O ustawie o związkach partnerskich pisze i mówi się dużo, ale mało kto tak naprawdę zadał pytanie po co w ogóle się chce je wprowadzić? Z punktu widzenia tak zdroworozsądkowego jak i prawnego pomysł ten nie ma sensu.
Pomyślmy czym tak naprawdę jest związek nieformalny? No cóż, jest to taka forma współżycia z drugą osobą która odbywa się poza specjalistyczną instytucją małżeństwa. Dlaczego ludzie decydują się na bycie związkiem niemałżeńskim? Bywa tu różnie, ale zdecydowana większość powodów jest kompletnie nieracjonalna i nie związana z samą instytucją małżeństwa. Dlatego mówi się, że "do kochania nie potrzeba papierów", wspomina się że "to nienowoczesne" zbyt restrykcyjne, czy też "tradycyjne" i tak dalej. W samej instytucji małżeństwa nie ma nic, co by powodowało tworzenie nadmiernych barier z jej korzystania. Nie jest to rzecz połączona z żadną etyką czy ideologią, ani religią. Gdy ktoś chce zawrzeć ślub kościelny, zawiera ślub kościelny, jeśli nie chce - może wybrać ślub cywilny. Efekty są takie same. Czy małżeństwa są jakoś obciążone finansowo specjalnie, narzucono na nie wyjątkowy podatek z faktu zawarcia związku? Skądże. Dlatego też powody, dla których ludzie nie wiążą się w ten sposób są zupełnie nie związane z istotą tej instytucji prawnej. Czasami też wspomina się, że chodzi o kwestie potencjalnego rozwodu który rzekomo ma być strasznym traumatycznym przeżyciem. Ale czy naprawdę są powody by tak uważać? Czy rozejście się osób z związku nieformalnego jest mniej traumatyczne? Na pewno nie emocjonalnie. Może co najwyżej rzadziej się taką osobę w takim wypadku widuje, bo nie trzeba stawiać się na salę sądową. Ale jednocześnie powoduje to powstanie problemów prawnych, które często komplikują dochodzenie swoich praw i wymagają jeszcze dłuższych i logicznie myśląc - w związku z tym boleśniejszych wizyt w sądzie. Więc nie można tego traktować jako poważnego argumentu.
Niespecjalnie też przemawia inny - że niby jak małżeństwo, to wiadomo, że rozwód. Z góry zakłada się porażkę związku dlatego, ponieważ "jest papier". Ma to tyle sensu co twierdzenie, że nie będziemy formalizować umowy leasingu, bo jak to zrobimy to na pewno druga strona nas oszuka, dlatego nie zrobimy nic, by się na taką ewentualność zabezpieczyć prawnie, by móc z łatwością dochodzić swoich praw przed sądem. Ogólnie wszystkie te powody są całkowicie nonsensowne. Są obiegowymi pojęciami które nie mają podstaw faktycznych.
Proszę mnie źle nie zrozumieć - może dla tych poszczególnych osób które na taki krok się decydują tak jest lepiej. Na pewno tak uważają i mają prawo do podjęcia takiego wyboru. Nikt im go nie zakazuje, prawo ich nie dyskryminuje, nie są ścigani przez państwo, życie w ten sposób nie jest przestępstwem i prawa osób w związkach nieformalnych podlegają takiej samej ochronie jak każdego innego obywatela. Obecnie taka forma pożycia zaczyna wręcz być normą. Co prawda mogą takie osoby być krytykowane przez otoczenie, ale obecne zmiany jak to się przyjęło nazywać "obyczajowe" doprowadziły do tego, że takie zachowania już nikogo nie dziwią i przestały być widziane jako coś niezwykłego, a tym samym i krytyka zelżała. Skoro do zawarcia małżeństwa nie skłania ludzi tych klilka ułatwień które małżeństwa jeszcze mają - to po co im je wciskać na siłę?
Faktycznie zaś jedynym powodem dla którego kwestia "związków partnerskich" stała się tak istotna jest fakt, że po prostu nastąpiło przesilenie w rozumowaniu czym jest małżeństwo. Społeczeństwo uciekło od jego rozumowania w kontekście religijnym - zostawmy pytanie dlaczego. Taki jest fakt. Jednak robiąc to, jednocześnie odcięło się od instytucji jako takiej, niesłusznie uznając że skoro małżeństwo, to znaczy religia. Tymczasem kapłan był tam tylko świadkiem "urzędowym". Powód tego błędnego mniemania? Nacisk reszty społeczeństwa, która małżeństwo łączyła z religią i moralnością jak to się dziś zaczyna mówić "tradycyjną". Ale tak naprawdę te rzeczy są od siebie rozłączne. Powód, dla którego istnieje instytucja małżeństwa jest prawny w pierwszym rzędzie a gospodarczy w drugim. Prawny - bo istnieje kwestia regulowania potencjalnych sytuacji konfliktowych. Gospodarcza - ponieważ istnieje wtedy potrzeba podziału owoców pracy w taki sposób, by rodzina mogła zapewnić sobie byt - zwłaszcza swoim dzieciom. I tu wchodzi interes społeczeństwa, któremu zależy na tym, by dzieci były chowane w dobrych, stabilnych i możliwe dostatnich warunkach. I do zapewnienia tych warunków służyło małżeństwo. Dlatego też powstały "obyczaje "i "tradycyjna moralność" kładąca nacisk na formalizację związku. Nie na dowrót.
Jednak z powodu, że od tysięcy lat instytucja ta była również sankcjonowana religijnie, a wiek XX był świadkiem rosnącego oporu wobec tej sfery życia - ofiarą tego zwrotu w myśleniu padło małżeństwo. Stopniowo eliminowano przywileje tej instytucji, pozostawiając tylko kilka obowiązków. W efekcie kwestia związania się węzłem małżeńskim stała się rzeczą kompletnie bez znaczenia - potencjalne plusy tej sytuacji stały się nieliczne, o znaczeniu marginalnym. W praktyce więc zrównano związki formalne i nieformalne. Nie można na serio traktować argumentu, że wypełnienie kilku formularzy więcej bez zawarcia małżeństwa przy różnego rodzaju formalnościach jest szczególnym utrudnieniem życia.
Ludzie decydują się coraz częściej na nie zawieranie małżeństwa. Nie jest to niczym dziwnym. Skoro wyeliminowano większość przywilejów i część obowiązków, instytucja małżeństwa straciła swój pierwotny sens który sprawiał, że był powód by się w ten sposób wiązać. Mimo to fakt pozostaje faktem - deregulacja tych relacji międzyludzkich nie przysłużyła się społeczeństwu ani trochę. Nie ma ani jednego poważnego badania socjologicznego na ten temat które nie wskazywałoby na to, że summa summarum nieformalność związków jest szkodliwa dla ludzi w nich pozostających, zwłaszcza dzieci. Nie wchodząc w szczegóły dlaczego tak jest należy stwierdzić, że było to do przewidzenia. Jeśli nagle pod wpływem jakiegokolwiek powodu ludzie przestaliby podpisywać umowy dzierżawy wierząc drugiej stronie "na słowo" to w efekcie obserwowalibyśmy wzrost ilości sytuacji konfliktowych, problemów międzyludzkich i tym samym pogorszenie się pewności wymiany gospodarczej a co za tym idzie - ucierpiałoby społeczeństwo jako całość, bo trudno byłoby po prostu jakoś rozsądnie dogadać się tak z drugą stroną jak i z osobami trzecimi. Po coś przecież rozwinięto prawo...?
Wydawać by się mogło, że rozwiązaniem byłoby odbudowanie prawnego sensu instytucji małżeństwa, która uległa formalizacji na przestrzeni dziejów właśnie po to, by ludziom ułatwić pożycie. By mogło pełnić swoje dawne funkcje. Tymczasem jednak idzie się w stronę coraz bardziej absurdalną - uznając za małżeństwo coś, co z woli obu stron małżeństwem nie jest. Nie specjalnie wiadomo na jakiej podstawie, po co i do czego to ma prowadzić, skoro ludzie zadecydowali celowo, z rozmysłem, że formalizacji nie chcą? Nasi politycy jednak lecą za nimi z wywieszonym ozorem, wpychając się z papierami tam, gdzie stwierdzono, że do kochania jest on niepotrzebny. Czy chcą koniecznie cofnąć nas ponad dwa tysiące lat w tył, do czasów gdy trudno było umowę spisać, czasem też znaleźć świadka, więc normą było pozostawanie w związku nieformalnym? Z czego się wycofano właśnie dlatego, bo bez świadków, bez dokumentów trudno było udowodnić cokolwiek, co blokowało rozwiązywanie konfliktów jak i obrót gospodarczy? To jest pomysł tak durny jak odformalizowanie sprzedaży domu. A po co akt notarialny? Przecież do sprzedaży papierów nie trzeba...
Oczywiście wiadomo, o co chodzi - o związki homoseksualne. Ale jeśli tak, to proszę napisać ustawę o nich traktującą, a nie próbującą przemycić je udając, że odpowiada się na jakieś ważkie zapotrzebowanie społeczne. Takiego nie ma. Jest za to prawna ignorancja społeczeństwa i uparta chęć utrudniania sobie życia. Skoro taka jest wola ludu, to po co uszczęśliwiać na siłę?
Sulfur
Inne tematy w dziale Polityka