W dyskusji o proponowanych zmianach w ustawie o zgromadzeniach zapomina się o kontekście, czyli powodzie dla którego zaproponowano zmianę w prawie. A bez tego nie można tak naprawdę zrozumieć przyczyn które sprawiają, że ustawa ta ma charakter niedemokratyczny. Chodzi mianowicie o przebieg demonstracji z 11 listopada 2011 roku.
Tylko pobieżnie oceniając tamtejsze zdarzenia można wyciągnąć wniosek, że zaostrzenie przepisów, poddanie zgromadzeń większej kontroli, jest rozsądne. Działa tu bowiem podobny mechanizm jak przy każdym innym zdarzeniu które ogniskuje uwagę opinii publicznej, bulwersując swoim przebiegiem. Za każdym razem wtedy politycy próbują wykorzystać to oburzenie by polepszyć swoje notowania, proponując zaostrzenie przepisów. To żerowanie na poczuciu zagrożenia obywateli - klasyczny przykład, gdy pod płaszczykiem zapewniania spokoju publicznego ogranicza się prawa obywatelskie. W większości jednak przypadków takie interwencje są nieuzasadnione.
Tak też i jest tutaj. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak wyglądały wydarzenia prowadzące do 11 listopada 2011 roku jak i sam ich przebieg. Po pierwsze, doskonale było wiadomo, że w kontrmanifestacji wezmą udział bojówki lewicowe z Niemiec, które znane są tamtejszym władzom jako źródło przemocy. Nie zrobiono nic, by ich przyjazd uniemożliwić albo skontrolować pobyt, mimo istnienia wyraźnych dowodów świadczących o tym, że przybywają do nas po to, by dokonać czynów karalnych. Podobnie nie reagowano na sygnały, iż w odpowiedzi na ich pojawienie się do akcji mają zamiar włączyć się ich odpowiedniki po drugiej stronie.
W czasie samych demonstracji zaś policja skupiła się tylko i wyłącznie na opanowywaniu sytuacji związanej z starciem zadymiarzy, mimo zaangażowania sporych sił nie radząc sobie zresztą z sytuacją wytworzoną przez garstkę - po obu stronach było bowiem raptem mniej niż pięćset osób, stłoczonych na małej przestrzeni. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy nie mieli z tym nic wspólnego, zostało zaś puszczonych w samopas przez miasto. Na trasie ich przemarszu nie było ani jednego policjanta, całość była kompletnie niechroniona i rola służb porządkowych ograniczyła się tylko do zamknięcia odpowiednich ulic. Mimo to marsz przebiegał bez incydentów aż do samego końca.
Dopiero wtedy, i są na to świadkowie, dołączyła kolejna grupka zadymiarzy, która po zniszczeniu wozu transmisyjnego uciekła z miejsca zdarzenia. Dopiero wtedy policja zareagowała, pojawiając się na placu gdzie odbywało się zgromadzenie i kierując swoją uwagę nie na sprawców (skąd mieli o nich wiedzieć? Policjanci pojawili się dopiero po fakcie), ale na tłum zdezorientowanych manifestantów. W obliczu zagrożenia niezasłużona represją i użyciem siły, tłum poczuł się sprowokowany. Mimo to rozszedł się bez dalszych incydentów. Na miejscu została tylko grupa najbardziej buńczuczno nastawionych - żaden jednak z nich z tego co mi wiadomo nie brał udziału w skandalicznych wydarzeniach tego dnia - pobiciach i zniszczeniu mienia, a ich reakcja była spowodowana brakiem profesjonalizmu służb porządkowych, które zachowywały się od początku tak, jakby to oni byli odpowiedzialni, kierując na nich represje.
Należy więc dojść do wniosku, że winni są nie demonstranci, którzy korzystali w odpowiedzialny sposób z swoich praw i wolności, lecz służby porządkowe, które nie dopilnowały swoich obowiązków i popełniły mnóstwo błędów tak przed jak i w trakcie marszu.
W takim wypadku zamiast zaostrzać obowiązujące przepisy o zgromadzeniach, należałoby wyciągnąć wnioski i poprawić funkcjonowanie policji na takie okazje. Prawdopodobnie obyłoby się to bez zmian obowiązujących przepisów (może za wyjątkiem posiadania przedmiotów niebezpiecznych), bowiem są to kwestie głównie organizacyjne takie jak szkolenia, planowanie czy odpowiednia ilość ludzi.
Na pewno zaś nie ma podstaw, by za braki policji wyciągać odpowiedzialność wobec obywateli ze szkodą dla jakości demokracji w Polsce. Przecież, wobec powyżej przedstawionych zaniedbań, żadne prawo nic by nie pomogło, bo nie byłoby egzekwowane i dosłownie to samo zdarzyłoby się pod nową co i starą ustawą. Jedynie, gdyby policja zrobiła wszystko, co w jej mocy, ale nie dałaby rady, można by twierdzić coś przeciwnego i znaleźć zrozumienie dla proponowanych przepisów. Ale bez tego nie ma powodu by za nieudolność państwa płacili obywatele. Słabość aparatu administracyjnego nie może być maskowana dokręcaniem śruby.
Sulfur
Inne tematy w dziale Polityka