Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK opublikował notkę w której zachęca do pójścia w w ślady premiera Japonii Shinzo Abe. Sam krytykuje Rostowskiego jako oszusta, iluzjonistę. Sam jednak wspierając takie propozycje nim się staje.
Pójście drogą "abenomiki" oznacza: zwiększenie ilości pieniądza w obiegu, inwestycje państwowe. Już wcześniej pan Szewczak publikując artykuł w "Sieci" chwalący akcje drukowania pieniędzy min. w Stanach domagał się objęcia takiego kursu "zwalczania kryzysu". Warto się pochylić nad tą notką i tego typu argumentacją w ogóle, bo faktycznie kryzys do nas puka po raz wtóry i tym razem możemy nie wywinąć się tak łatwo. Warto rozumieć, o czym tak naprawdę pan Szewczak mówi.
Zanim jednak przejdziemy do tego, krótkie spojrzenie na tekst, pod tym adresem: http://wpolityce.pl/artykuly/58588-szewczak-polska-druga-japonia-zamiast-druga-grecja-japonia-wykazuje-myslenie-przyszlosciowe-a-polski-rzad-ciagle-zyczeniowe
"Gdyby Premier D.Tusk miał na względzie dobro polskiej gospodarki, polskich firm i poprawę koniunktury, wzrost inwestycji, konsumpcji jak i płac poszedłby pewnie japońską drogą "trzech strzał" - luzowania polityki pieniężnej, osłabienie wartości krajowej waluty, stymulowania wzrostu gospodarczego i inwestycji publicznych i zwiększenia płac i inflacji. "
To jest recepta Szewczaka na poprawę. Zadajmy tu kilka pytań: dlaczego osłabienie waluty ma być dobre? Czy od tego nasza gospodarka faktycznie zwiększa swoją wydajność? Czy może jest to zabieg, sztuczka, tylko nie z repertuaru Vincenta Rostowskiego? Dlaczego wzrost inflacji ma być dobry? Przecież cieszymy się jeśli kupimy coś taniej, a nie drożej i na tym polega kapitalizm, że znajdujemy sposoby by mieć więcej za mniej - kupić więcej za mniej własnej pracy i wyprodukować więcej za mniej kosztów (albo tyle samo, a taniej), sprzedając dzięki temu po niższej cenie i w ten sposób wygrywając z konkurencją. Ponieważ zaś w recepcie Szewczaka jednocześnie rosną płace, to najwyraźniej nic się nie zmieni - inflacja pożre wzrost płac i będziemy tam, gdzie byliśmy.
Pan Szewczak wierzy w coś, co się nazywa "prędkością pieniądza" czyli "money velocity". Zjawisko to polega na tym, że jeśli mamy jeden środek płatniczy w którym dokonywane są transakcje, to jeśli zwiększymy jego ilość w obiegu, a reszta się nie zmieni, to w efekcie pieniądze te zostaną szybciej wydane i wywołają "ruch" w gospodarce. Bo ten, kto ma pieniądze je wydaje, a jak wydaje, to ktoś mu za to coś daje w zamian, np. nowe mosty. A ten z kolei zarobione pieniądze znowu wyda i tak dalej- tym szybciej, im więcej. I niby wszystko pięknie i wspaniale. Problem w tym, że "prędkość pieniądza", czyli "luzowanie polityki pieniężnej" to oszustwo jeszcze gorsze niż fiskalne sztuczki Vincenta Rostowskiego. Bo on - jest tylko typowym księgowym kreatywnym, okrada ukrywając. Pan Szewczak zaś - to rabuś w aksamitnych rękawiczkach w biały dzień. Taki amber-goldziarz, tylko że na większa skalę.
By to pojąć należy tylko wiedzieć, czym jest pieniądz. Otóż pieniądz to środek mający ułatwić nam transakcje - wymianę handlową. Taką wymianę robi każdy. Na przykład robotnik idzie do fabryki i wymienia swój czas, ręce do pracy. Malarz malujący obrazy i potem sprzedający je - sprzedaje swoją sztukę, talent. Właściciel przedsiębiorstwa operuje tym, co wytworzy jego przedsiębiorstwo. Po to, by łatwo było wymieniać owoce naszej pracy na owoce pracy innych ludzi wymyślono pieniądze - czyli wygodny środek do przechowywania wartości i wymiany. Same w sobie zaś pieniądze - wartości jakiej szczególnej nie mają. To albo jakiś zadrukowany misternie papier, albo sztabka jakiegoś błyszczącego metalu - ich zastosowania i przydatność w życiu jest znikoma jeśli nie żadna. Po prostu ludzi umówili się, że to będą środki płatnicze.
Taki środek działa w następujący sposób. Pan Kowalski idzie do pracy, by służyć swojemu bliźniemu swoją pracą. W ten sposób tenże bliźni, jego pracodawca, może wytworzyć coś, czego sam jeden nie zdołałby zrobić albo nie mógłby tego zrobić tak dobrze. W podzięce płaci Kowalskiemu sumę pieniędzy-to środek wymiany. Symbolizuje on to, co Kowalski faktycznie włożył w produkcję. Następnie pan Kowalski idzie sobie dajmy na to do baru, by po ciężkim dniu harówki napić się piwa. Barman wtedy nachyla się przez ladę i pyta: a czy służyłeś już swojemu bliźniemu? Na to pan Kowalski wyciąga pieniądze jakie otrzymał od swego pracodawcy za dzień wysiłku, pokazując, że owszem - służył swojemu bliźniemu. Teraz w zamian barman będzie służył jemu. A potem barman pewnie kupi u przedsiębiorcy za te pieniądze stołki, które ten produkuje.
W tym prostym przykładzie każda z osób wykonuje jakąś pracę na rzecz drugiego człowieka, a owoce swojej pracy wymienia na środek płatniczy by łatwo było zwierać transakcje. W ten sposób faktycznie wykonana praca, wartość dodana ulega abstrakcjonizacji.
A teraz przychodzi pan Szewczak i mówi tak: moi drodzy, tylko ja mogę drukować pieniądze których używacie. Pozwólcie więc, że teraz używając tego monopolu pacnę na ladę plik banknotów i zażądam obsługi. Barman nachyla się i pyta: a jak służyłeś swemu bliźniemu? Na to pan Szewczak: a banknotów nie widzisz? Barman drapie się po głowie. No faktycznie, są na ladzie, więc chyba ten Szewczak coś dla ludzi zrobił...? Więc go obsługuje. Daje mu piwo. Ale problem w tym, że pan Szewczak nic nie zrobił. Pan Szewczak tylko dodrukował nowych pieniędzy, a sam nie przysłużył się bliźniemu w ogóle w żaden sposób. Natomiast płacąc tymi pieniędzmi za piwo faktycznie OKRADŁ barmana z tego piwa. Ponieważ nie dokonał nigdzie żadnej wymiany. Nie przysłużył się żadną pracą nikomu. Podobną sztuczkę może wykonać i z Kowalskim-każąc mu siedzieć cały dzień nic nie robiąc i płacąc mu za to, i z przedsiębiorcą, każąc mu naprodukować więcej krzeseł. Za każdym razem okrada tych ludzi-Kowalskiego z jego czasu, a przedsiębiorcę z surowców i wszelkich innych kosztów jakie musiał ponieść. Ponieważ sam do puli wykonanej pracy nic nie dodał.
W efekcie barman nalewa piwo, przedsiębiorca robi krzesła, a Kowalski oferuje swój czas. Wszyscy mają pieniądze. Ale czy wyszli na plus? Nie. Ponieważ było ich trzech wykonujących pracę i nadal tyle jest. Za to Barman stracił jedno piwo, Kowalski dzień z życia, a przedsiębiorca dostawę krzeseł. Wszystko przez jednego oszusta.
Dokładnie dlatego zakazane jest samowolne drukowanie pieniędzy - czyli "fałszowanie" pieniędzy. Ponieważ to oszustwo. Sprawia się bowiem wrażenie, że coś się zrobiło dla gospodarki, a tymczasem tak nie jest i otrzymuje się w wymianie handlowej coś - za nic. Efektem ubocznym jest inflacja, czyli wzrost cen. Bo jeśli jest więcej pieniędzy w obiegu, a wszyscy produkują tyle, ile poprzednio, to suma sumarum nic się nie zmieniło i tylko ceny wzrosną, odzwierciedlając większą ilość pieniądza.
W tym układzie nie ma znaczenia kto operuje pustym pieniądzem. Kowalski, przedsiębiorca, Szewczak czy państwo. Efekt jest ten sam - praca niewolnicza. I jak każda praca niewolnicza jest ograbianiem ludzi. Kiedyś pan kazał, niewolnik robił. "Zrobisz X". Dziś to bardziej skomplikowane ale zasada ta sama. "Zrobisz X bo daje ci te papierki". A nie: "Zrób X, to ja zrobię dla ciebie Y, czego symbolem będą te papierki".
Tym właśnie jest obanomika, abeonomika, szewczokonomika. Formą oszustwa. Iluzjonista Szewczak wykonuje po prostu inny numer niż sztukmistrz Rostowski.
Pan Rostowski ma jasny motyw - odsunąć zagrożenie i byle do wyborów, a potem niech nowy rząd się martwi. Po prostu teraz mu się w tym przesuwaniu odpowiedzialności noga podwinęła. A pan Szewczak?
Tu ponownie należy sięgnąć do istoty pieniądza.
W dzisiejszym świecie pieniądz jest emitowany przez bank centralny. Kiedyś odbywało się to poprzez zamówienie fizycznych banknotów w mennicy, dziś - mamy większą role waluty wirtualnej. Ciągle jednak jej ilość jest sterowana przez bank centralny. W jaki sposób? Ano w taki, że BC określa jak wysoko mogą sobie banki nawzajem oprocentować pożyczki w swoim własnym, wewnętrznym obiegu. Niby nic takiego, choć wątpliwość może wzbudzać dlaczego cena ta jest ustalana przez jakiś komitet państwowy, jak w Sowietach. Ale należy zrozumieć, że to nie takie niewinne. W bankach bowiem - w SKOKach także, choć na mniejszą skalę - jest znacznie mniej pieniędzy, niż tam wpłacamy. Bo pozwolono kiedyś, by banki "dawały" pożyczek więcej, niż aktualnie mają środków. Niegdyś było to na poczet już wykonywanych i spodziewanych spłat. Np. Kowalski spłaca i wiadomo, że będzie spłacał, więc na poczet tego, co nam odda udzielamy nowej pożyczki. Jeszcze tych pieniędzy nie mamy, ale wiemy, że będziemy mieć, dlatego możemy kogoś wspomóc. Ale mechanizm ten jest bardzo kuszący-bo pozwala otrzymać coś za nic. I tak luzowano kryteria aż doprowadzono do obecnej sytuacji, że jedna złotówka potrafi wykreować i dwadzieścia nowych złotówek. W jaki sposób? W żaden. Bank po prostu mówi, że tyle daje pożyczki. Robi to samo, co fałszerz pieniędzy. Nikt mu tych pieniędzy "pożyczkowanych" bowiem nie wpłacił, on ich nie zarobił. Po prostu ustawowo zezwolono mu - na kreację pieniądza. Banki pełnia dziś rolę mennicy, a im "taniej" mogą pożyczać między sobą tym większa jest intensywność tego procesu, bo on nie jest jednorazowy, tylko może być wielokrotnie powtarzany - wystarczy by transakcja przepłynęła przez kolejny bank.
Nietrudno więc zaobserwować, że polityka Rostowskiego - zaciągania nowego długu a potem spłacania go drąc pasy z obywateli - wspiera banki, które udzielają tych pożyczek. I nietrudno też zauważyć, że polityka Szewczaka wspiera banki, zwiększając ilość pożyczek, tylko nam, kreując pusty pieniądz. A my, tak jak państwo w modelu Vincenta, musimy już oddać pieniądze "prawdziwe"-bo faktycznie zarobione, okupione ciężką pracą. Banki - dają nic, a otrzymują w zamian wszystko.
Koronkowa robota. Złodziej złodzieja denucjuje, a ten kto zarabiał-zarabia dalej .
.
Sulfur
Inne tematy w dziale Gospodarka