Ludzie zaczną postępować rozsądnie dopiero wtedy, gdy skończą się wszystkie inne możliwości - to wręcz ciśnie się na usta gdy obserwuje się ostatni rok rządów Platformy Obywatelskiej. Pogarszajacy sie stan państwa, gospodarki i wciąż dociskany stopą kryzys światowy wlewający się nam do kraju przez okna wymusiły na premierze ruchy zdroworozsądkowe. Kasowy VAT, reformy emerytalne, reformy sądownictwa, kodyfikacja i deregulacja prawa budowlanego, deregulacja zawodów itd. W pewien sposób idealnie odbija on jak w lustrze drogę SLD za Millera.
Zaczęło się od wielkiej wygranej i pozamiatania sceny politycznej. Nastroje społeczne zmiotły głosy zdrowego rozsądku w zamian za obietnice "nie bycia tamtymi". Następnie Miller rozpoczął rozbuchane PR-owo akcje promując nierealne hasła i dając na ministra oderwanego od rzeczywistości Kołodkę którego miejsce było i jest w zatęchłych klubach profesorskich, nie zaś u władzy. Szafując hasłami lewicowymi jak popadnie, Miller sprzątał jednocześnie resztki układu AWS-owskiego. Wraz z wygraną pojawiła się bowiem buta, arogancja i brak umiaru, obstawione kolesiami urzędy i stanowiska zaczęły być dojone na niespotykaną przedtem skalę - efekt powstania monokultury partyjnej. Pseudosukcesy na arenie międzynardowej (finalne etapy negocjacji o wstąpienie do UE) i medialne akcje w stylu Kołodki z nożycami zapełniały serwisy informacyjne. Tymczasem narastał kryzys w polskiej gospodarce, ogromna dziura w finansach publicznych - dziura Bauca - będąca efektem i kryzysu w Niemczech (Polska gospodarka jest zależna od koniunktury u naszego zachodniego sąsiada) i rozdawnictwa w Polsce spowodowały rozjechanie się budżetu i zapaść. Bezrobocie wywindowało do jednej piątej.
Bezczelność i rozpasanie korupcyjne SLD doprowadziło w końcu do sprzeczki między walczącymi grupami interesów dotąd jednomyślnie firmujacych partię. I w efekcie kopaniny pod stołem na jego blacie znalazły się taśmy Rywina. Fala oburzenia już niosła Millera, spłukując go z sceny politycznej, choć ten wciąż jeszcze rozdawał ciosy na lewo i prawo. Opozycja, dotąd marginalizowana, zrestrukturyzowała się i rozpoczęła ofensywę, jednak rządu nie obaliła. Doprowadzono natomiast do usunięcia Millera i symbolicznego skazania kozłów ofiarnych za aferę Rywingate, symbolicznie przypieczętowując los SLD. Na ostatnim oddechu Miller zdążył mianować Hausnera, pozbywając się melepety Kołodki (któremu brak kontaktu z praktyką gospodarczą się przysłużył, bo napisał książkę) i mianując realistę Hausnera. Jego najlepsze pomysły Miller jednak stępił, jako za mało lewicowe i zbyt radykalne w duchu liberalizmu. Następca Millera, Marek Belka, ekonomista, doprowadził te poprawki gospodarcze do końca i złożył SLD do grobu, zapewniając budowę podstaw dla wzrostu gospodarczego po wejściu do UE.
Jeśli komuś to coś przypomina, to dodać należy jeszcze, że roztrzaskał się wtedy śmigłowiec wiozący Millera niemal zabijając wszystkich na pokładzie. O katastrofę obwiniano potem pilota, który zresztą swoim refleksem i profejsonalizmem ponoć uratował jendocześnie życie pasażerów.
Pomiędzy tamtymi czasami a obecnymi występują podobieństwa widoczne jak na dłoni. Premier - przywódca partii dążacy do władzy tylko po to, by ją mieć, za to kompletnie nie mający pojęcia jak ja spożytkować gdy już ją dostanie i będący w konflikcie z rzekomo przychylnym, bo z tej samej opcji, prezydentem ("szorstka przyjaźń" jak mówiono). Kryzys gospodarczy zbudowany w klasyczny sposób - zewnętrzne czynniki demolują koniunkturę odsłaniając słabości i problemy gospodarki rodzimej, prowadząc do zapaści. Nastroje wyborców, którzy długo nie byli skłonni przyznać się że źle zdeponowali swoje głosy i nadzieje, przez długi czas próbując ignorować złe rządy dopóki rzeczywistość gospodarcza nie przewartościowała ich postaw. Afera Rywina była wtedy tylko ostatnim pchnięciem, kroplą która przepełniła czarę. W wyniku tych nacisków partia rządząca przewartościowuje swoje postępowanie i zmuszona, skupia się na działaniach realnych. Za mało, za późno, za skromnie, ale jednak działaniach faktycznie w ogólnie dobrym kierunku zmieniających Polskę. Nie wpływa to jednak na jej popularność, gdyż swój czas - zmarnowała.
Oczywiście są wyraźne różnice. Brak nowej i jednocześnie realnej opozycji (mamy tylko starą). Osłabienie czynników gospodarczych poprzez wpięcie w rynek UE ktory wchłania bezrobotnych Polaków jak gąbka wodę, dotacje unijne zaś pozwalają stosować klasyczną politykę keynesistowską pudrując rzeczywistość. Wzrosła też tolerancja Polaków dla nieudolności i korupcji. Ale tak samo jak wtedy, nastroje społeczne zmieniają się, choć przez powyższe - wolniej.
Podbieństwa zdają się sugerować, że w jakiś sposób czeka nas powtórzenie scenariusza z 2005 roku, jednak to różnice przesądza o tym, co faktycznie będzie miało znaczenie.
Nie ma tym razem Samoobrony Leppera-Polacy nauczyli się już pewnych podstaw ekonomii w praktyce i popłuczynom po homo sovieticusie wiary łatwo nie dają. Nauczyli sie też z definicji nie ufać komuś, kto obiecuje co popadnie, węsząc w tym szwindel. Nastał czas nowego populizmu - stąd Palikot i jego schizofreniczna partia próbująca buodwać prawdziwe postulaty. Jednak Palikot przestrzelił, i operując tylko cyniczna socjotechniką niedocenił Polaków. Jak sugerują sondaże, to jego ostatnia kadencja. Niemniej jednak tak jak dekadę temu tak teraz Polacy szukają ludzi i partii nowych (Palikot tylko to potwierdza), chcąc uniknąc niechcianego wyboru. Można się spodziewać że jakaś nieprzewidywalna drobnica w końcu zdobędzie kilkuprocentowe poparcie i wejdzie do Sejmu jako kanalizator desperatów szukających alternatywy a chcących głosować. Z racji skrętu PO na lewo raczej będzie miała poglądy prawicowe. Niewykluczone że nastąpi jakaś fuzja post-pisowskiej drobnicy. Jeśli tak, to otrzymamy scenę polityczną naprawdę przedziwną, gdzie jedynym punktem dzielącym potencjalny rząd i opozycję są osobiste niesnaski między przywódcami. Jeśli tak, to wtedy całkiem prawdopodobne, że następny sejm i kadencja zobaczy wielki powrót lewicy, ale będzie to coś zupełnie nowego.
Dla Polski i Polaków ta powtarzająca się historia to nauczka, by wybierać mądrzej i wymagać więcej i bez sentymentów rozliczać z nieudolności przede wszystkim. Bo właśnie zmarnowaliśmy następną dekadę. Niby meżczyznę poznaje się po tym jak kończy a nie jak zaczyna, jak to swego czasu powiedział Miller. Problem w tym że często początek determinuje koniec. Tyczy się to i Tuska i Polskiej transformacji.
Przed nami ostatnie dziesięć lat. Jeśli i tą dekadę zmarnujemy, to biorąc pod uwage zapoźnienia, narosłe problemy i zapaść demograficzną pozostanie tylko masowy powrót do Kościołów, albowiem Boże miej nas wtedy w opiece.
Czy Polacy wyrwą się z tego zaklętego kręgu niemocy?
Sulfur
Inne tematy w dziale Polityka