Sulfur napisał dziś notkę na temat Powstania Warszawskiego. Podejmę polemikę.
Komentarz jego jest podniosły. Z patosem wprawdzie należy uważać, ale dziś jest on usprawiedliwiony. Przyjemne uczucie wzniosłości często towarzyszy osobowościom niedojrzałym i pięknoduchom, toteż często wymierzone jest weń ostrze szyderstwa (tak wysoko cenione w towarzystwie, jeśli żart powoduje rozbawienie). Wzniosłość też jednak towarzyszy również temu, co w człowieku jest najlepsze, czemuś, co odróżnia nas od zwierząt, które podążają za swoimi popędami. Uczucia wyższe z definicji nie są pospolite, nie są zwykłe. Coś, co nie jest zwykłe, zawsze będzie narażone na krytykę, szyderstwo, wyśmianie. Człowiek, który przywiązuje wagę do uczuć wyższych, ponosi się jednak tę ofiarę, gdyż - w przeciwieństwie do pięknoduchów - przeżywa je nie dla nagrody, jaką jest zewnętrzny poklask, ale dla wartości, jakie zawierają one same w sobie.
Twierdzę, że rocznice takie jak dziś, wyzwalają w nas to, co najlepsze. Taki jest ich sens, by cyklicznie mogły wyprostować nasz zgięty codziennym znojem kręgosłup. Powstaje pytanie, dlaczego ta data, a nie inna. Czy upamiętnienie tego wydarzenia nas wzmocni czy też upodli, utwierdzi przy najgorszych nawykach?
Spór o Powstanie Warszawskie to tak naprawdę spór o naturze metafizycznej, aksjologicznej, dla którego argumenty "racjonalne" są tylko pretekstem.Szczegółowe analizowanie, co i kto, z naukowo-polityczno-wojskowego punktu widzenia powinien był zrobić, by osiągnąć maksymalne korzyści w zaistniałej sytuacji, to zupełnie inna płaszczyzna. Żadne państwo na świecie nie celebrowało nigdy, jako swoje święto narodowe, prawidłowe wykonanie rzemiosła, zgodnie ze sztuką danej dyscypliny. Zawsze chodzi o odwoływanie się do uczuć wyższych, które rozumiemy i przyswajamy za pomocą nauki, jaką jest kontemplowanie czy celebrowanie znamienitych w skutkach wydarzeń. Matematyczne, w sposób naukowo pozytywny i retrospektywny, "obliczanie" idealnego procesu decyzjnego, jaki ktoś powinien był podjąć, pozostawmy uczonym, specom od danej dyscypliny - czy to politologicznej (jak najlepiej było przełamać porządek teherański?), czy to wojskowej (jak najlepiej było zadać największe straty wrogowi, przy uniknięciu własnych), czy to technologiczno-zbrojeniowej (jaka broń się sprawdziła a jaka nie?), czy telekomunikacyjnej (w jaki sposób należało przeprowadzić łączność), czy medycznej (czy lekarze wykonywali zabiegi zgodnie ze sztuką), czy jakiejkolwiek innej. Pomijam zresztą fakt, że wojnę nie da się metodologicznie ująć w ramy nauki, pozytywnie weryfikowalnej, gdyż zawsze jest ten nieuchwytny margines niepowtarzalności. Zatem przykładowo, przy ograniczeniu wszystkich zmiennych li tylko do tego, co wiedział Piłsudski w przededniu Bitwy Warszawskiej, wydarzenie to statystycznie w jakimś procencie skutkowałoby klęską wojsk polskich, a pomimo to, czcimy to wydarzenie. Czcimy też pomimo tego, że z całą pewnością dałoby się wyliczyć wiele niedoskonałości w wykonaniu rzemieślniczym, z punktu widzenia sztuki wojennej. 15 sierpnia nie obchodzą nas bowiem umiejętności intelektualno-wojskowe Marszałka na tyle, by się wspólnie gromadzić, ale bohaterstwo naszych zwykłych, przeciętnych, także ułomnych intelektualnie i fizycznie - przodków, którzy zaryzykowali to, co ze zwierzęcego punktu widzenia jest dla ciała najważniejsze, czyli życie.
Dobrze więc, moim zdaniem, szuka Sulfur, gdy posługuje się argumentami emocjonalnymi, aksjologicznymi. Nietrafnie jednak miesza wyżej rozróżnione płaszczyzny (1. naukowo-decyzyjny; 2. aksjologiczny), puentując: "Powstanie Warszawskie miało sens". Dla dowódców Powstania Warszawskiego, wszczynających walkę zbrojną, nie było sensem pięknie zginąć, przegrać. Każdy z nich chciał żyć. Celem i sensem było uzyskanie utylitarnych korzyści (które z punktu widzenia naukowego moglibyśmy rzetelnie zweryfikować, gdyby przeprowadzić hipotetyczną próbę alternatywnego rozwiązania i porównania skutków - rzecz niemożliwa), takich jak wskrzeszenie niepodległego państwa polskiego. Cel nie został osiągnięty. Zostawiam historykom i teoretykom strategii odpowiedź na pytanie "dlaczego?". Przy tej operacji objawiło się jednak coś wspaniałego - wartości wyższe zadzierzgnięte w Polakach, takie jak bohaterstwo, poświęcenie, umiłowanie wolności, niezgoda na niesprawiedliwość. Wyjawienie ich na zewnątrz nie było jednak, tak jak to u pięknoduchów, celem, by uzyskać poklask, lecz były przejawem, towarzyszyły utylitarnemu celowi (niepodległość), za co należało zapłacić cenę i na to się Polacy godzili.
Taka jest różnica między pięknoduchami a bohaterami. Bohaterem jest się jednak obiektywnie, niezależnie nawet od oceny narratora. Nie robimy łaski powstańcom, że ich upamiętniamy, bo oni tej łaski nie potrzebują, tak jak jej nie potrzebuje lew od zająca. To raczej my, dzisiaj, potrzebujemy pamiętać o nich, byśmy, choć zające, dorośli do bycia lwem.
Powstanie Warszawskie [teraz] ma sens.
Soren
PS Nie podpisuję się pod podziałem: "źli dowódcy, dobrzy szeregowcy". S.
Inne tematy w dziale Kultura