Soren Sulfur Soren Sulfur
297
BLOG

Na litość wszelaką, politycy zlitujcie się

Soren Sulfur Soren Sulfur Gospodarka Obserwuj notkę 5

Takie zawołanie jak powyżej ma się ochotę wykrzyczeć czytając o kolejnych "sukcesach" gospodarczych rządu oraz debatach ekonomicznych opozycji. Tak, to prawda że Kaczyński się liberalizuje a Tusk etatyzuje, ale wolałbym by dla dobra kraju proporcje w szybkości tych procesów były odwrotne. Wolałbym, by to Tusk się etatyzował powoli, a nie tak błyskawicznie; Kaczyński zaś ekspresem się liberalizował, a nie tak ślimaczył. No cóż, widać jeden Wipler liberalizmu nie czyni, wszędzie być nie może.

W expose Tusk obiecał, że już zaraz tuż dowiemy się jakie to sukcesy - i czy w ogóle - odniósł na polu poprawy konkurencyjności Polski,  która przez jego rządy zleciała na łeb i szyję. Oto i bach, jest - ranking Banku Światowego, i sukces: awans o kilka pozycji w górę, teraz przed nami już tylko Kazachstan (i tutaj proszę wybrać sobie ulubiony żart o Boracie i polskim zacofaniu). Rzutem na taśmę udało się powrócić do stanu sprzed dojścia PO do władzy z lekką nadwyżką i otrzymaliśmy odznakę skauta za bycie  pionierem zmian w tegorocznym rankingu... Ale czy na pewno?

Jak podaje Forsal, to efekt... lobbingu. Tak tak, Polska wydębiła tę pozycję i ten awans. Chodziła, dziamgała, nagabywała, szukała dziury w całym, aż nam dano to, co chcieliśmy byśmy w końcu w zamian też dali, ale spokój. W istocie bowiem - nic kluczowego się nie zmieniło, oprócz - metodologii użytej w naszym wypadku. Gratuluję wielkiego sukcesu dyplomatycznego.

Tymczasem PiS kończy to, co zaczął i kontynuuje debaty. Ponoć z mniejszym zainteresowaniem, więc muszą wymyśleć coś nowego (a może tak udział w jakimś show w stylu "Tańczymy na lodzie", ja bym zobaczył jak się taki Błaszczak rozpłaszcza). I nie dziwota, bo etatystyczny Tusk uciekł z dużą częścią dorobku kongresów "Polska wielki projekt", czym rozbroił panią profesor Staniszkis, która pierwszy raz od bardzo dawna nie "objezdżała" Tuska. Ale znacznie ważniejsze są wnioski z debaty i sam jej przebieg - a temat? Praca w Polsce.

I co? I  nic. Standardowo: a bo edukacja...  a bo państwo nie pomaga...  a to państwo pomoże! Niech państwo coś zrobi... państwo zrobi! Edukacja, trzeba poprawić... tak, trzeba poprawić. I tak w kółko. Tak jakby to był jakiś odległy i niezwykle skomplikowany problem. A tymczasem jedyne, co tu jest skomplikowane to wdrożenie bardzo prostych pomysłów.

Bezrobocie wśród młodych - i bezrobocie w ogóle - nie jest spowodowane niskim poziomem edukacji, to mit. Edukacja staje się tak ważna tylko dlatego, ponieważ państwo narzuca na pracodawcę wysokie koszty pracy, tym samym powoduje, iż osoby o niższych kwalifikacjach nie są zatrudniane nawet jeśliby mogły, bo trudno jest usprawiedliwić wydatkowanie na nich takich pieniędzy, skoro ich praca nie jest bardziej wartościowa. W momencie narzucenia na pracodawcę tak wysokich kosztów pracy logiczne jest, że będzie przebierał w sile roboczej jak staruszka w warzywach na straganie, zastanawiając się pięć razy zanim kogoś zatrudni. I tak, edukacja jest ważna, ale niczego nie załatwi sama z siebie. Bo proszę mi wyjaśnić co z tego, że pracownicy staną się lepsi? Nadal będą obciążeni absurdalnymi podatkami, które będą za nimi podążać jak klątwa Tutenhamona. Kiedy ilość wykształconych i wykwalifikowanych się zwiększy odpowiednio, to odpowiednio proporcjonalnie skoczy i opodatkowanie, a dobry pracownik podle poprzednich standardów stanie się średniakiem. Pracodawcy po prostu automatem podniosą poprzeczkę. A co się stało z studiami? Językami? Kiedyś to one stanowiły barierę, ludzie rzucili się więc na studiowanie jak szaleni. Efekt: magistrów ci u nas na pęczki, a znajomość jednego języka to standard. Więc pracodawcy podnieśli poprzeczkę. Dlaczego? bo koszty pracy nie zmniejszyły się, problem pozostał, więc zmiana  warunków w gospodarce na korzyść nic nie dała, bezrobocie ani drgnęło, bo wszystko inne "podnosząc się" podniosło także wymagania pracodawców.

To naprawdę banalnie proste. Drugim aspektem zwiększającym bezrobocie jest urzędnicza rozpierducha, ta zaś jest spowodowana fatalnym prawem. Wszyscy to wiedzą, a lek jest prosty: powołać zespoły prawników, niech to wyczyszczą, skodyfikują, uproszczą. W sferze gospodarki jest to znane pod hasłem "powrót ustawy Wilczka". No należy wątpić, czy udałoby się ją dosłownie przywrócić, zapewne i tak byłaby większa, niż potrzeba, choćby ze względu na prawodawstwo unijne, ale taka radykalna zmiana jest do pomyślenia (jakoś zawody zamknięte daje się otwierać) i znacznie łatwiejsza do przeprowadzenia niż obniżka kosztów pracy, bo te należałoby rozłożyć na lata etapami (bo ostatecznie problemem jest system emerytalny który cały jest do wyrzucenia jako państwowy Amber Gold). Jednocześnie bez zmiany prawa na prostsze i łatwiejsze w kontroli nigdy nie zostanie rozwiązany problem z biurokracją. Do tego należałoby jeszcze dołożyć stopniowe zmiany w kodeksie pracy wprowadzające większą elastyczność (jak sugerują niektórzy: i powinno temu towarzyszyć zwiększenie rygorów w kodeksie cywilnym, ale nie jestem przekonany).

Proste i banalne. Więc naprawdę na litość wszelaką, politycy zlitujcie się. Żebyście chociaż dali sygnał, że to rozumiecie... to już byłby kamień milowy.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Gospodarka