mieć przygotowane wcześniej i ukryte w terenie gdzie mają toczyć się walki. Nadto zaopatrzenie powinno być możliwe w jak najszerszym zakresie do produkowania "in situ", czyli lokalnie, bez potrzeby opierania się w potężnych fabrykach które łatwo przejąć czy unieszkodliwić, z ogólnie dostępnych materiałów. Nowe technologie, takie jak drukarki 3D mogą tu służyć wydatną pomocą.
Inne winno być podejście do sprzętu wojskowego-tu doświadczeniem mogą służyć Amerykanie i Izraelczycy, którzy sukcesywnie udoskonalali swoje wyposażenie do walki z partyzantką (np. karabiny którymi można strzelać zza węgła nie wychylając się). Równocześnie należy wziąć przykład z sił, z którymi walczyli. Tanie, domowymi sposobami robione rakiety, zdolność do organizowania zasadzek, miny-pułapki etc. organizowane nie przez bojowników, lecz specjalnie ku temu wyszkoloną i przygotowaną armię będą znacznie bardziej skuteczne.
Niezmiernie ważnym czynnikiem jest uprzednie przygotowanie terenu walki. Wojna będzie toczyć się w granicach Polski, dlatego mamy tutaj przewagę. Nie dysponujemy wieloma geograficznymi, naturalnymi barierami, dlatego musimy je stworzyć-tak projektując infrastrukturę, by miała również drugie, wojskowe przeznaczenie, szkoląc się do takiego jej wykorzystania by uprzykrzyć życie wrogowi (np. mosty konstruowane tak, by można było je łatwo zniszczyć, nie demolując od razu całości konstrukcji, co ułatwi potem ich odbudowę, a mając w zanadrzu sposób na pokonanie tak zdezelowanych przepraw). Należy nieustannie szukać nowych typów tanich broni i technik walki, śledząc bacznie wojny partyzanckie na całym świecie i studiując te znane z historii, a następnie testować je, wdrażać i udoskonalać ich użycie w nieustannych treningach. Niezbędne staje się odpowiednie przeszkolenie ludności, która winna pozostać pasywna, ale gotowa do reakcji, wsparcia i w razie potrzeby uzupełnienia oddziałów, a przede wszystkim wiedząca jak się zachować w obliczu tego typu konfliktu. W skrócie-należy zamienić kraj w pole bitwy, w zasadzkę, wnyki na wroga.
Kolejnym istotnym elementem jest cyberwywiad i cyberwojna. Na współczesnym polu walki informacja stanowi o przewadze, i przerwanie obiegu informacyjnego wroga winno być priorytetem. Ataki na infrastrukturę przeciwnika za pomocą pocisków i bomb nie będą możliwe, ale nie mniej zniszczeń można poczynić za pomocą wirusów komputerowych. Nie należy liczyć na to, że uda się nimi unieczynnić wrogą armię, raczej iż dzięki tym środkom walki uda się sabotować jego gospodarkę. Cyberwojska powinny być traktowane jako równie elitarne, co GROM.
W ramach bowiem działań tej formacji zbrojnej nastąpi być może najważniejsza walka-walka o sojuszników poprzez przechylenie światowej opinii publicznej na swoją stronę. Przechwycenie informacji o wojnie i narzucenie swojej wersji, narracji i propagandy poprzez internet winno odbywać się od pierwszych minut konfliktu wszelkimi dostępnymi środkami od social media, poprzez blogi po "szokujące filmy z miejsca zdarzeń". Ponieważ taką walkę można prowadzić z dowolnego miejsca, odpowiednie siły mogłyby dokonywać tego typu "ataków" z miast, ale także zza granicy. Należy opracować plany tego typu wojny-wojny informacyjnej. Specjalnie przeszkoleni ludzie, ukrywający się jako cywile w momencie wybuchu konfliktu przedostawaliby się za granicę by szerzyć przyjazną propagandę, część agentów zaś, zadekowanych wcześniej w kluczowych punktach na świecie (najlepiej w mediach) próbowałaby to samo zrobić z swojego miejsca.
Częścią wojny informacyjnej winna być wojna prawna, dyplomatyczna, dążąca do wykazania bezprawności ataku i nagięcia procedur prawa i instytucji międzynarodowych do własnych korzyści. Celem jest zmuszenie innych krajów do opowiedzenia się po stronie Polski, a przeciw agresorowi.
Ostatecznie celem tak prowadzonego konfliktu winno być uwikłanie wroga w wyniszczającą go walkę z minimum strat własnych w majątku narodowym i cywilach, doprowadzając do opuszczenia wojsk agresora terytorium Rzeczpospolitej, lub takie ich osłabienie że nie byłyby w stanie już wykorzystywać swojej przewagi, sprawiając iż jego pozycja międzynarodowa spada i nie jest on w stanie skapitalizować swojej napaści-przynosi mu ona tylko straty.
Powyższe jest o tyle przydatne, iż jest to podejście elastyczne, które można wkomponować w zasadzie w dowolna strategię rozwoju sił zbrojnych, dobierając jej elementy wedle uznania. W istocie należy uznać, że jest to jedyny kierunek w jakim możemy podążać. Bez względu na to, czy będziemy rozwijać armię standardowo-tak jak teraz, czy wybierzemy model Szwajcarsko-Izraelski, czy też model państwa ponadpotencjałowego, zdolność zamienienia kraju w sidła jest w naszym przypadku niezbędna.
Sulfur
Inne tematy w dziale Polityka