Polska stawia opór rosyjskiemu kapitałowi, którego oskarżono o "wrogie przejęcie" w branży chemicznej. Czy stoi to w sprzeczności z naszym interesem gospodarczym? A narodowym? Czy może to jedno i to samo? Co lepsze - prywatyzacja czy utrzymanie pewnych branż w rękach państwa?
Problemy z państwem w gospodarce są znane i powtarzanie ich tutaj byłoby powielaniem truizmów. O tym, jak politycy traktują służbę państwu w gospodarce mieliśmy niedawno przykład z Elewarrem i dziesiątkami podobnych wykorzystywanych jako dojne krowy. Własność państwowa nie zawsze, ale przeważnie oznacza mniejsza wydajność i tego typu kłopoty, podczas gdy prywatna przeważnie, choć nie zawsze, większą wydajność i brak takich problemów.
Wszystko to wiemy i znamy. Znamy też obiegowe argumenty przeciwko prywatyzacji: a to wyprzedaż majątku narodowego za bezcen, a to upadek danej branży i tym podobne. Wiele z tych zastrzeżeń jest pozorowana na natury ekonomicznej, w istocie zaś pod ich pozorem przemyca się wartości zupełnie inne, będące wynikiem podejrzliwości do kapitalizmu w ogóle (w Polsce ma on charakter przeważnie "pamięci o sparzeniu się" na prywatyzacjach z lat 90-tych wymieszanej z kwestią uwłaszczenia się nomenklatury. Niechęć do nieskrępowanego kapitalizmu nie ma nic wspólnego z teoriami ekonomii a procesem transformacji który wciąż się nie zakończył).
Mamy więc w Polsce rozprawę między "liberalizmem prywatyzującym" a "państwem opiekuńczym". To schematyczne ujęcie dwóch odmiennych postaw, i jako takie jest uproszczeniem ale na potrzeby tego wpisu to nam wystarczy. Bo szczerze mówiąc, brakuje nam trzeciej strony, która tylko czasem wypryskuje to po stronie liberałów, to po stronie opiekunów w kompletnie nieprzewidywalny sposób. Na przykład opiekunowie przyklasnęli obronie przed rosyjskim kapitałem, podczas gdy liberałowie rok temu proponowali przejęcie banku BZ WBK przez PKO aby "był w polskich rękach".
Są to odruchy które nazywa się czasami w dziwaczny sposób "kapitalizmem państwowym". Na czym ten kapitalizm w wydaniu państwowym ma polegać? To miraż celów geopolitycznych z gospodarczymi. Państwo wspiera swoich przedsiębiorców, wytycza im jakieś cele, kieruje ich działalnością tak, by maksymalizować efekty na arenie międzynarodowej. Zalicza się do tego zarówno zabieranie ze sobą w podróż dyplomatyczną wianuszka reprezentantów firm rodzimych jak i też różnego rodzaju wsparcie dla nich - czy to w formie bezpośredniej czy preferencyjnej (np. ulgi podatkowe, niegdyś cła).
W takich zabiegach przodują wszystkie wiodące i wschodzące gospodarki - mocarstwa. Mają różne strategie wprowadzania kapitalizmu państwowego. W wydaniu azjatyckim prowadzi on do powstania firm-molochów w różnym stopniu podporządkowanych państwu i będących z nim w dobrej komitywie. Taki model rozwoju wypchnął Japonię na potęgę eksportową, taki też odniósł sukces w Korei czy właśnie obecnie-w Chinach. W podobny sposób do zadnienia podchodzi również Rosja. Ma on jednak tą wadę, że jeśli już przytrafi mu się jakiś kryzys, cały system nie jest w stanie się odtworzyć i gospodarka, jako zbyt scentralizowana, popada w stagnację. Poza tym życie polityczne i gospodarcze kraju jest podporządkowane potrzebom głównych "koni roboczych".
Taka odmiana kapitalizmu państwowego może mieć odcień liberalny (Japonia i Korea, państwo uznaje dobro kraju i dobro tych głównych firm jako tożsame) albo państwowy (Rosja i Chiny: specjalne urzędy i ministerstwa ustalają zakres działań i cele strategiczne podmiotów prywatnych które mają dzięki temu realizować ich politykę międyznarodową).
Zachód korzysta z innego podejścia. Wytycza kierunki, swoiste "autostrady", ramowe granice rozwoju które są w polu zainteresowania państwa i czeka, aż firmy, niczym woda skierowana w nowe koryto, podążą w wyznaczone miejsce. Stara się osiągnąć to na różne sposoby - przeważnie budując odpowiednie prawo u siebie i promując powstanie przyjaznych ich przedsiębiorcom regulacji za granicą. Na przykład promuje się walkę z emisjami CO2 albo wymusza konkretne reformy na państwach biednych i starających się o otwarcie na kapitał i handel światowy.
Ponieważ te działania gospodarcze są spięte z polityką, przynoszą różne efekty - czasem pozytywne a czasem negatywne dla tych, na których zostaną zastosowane. To, czy inwestycje zagraniczne przyniosą jednak korzyść i dobrobyt zależy głównie od jakości lokalnego prawa i umiejętności jego egzekwowania. Potocznie - od tego, czy administracja jest silna czy słaba. Czy jest patriotyczna czy skorumpowana. Czy łatwo jest ją rozbić, przekupić i zdominować, czy też kieruje się ona etosem służby publicznej którego przekroczenie jest karane z całą stanowczością. Jeśli tak, to wtedy pozostaje tylko jedno pytanie: a co z interesem narodowym?
Nie ma państwa, które by powyższych metod nie stosowało albo się przed nimi nie broniło. Wolny rynek w postaci czystej nie istnieje w żadnym kraju ani w przestrzeni międzynarodowej. W kraju - jest to przeważnie wynik procesu politycznego i faktu, że rządzący mają tendencję do ograniczania wolności gospodarczej i podnoszenia haseł coraz bardziej ochronnych a to by podlizać się wyborcom (rozdawnictwo przywilejów, demos), a to by zabezpieczyć interesy przychylnych (zwolnienia od podatków i intratne kontrakty rządowe, oligarchia). Kiedy zbyt rozstroją w ten sposób życie gospodarcze następuje jakiś kryzys czy spowolnienie i fala reform które uzdrawiają system aż do momentu gdy znowu krwiobieg gospodarczy nie zostanie zapchany złogami socjalistycznego tłuszczu, zmuszając do przyjęcia diety. I tak w kółko.
Jeśli zaś chodzi o aspekt międzynarodowy, to tu takiej cykliczności nie ma. Kierunek jest jeden - narzucić swój system gospodarczy, kulturę biznesową, zabezpieczyć zyski swoich firm i rozwój swojej gospodarki. Powód? Ten sam który stoi za wszystkim, co jest charakterystyczne dla stosunków międzynarodowych: chaos i anarchia, będąca wynikiem braku nadrzędnego suwerena narzucającego i egzekwującego prawo siłą. Każdy więc próbuje budować swoją strefę bezpieczeństwa i coraz bardziej ją rozszerzać, ograniczając na własną rękę anarchię. Każde narzędzie się do tego nadaje, zwłaszcza gospodarka.
Z tych powodów między rachunkiem ekonomicznym a kwestią bezpieczeństwa narodowego może nastąpić kolizja. Spięcie biznesem dwóch krajów nie zawsze musi bowiem oznaczać poprawę sytuacji ekonomicznej wraz z poprawą bezpieczeństwa. Zwłaszcza wtedy, jeśli kapitał zagraniczny jest silne upolityczniony i upaństwowiony. Taki właśnie jest kapitał rosyjski, który prowadząc ekspansję nie kieruje się tylko racjami ekonomicznymi. Dlatego nie można go traktować jak każdy inny.
Tym bardziej, że Polska ani nie ma tak sprawego państwa jak Zachód, który rubla się nie boi, ani tak wygodnej jak on pozycji geopolitycznej. O konsekwencjach tychże następnym razem.
Sulfur
Inne tematy w dziale Polityka