Soren Sulfur Soren Sulfur
299
BLOG

Federalizm jak feudalizm

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 0

Prezydent Komorowski dał wywiad Gazecie Wyborczej w którym stwierdził, że jego zdaniem Polska nie musi się obawiać federalizowania się Europy, że wręcz jej to powinno odpowiadać i w takim tworze czułaby się dobrze z racji swojego przeszłego doświadczenia państwa wielonarodowego i wielokulturowego. Tym samym pałac prezydencki dał zielone światło berlińskiej propozycji Radosława Sikorskiego, która nawoływała do powstania federacji europejskiej z oddaniem niemal całej suwerenności w ręce eurokracji za wyjątkiem kwestii podatkowo-obyczajowych.

Zostawmy na chwilę na boku realia europejskie które sprawiają, że na myśl o federowaniu się po obywatelach krajów UE przebiegają niemiłe dreszcze. Zostawmy pytania o to kto miałby nadawać i w jaki sposób ton w takiej sfederowanej Europie, bo to również wywołuje niemiłe reakcje obywateli tejże Europy i tym samym nie wnikajmy szczegółowo dlaczego tak niemiło kojarzy im się coś, co najwyraźniej prezydentowi Komorowskiemu odpowiada.

Zadajmy pytanie podstawowe i najważniejsze: dlaczego niby federacja. Czemu to ma służyć? Po co?

Otóż jest tak naprawdę jedna jedyna odpowiedź jaka zawsze powtarza się jak mantrę uzasadniającą każdą rzecz: bo musimy konkurować w globalizującym się świecie w którym Europa będzie malała na znaczeniu i przez to - każdy z jej krajów z osobna. By zachować wpływy, by nie zostać zmarginalizowanym, by nie utracić podmiotowości jedyna opcją jest zbudować wspólny blok, zintegrować się i w ten sposób bronić wspólnego interesu. Wymaga to poświęceń indywidualnej suwerenności każdego z państw UE w stosunku do sowich sąsiadów, uczestników tego projektu.

I tyle. Euorentuzjaści i eurokraci mają dokładnie tyle do powiedzenia na ten temat. Kiepsko, zaprawdę kiepsko. Bo to oznacza, że wspólny interes jest przede wszystkim natury handlowej. W dalszym rzędzie - militarnej, obronnej i politycznej. Gdzie więc tu miejsce dla federalizowania się, powstawania jakiejś tożsamości europejskiej, tworzenia jakiegoś superpaństwa, centralistycznego tworu? Gdzie tu pomysły wykształcenia zunifikowanego prawa i upodobnienia UE do państwa? Gdzie tu potrzeba umniejszania państw narodowych i roli przynależności etniczno-kulturowej, gdzie tu... i lista ciągnie się od tego miejsca przez wiele stron.

Nie da rady. Uzasadnienie jakie się podaje-że musimy konkurować, że geopolityka coś takiego wymusza-jest za słabe jak na ambicje i rozmach eurokacji, która stara się kontrolować każdy możliwy aspekt życia europejczyków dążąc do jednej wielkiej unifikacji. Często wręcz szkodząc temu geopolitycznemu, realistycznemu celowi. Należy więc dojść do wniosku, że większość z tego, co UE robi, nie ma służyć osiąganiu tego typu integracji - bo to można zrobić wielokrotnie prościej i efektywniej, zawierajac sojusz obronny czy tworząc strefę wolnego handlu. Otóż nie. UE przemieniła się w projekt ściśle federalistyczny napędzany ideologią. Tą ideologią jest integracja dla samej integracji. Paliwem tego tworu jest zaś przeświadczenie, że wszystkie nieszczęścia Europy są spowodowane istnieniem państw narodowych i dlatego należy je zdeaktywować a następnie rozpuścić. Prawdziwym celem bowiem okazuje się chęć uniknięcia wojny, a winą z jej wybuchy obwinia się nacjonalizmy, czyli wszelkiego rodzaju różnice między narodami europejskimi. Bo to różnice są złem. Celem-społeczeństwo paneuroepsjkie egalitarne,wykształcenie nowego demosu. Używane środki oznaczają ucisk, a ten z kolei jest idealnym narzędziem do supresji niezależności jednych krajów z zyskiem dla drugich.

Tylko to pozwala wytłumaczyć postępowanie kolejnych agend i euroinstytucji, tyłko to tłumaczy fanatyczną nowomowę integracyjną, zacietrzewienie w kierunku federacyjnym. Wynikiem ma być zglajszachtowane, ujednlicone, pozbawione większych różnic społeczeństwo jednakie. Ponieważ jest niemożliwe by udało się taki efekt osiągnąć pozytywnie-to jest łącząc charaktery narodowe w jedną, spójną całość-bo są one niespójne i sprzeczne, dlatego jedyną metodą jest demontaż wszystkiego, co buduje różnorodną Europę. Wyjecie z tożsamości narodowych wszystkiego, co mogłoby ze sobą kolidować, a w to miejsce wprowadzenie erzsatzów uinwersalizmu. Podobny zabieg już uczyniono z religią.

Tyle na temat "projektu europejskiego". W obecnym kształcie fantazmat o "federacji europejskiej" jest tylko tym-fantazmatem. Dążenie do niego oznacza nie tylko poświęcenie suwerenności-bo to jeszcze nie jest specjalnie groźne, pod warunkiem, że odbywa się to na zasadzie wzajemności (kraj A oddaje krajowi B kawałek suwerenności w zamian za taki sam kawałek z kraju B, w efekcie obydwa muszą negocjować i rozwiązywać spory na drodze arbitrażu poprzez reguły prawa i instytucje, zachowując równowagę sił). Ale przede wszystkim-okazuje się, że poprzez poświęcenie tożsamości. UE już teraz narzuca kanon politycznej poprawności ponad narodami, przymuszając powoli do określonych zachowań. Wzorce tychże zaś płyną z krajów największych, najbardziej wpływowych, tym samym stają się praktycznym narzędziem dominacji nad słabszymi. Identycznie sprawa wygląda w sferze interesów narodowych-UE jest zaburzona wewnętrznie na korzyść państw silnych, które narzuacaja w newraligcznych punktach rozwiązania korzystne dla siebie, uzależniając coraz głębiej państwa mniejsze. Nie byłoby to możliwe, gdyby sama UE nie została zbudowana z myślą o supresji państw narodowych. Oto federacja w praktyce.

 

Różnorodność jako obiektywny rezultat

Ale czy istnieje teoretyczna możliwość zaistnienia federacji europejskiej? Otóż, ponownie-nie. Jest to obiektywnie niemożliwe. Federacje państw bowiem aby powstać muszą dzielić ze sobą nie tyle jakiś interes nadrzędny, co muszą dzielić ze sobą tą sama przestrzeń interesów, osiągając ich zgodność. To zaś w warunkach europejskich jest niewykonalne. Po prostu niemożliwe. Nie dlatego, jak się wmawia, ponieważ narody europejskie kierowane atawistyczną plemiennością "uparły się" robić po swojemu, ale dlatego, ponieważ „robienie po swojemu” ma uzasadnienie, sens i logikę. Każdy z tych krajów działając niezależnie osiąga więcej, niżby narzucając wszystkim jednakowe karby i ramy działań. Wynika to z geografii, a geografia-rzutuje na historię.

Europa jest podzielona geograficznie na bardzo różne regiony, poprzedzielane wieloma rzekami. to kontynent naturalnie bogaty dzięki klimatowi i właśnie rzekom, które pozwalają na łatwy transport. Oznacza to, że relatywnie mała państwowość jest w stanie się gospodarczo utrzymać i oprzeć sąsiadom. Jednocześnie geografia nadaje tym państwom ramy-dzięki górom, dolinom, linii brzegowej. Geografia zaś determinuje pewne interesy dosyć sztywno-chodzi o interesy gospodarcze. Kraj górzysty musi mieć inna gospodarkę niż nizinny, ponieważ ma inne przewagi konkurencyjne, tym samym jego sposób życia i przeżycia będzie z musu odmienny od nizinnego-będą one miały odmienne interesy.

Bogactwo, odmienność konkurencyjna i wreszcie naturalne bariery geograficzne spowodowały, że wykształciły się lub utrzymały narodowości europejskie-kolejne ludy zajmowały konkretny teren, który pozwalał im się utrzymać i przetrwać. Naturalne bogactwo Europy powodowało, że nawet stosunkowo nieliczne narodowości były w stanie przetrwać burzę dziejów. To rozdrobnienie zaś z czasem wzmacniało się i napędzało z czasem-różnice w sposobie organizowania życia gospodarczego nakładały się na język, religię, kulturę, stosunki społeczne i polityczne. Region początkowo jednolity kulturowo potrafił rozpaść się na dwoje właśnie z tego względu. Europa nigdy nie była zdolna do jednoczenia się-lecz tylko i wyłącznie do postępującego rozdrobnienia. Z przyczyn naturalnych. Siła zaś każdego tworu narodowego była dostateczna by oprzeć się najeźdzcom, ale niedostateczna by samemu zdominować i scentralizować Europę.

Dlatego też nigdy, ale to nigdy w historii Europy projekt zjednoczenia kontynentu się nie powiódł. I też nie może się powieść. Nie, jeśli to zjednoczenie ma oznaczać dominację. Narzucenie woli, standardów, sposobu organizacji. To nie narody europejskie rozsztukowały Europę, to Europa, jej geografia, rozsztukowała narody europejskie.

Stany Zjednoczone są odwrotnością Europy. W miarę jednorodni kulturowo kolonizatorzy (dziś zmienia się to na wskutek imigracji) posługiwali się jednym językiem, a swój kontynent ujarzmiali od początku naraz, w jednym rzucie. Nie przeszkodziły im bariery geograficzne, rzeki ani góry, gdyż geografia Stanów sprzyjała istnieniu państwa raczej centralistycznego. Tylko ogrom przestrzeni i izolacja społeczności ludzkich powodowały rozdrobnienie. Wybrano inny model ze względu na idee jakie przyświecały kolonistom, które chcieli zachować. Jednakże nawet po powołaniu państwa federalnego geografia zaczęła odciskać swoje nieubłagane piętno. Ogromny kraj zaczął się różnicować gospodarczo-północ się uprzemysłowiła, gdyż to miało ekonomiczny sens, zaś południe stało się rolnicze - gdyż wielkie, żyzne tereny, łatwy dostęp do wody i żeglownych rzek oraz klimat narzucał taki wybór. Z czasem to wywołało różnice na tyle duże, że przerodziły się one w napięcia. Dziś wojnę secesyjną pamięta się tylko jako konflikt stoczony o kwestie niewolnictwa i konstytucji, a tymczasem była one efektem, nie przycyzną. Wojna wybuchła dlatego, ponieważ północ i południe poróżniły się gospodarczo. Mieli kompletne odmienne cele i zaczęli mieć więcej przez to ze sobą różnego niż wspólnego-właśnie przez to.

Podobnie i dziś w Europie. Kraje UE mogą sobie nawzajem zarzucać i narzucać dowolne kwestie światopoglądowe czy historyczne, ale gdy dochodzi do kwestii pieniędzy, gospodarki, wpływów realnych-atmosfera gęstnieje. Polska akceptuje bez szemrania najdziwniejsze jej zdaniem zapisy na temat rodziny, ale stawia sprawę na ostrzu noża, gdy chodzi o emisje gazów cieplarnianych czy dotacje. Jesteśmy różni-nie dlatego, że chcemy, ale dlatego, bo musimy. A skoro musimy, to po co z tego rezygnować?

Federacja europejska nie ma sensu. Jest centralistyczna i dlatego musi skończyć się rozpadem. Historia euro tego dowodzi-ten projekt od początku nie miał szans. I nadał nie będzie miał mimo kolejnych unii bankowych, podatkowych itp. ponieważ realia się nie zmienią. Geografii eurokraci nie mogą przemienić, jej wpływu na historię i wyszktałcenie się odrębności narodowych również, tak samo jej obecnego wpływu, ponieważ geografia zrobi swoje i różnice nawet jeśli powierzchownie zlikwidowane znowu się pojawią na tych samych uskokach. Tym bardziej, że każdy z krajów ma inny poziom rozwoju, inną gospodarkę i inna hierarchię ekonomicznych wartości. Tym samym, aby mogły się one rozwijać jak najlepiej muszą być maksymalnie WOLNE. To znaczy również-maksymalnie suwerenne. Narody, te wielkie zbiorowości ludzkie, najlepiej się rozwijają wtedy, gdy daje się im swobodę, nie zaś gdy się ją ogranicza.

Nie tylko sposób integracji nie ma sensu, również jego uzasadnienie. Geopolityczne konieczności nie istnieją jeśli chodzi o integrację europejską. Gdyby Chiny nie rozwijały się, albo Ameryka wpadłaby w izolacjonizm lub Rosja rozpadłaby się, tedy świat mógłby powrócić na dawne koleiny europocentryzmu i wszelkie powody „pójścia razem” przestają mieć jakikolwiek sens. Reżim geopolityczny zmienia się co kilka dekad, a federacja to twór w założeniu stały. Jaki jest sens go tworzyć, wieczysty układ tego rodzaju, skoro jego przydatność będzie tylko chwilowa? Po zniknięciu presji zewnętrznej taki twór zostanie rozsadzony przez okoliczności od środka.

Otóż nie, prawdziwym powodem dla którego państwa europejskie winny współpracować są nakładające się interesy i pola konfliktu powodujące, iż państwa europejskie marnują ogromny wysiłek na wzajemne utrzymywanie się w szachu, zamiast poświęcić się swojemu rozwojowi. Wojna i poprzedzające ją zbrojenia to tylko krótkotrwałe erupcje tego faktu. Przekonanie o wyższości czy szowinizm nie mają z tym nic wspólnego, są one efektem tychże. Należy opracować system rozwiązujący te wzajemne napięcia, nakładanie się, zagłuszanie, nie zaś starać się wszystkie częstotliwości interesów połączyć w jeden przekaz-wtedy bowiem wyjdzie tylko szum. Chaos. Stara metoda europejczyków-podział na strefy wpływów, jest miniaturką pomysłu federacyjnego i dlatego nigdy nie był stały. Ma te same błędy.

 

Dlatego federacja jako pomysł na integrację, zwłaszcza jeśli ma ona służyć celom geopolitycznym, nie ma sensu. Po prostu. To pomysł nie pasujący do realiów i w sumie niesamowicie przestarzały w stosunku do potrzeb. Unia Europejska to nie jest próba zjednoczenia narodu, tylko próba zbudowania trwałego porozumienia między całymi krajami-często bardzo odmiennymi, które jedyne co wspólnego mają to zajmowany kontynent. Wciskanie ich w gorset federacyjny to idiotyzm. To tak, jakby dzisiejsze społeczeństwa próbować na powrót wcisnąć w feudalizm i jedynowładztwo. Federalizm pasuje do dzisiejszych wyzwań jak feudalizm. Potrzebna jest nowa idea, nowy zamysł który nigdy wcześniej w historii się nie pojawił i którego nie da się stworzyć inaczej, niż mozolną negocjacją, próbami i pokładami dobrej woli, bez narzucania niczego nikomu.

Nie da się wskazać rozwiązania idealnego. Współczesna demokracja, republika, współczesny koncept konstytucji i prawa-budowano całymi pokoleniami. Przez stulecia krok po kroku. Na dzisiejsze osiągnięcia pracowały wytrwale miliony naszych przodków. Jeśli UE nie ma być tylko ideologiczną czkawka dziejów, ale czymś trwałym i pozytywnym, to musi szanować odrębności narodowe i próbować wytworzyć coś nowego.

To jest możliwe. Na przykład kwestie zadłużenia i deficytu, zamiast przesuwać do jakiejś dziwacznej agendy brukselskiej która kontrolowałaby budżety państwowe-przeprowadzić referenda konstytucyjne w państwach UE celem wpisania w nie limitów zadłużenia i zakazów posiadania deficytów. I nagle okazałoby się, że sprawa jest rozwiązana - bo państwa same na swoim poziomie, w ramach swoich konstytucji musiałyby przestrzegać wspólnotowych norm.

 

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka