Czasami czytając z rana gazety można przeżyć niezły szok. Przyzwyczailiśmy się jakoś do "wygłupów" naszych parlamentarzystów i głupot wygadywanych przez celebrytów-dziennikarzy. Ale nic tak nie powoduje uniesienia brwi jak lektura wpisów słabo znanych dziennikarzy zatrudnionych w redakcji na etacie, którym ktoś kazał coś "machnąć" do dzisiejszego numeru i postanowili popisać się oryginalną tezą.
Śledząc Forsal, można natrafić tam co i rusz na opinie które są kompletnie niepoważne. Ostatnio Forsal stwierdził na przykład, że Amerykanom nie opłacało się kupno Alaski, oceniając to tylko na podstawie wydatków państwowych uzupełnionych o inflację i podatków uzyskanych z działalności tamtejszych firm wydobywczych. Ani słowa natomiast o tym, jak te firmy i eksploatowane przez nich surowce przyczyniły się do wzrostu PKB całych Stanów. A dzisiaj, o, proszę się samemu zapoznać: "Wynagrodzenia w Polsce: Wzrost pensji o 30 proc. niezagroziłby konkurencyjności".
Po pierwsze, rozważmy samo clou, czyli wysokość wynagrodzeń. Jest ona podana brutto, czyli łącznie z podatkami. Te zaś w Polsce są proporcjonalnie wyższe niż w reszcie wymienionych krajów, przynajmniej jeśli chodzi o podatki narzucone na pracę. W istocie średnio zabierają one ok. 30% pensji którą normalnie pracownik mógłby otrzymać do ręki. Jest to główna przyczyna niskich zarobków i wysokiego bezrobocia. Ale nie według autora tekstu. Otóż według niego, winny jest brak silnych związków zawodowych oraz prawdziwych partii lewicowych. Bo one by "wywalczyły" wysokie płace. Troche to kuriozalne. Co ma istnienie pośrednika zarabiającego na konflikcie płacowym do realnej gospodarki?
Panie autorze, średnia stawka godzinowa wzrosłaby w Polsce o jedną trzecią, gdyby skasować podatki jakie są na tę stawkę narzucone, a wynoszące właśnie jedną trzecią. Wtedy polski pracownik miałby netto tyle samo, co pracowników Portugalii czy Grecji. A ponieważ koszty pracodawcy by się nie zmieniły - to i konkurencyjność by pozostała taka, jaka jest, a zysk dla pracownika-nawet wyższy niż przy zwykłym podniesieniu opodatkowanej stawki. I dopiero jeśli po zniesieniu opodatkowania taki efekt nie nastąpiłby można by narzekać na brak partii lewicowych.
Po drugie, teza jakoby podwyżka płac nie zagrażała naszej konkurencji. Doprawdy? A na jakiej podstawie taki wniosek? Autor wykłada, iż z tego tytułu, że nasza wydajność pracy wtedy odpowiadałaby proporcjonalnie zyskom z płacy względem stawek na zachodzie UE. Sama stawka zaś pozostawałaby nadal wśród najniższych. Czyli zdaniem autora nic nie szkodzi, że zamiast być o 1/3 bardziej konkurencyjni niż taka Portugalii staniemy się o 0 bardziej konkurencyjni. I znowu- takie są wnioski z kuriozalnej tezy.
Bo w czym to miałoby nam pomóc? Jeśli tak by się stało, to wtedy inne czynniki aniżeli koszty pracy decydowałyby o konkurencyjności. Takie jak: infrastruktura, służba zdrowia, zarządzanie, administracja, prawo, system podatkowy, kodeks pracy, struktura kapitału, gospodarki... No a także odległość, bo przestałoby się opłacać wozić efekty polskiej pracy do niektórych odbiorców. I nagle by się okazało, że ani Polska taka bogata ani taka dobrze zarządzana i zaczęlibyśmy przegrywać z innymi krajami. Dlaczego? Bo nasze niskie płace niwelują inne braki w konkurencyjności-w rankingach bowiem notorycznie lądujemy na szarym końcu. Podniesie pan płacę - zniszczy pan cały ten układ. No, chyba że jakaś dobra wróżka przyniesie nam w darze wszytko, to co przez 20 lat III RP nie udało się wytworzyć. Ponieważ jednak wróżki nie ma, to trzeba swoje odczekać zaciskając zęby i inwestując w to, czego jeszcze nie wytworzyliśmy a co jest niezbędne, by podnieść płace i nadal pozostać konkurencyjnym.
Sulfur
Inne tematy w dziale Gospodarka