Soren Sulfur Soren Sulfur
463
BLOG

Brak programu pozytywnego prawicy

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 18

Prawica ma problem z programem pozytywnym i dlatego mimo ciągłej mobilizacji przegrywa z centrum i lewicą. Nie jest tak, że prawica nie ma żadnej myśli konkretnej, praktycznych metod rozwiązywania problemów. Problem leży w tym, że spaja ją raczej krytyczna diagnoza rzeczywistości, nie zaś konkretne rozwiązania jak na tą diagnozę odpowiedzieć.

Program prawicy istnieje przez wykluczenie tego, co jej nie odpowiada. Jedyne, w czym się między sobą zgadza to w tym, co jest złe i niebezpieczne. Jeśli zaś chodzi o metody tego zła eliminacji - nie ma zgody. Jednocześnie ta diagnoza rzeczywistości, skupiona głównie na ocenie przemian po 89 roku, powoduje iż prawica jest częściej skłonna do patrzenia "do środka" aniżeli "na zewnątrz". Cały wysiłek prawicy jest skierowany "do wewnątrz",  na rozliczenie z grupami nacisku, lobby i pogrobowcami starego systemu, którzy ratując się z tonącego okrętu zdołali przeskoczyć do szalupy i usiąść - przynajmniej na początku - przy sterze, determinując wiele z tego, jak wygląda obecnie nasz kraj. W efekcie często jest tak, że - inaczej niż na zachodzie - prawica dopatruje się winy zła w konkretnych ludziach i ich cechach. Gdyby zastąpić nich odpowiednimi, właściwymi - patriotami, elitami etosu, nie zaś pogrobowcami komuny - wtedy wszytko byłoby inaczej.

Widać to dosyć często, choćby twórca Salonu24, Igor Janke, firmuje tezę iż Polsce potrzebny jest przywódca, którego modelem powinien być Orban. Więc cechy jakiegoś człowieka, cechy przywódcze, stają się celem i marzeniem i tylko one mają siłę sprawczą przełamania impasu, porwania ludzi i zburzenia pozostałości starej niemocy. Jest to odwrotność myśli konserwatywnej krajów Zachodu, gdzie konserwatyzm jest wobec takiego poglądu podejrzliwy, dopatrując się w nim zagrożenia i krytykując go. Pokłada zaufanie w instytucjach, wypracowanych praktyką życia codziennego i nacechowanych podejrzliwością wobec domniemanej dobroci człowieka; aniżeli w geniuszu jednej czy grupy osób.

To wszystko powoduje, iż prawica jako taka oprócz krytycznej diagnozy realiów nie ma programu. Prawdziwego programu pozytywnego, czyli wskazującego co i jak należy robić i zmieniać. Występują tylko niejasne placki tegoż, głównie polegające na konserwacji już zastanych instytucji, z rzadka tylko optując za jakąś zmianą. Krytyka takich stanowisk jest wręcz banalnie prosta. Bo skoro prawica problemu upatruje bardziej w ludziach, nie zaś instytucjach, to tym samym skłania się do konserwacji instytucji a wymiany tylko ludzi. A tymczasem problemem są instytucje. Jeśli zapytać o pomysł na rozwiązanie jakiejś palącej obecnie kwestii - dajmy na to służby zdrowia czy finansów publicznych, odpowiedzi zadowalającej po prostu nie otrzymamy. Zostaniemy bardzo dobrze poinformowani o bolączkach i błędach, ale nie o rozwiązaniach, których propozycje będą mętne i bardzo ogólne, lub na odwrót - bardzo szczegółowe ale jednocześnie nie zmieniające nic w ostatecznym rozrachunku. Moc prawicy leży w diagnozie, ale nie w programie.

To prawda, że istnieją wysiłki zmierzające do takiego programu wyklucia i jest obecna grupa twórców myśli "pozytywnej" na prawicy, ale nie jest to grupa dominująca i mająca wpływ na kierunek działań. Jest dodatkiem, kwiatem do kożucha, potwierdzeniem czegoś, co prawica już wie, ale nie naczyniem nadającym kształt jej postępowaniu. Ludzie wiedzący co i jak zmienić wręcz są zniechęcani do prób przekonania innych do swoich racji bo wystarczy, że "Tusk wszystko źle i jazda".

Zwłaszcza dotkliwe i szczególnie widoczne jest to po stronie publicystyki, gdzie większość szpalt zapełniają kolejne rozdziały rozliczeń z mitami na temat ludzi, środowisk i zdarzeń które doprowadziły do obecnego stanu rzeczy, ale gdzie tylko nieznaczna ilość miejsca jest poświęcona faktycznemu programowi pozytywnemu. Jeśli spróbować podsumować, to jedynym pomysłem który spełnia warunek, jest przekonanie o konieczności prowadzenia aktywnej i zdeterminowanej polityki prorodzinnej, skupionej na obniżaniu kosztów wychowania dzieci poprzez preferencje, obniżki i subwencje. Prawica jest tu w stanie dokładnie wskazać narzędzia i pomysły, problemy i przyczyny. Podobnie jest w przypadku katastrofy Smoleńskiej i śledztwa.

Tego samego nie jest w stanie odnieść do innych kwestii - tam istnieje tylko niejasna chmura przekonań, co jest słuszne i jaki kierunek byłby dobry. Karnowscy czy Sakiewicz są generalnie prorynkowi na ten przykład, tak się deklarują. Ale jeszcze nigdy nie dali temu praktycznego wyrazu. Temat takich propozycji jak Jednomandatowe Okręgi Wyborcze, a więc jeden z praktycznych, pozytywnych pomysłów jak rozerwać łańcuch niemocy obecnych instytucji praktycznie dla nich nie istnieją, choć pośrednio można się domyśleć, że by je wsparli, zamiast tego koncentrując się na czystej krytyce rządów Tuska. Dla nich problemem o którym warto pisać i roztrząsać jest co nowego w TVN czy Gazecie Wyborczej. Poczucie że należy nieustannie reagować na "mainstream" zajmuje, jak się zdaje, większość ich czasu. Nawet więc jeśli by chcieli, nie mieliby czasu na wysunięcie własnych propozycji. Starcza sił tylko na krytykę cudzych.  

To nie oznacza, że prawica nie powinna się tym zajmować, ale jeśli nie mają nic do zaproponowania ponadto, to skazują się na oddawanie pola a tym samym pozostanie po stronie reagującej, nie zaś narzucającej ton. A o tym, jak skuteczna to broń już się przekonali. Drugie expose Donalda Tuska nie było niczym innym jak absorpcją tego szczątkowego programu pozytywnego, który udało się prawicy wytworzyć. Wcześniej deregulacja zawodów była podobnym chwytem. Fakt, że PO tak postąpiło jest dowodem na to, jak ważne były to propozycje i jak wielką miały siłę przyciągania - jedynym wyjściem po stronie bezkształtnego w tym względzie Donalda Tuska było przejęcie tych pomysłów, bo tylko tak mógł wytrącić ta niezwykle groźną broń z rąk przeciwników.

Częściowo, jak się zdaje, winę za taki stan rzeczy ponosi właśnie ten podział - na stronę aktywną i pasywną. Ziemkiewicz zapytany, dlaczego zajmuje się tylko krytyką, odpowiada że taka jest jego praca - opisywanie rzeczywistości jak ją widzi, nie zaś postulowanie jej zmiany. Z kolei taki Żakowski bez wahania odpowiada, iż jego zdaniem dziennikarz czy publicysta ma także za zadanie "kreowanie" rzeczywistości. Aktywne wpływanie na kierunek zmian. Awersja do takiego stanowiska jest zrozumiała i w tym układzie rzeczy naturalna, jednak jak już wspomniałem zdaje się, że mocno ograniczająca i w ostatecznym rozrachunku - szkodliwa. Zresztą zdaje się, że akurat Ziemkiewicz próbuje z tego wyjść i z roli obserwatora przeistoczyć się w kreatora. Gdy popełnia już tekst nie na potrzeby walki "o środek" (np. pastwiąc się nad Tomaszem Lisem), ale wychodzący "na zewnątrz" (najnowszy tekst o Unii Europejskiej w Do Rzeczy nr 04/2013) widać w nim tą zdolność. Podobnie jest w przypadku innych prawicowców, ciągle jednak jest to margines ich zainteresowań. Marnują siły. Już więcej programu pozytywnego ma Janusz Korwin Mikke, wręcz składający się z niego.

Wciąż na przykład czekam na jakiś tekst Wildsteina o Unii Europejskiej który nie byłby jęczeniem jak to pokolenie 68' zniszczyło idee Adenauera i Schumana i jak to "mainstream" uważa, że UE to same cukierki i jednorożce, a tymczasem to twarda walka o interesy (kto tak uważa? Monika Richardson chyba?); ale zamiast tego spróbował wysunąć garść praktycznych postulatów lub chociaż wskazał, gdzie ich szukać. Czekam na jakiś tekst o Rosji który nie byłby smęceniem jak to Rosja się rozpycha a Tuskowi w to graj piękny Cyganie, tylko jakiś konkret jak temu przeciwdziałać w obecnej sytuacji. Jeśli takich propozycji nie będzie, obawiam się, że nie pomogą żadne nakłady żadnych dzienników ani programy telewizyjne, żadne drugie obiegi i marsze, bo prawica pozostanie bezradna wobec konieczności radzenia sobie z wyzwaniami. Nazwać problem i krzyczeć na alarm to za mało.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka