Soren Sulfur Soren Sulfur
459
BLOG

Spór o podatek liniowy - dwugłos cz. II

Soren Sulfur Soren Sulfur Gospodarka Obserwuj notkę 6

Tutaj część I dyskusji.

 

Dlaczego jestem zwolennikiem podatku liniowego?

Po pierwsze argument jaki przedstawił Soren - że oprócz podatku dochodowego występują też podatki pośrednie i że w związku z tym wołanie iż podatek liniowy cokolwiek zmieni jest fałszywe - opiera się na błędzie dyskusyjnym. Zakłada bowiem istnienie innych podatków obok liniowego. Tym samym uniemożliwia rozstrzygnięcie argumentów "na czysto" odnośnie samego podatku liniowego. Zaciemnia obraz. Ale nawet w takich warunkach logika jego wywodu jest wątpliwa. Podatek liniowy niesprawiedliwy? Niby JAK? Fakt, że każdy płaci państwu proporcjonalnie tyle samo ma być niesprawiedliwe? Że każdy jest wobec państwa równy - ma takie same prawa, takie same obowiązki i wobec tego taką samą siłę głosu? Przecież o to chyba chodzi, by ludzie przez państwo byli traktowani tak samo. No chyba, że mają być równi i równiejsi - a do tego zdaje się zmierzać Soren pod pozorem ochrony biedniejszych.

Argumentacja Sorena opiera się na przeświadczeniu, że bogacenie się wpływa negatywnie jakoś na społeczeństwo. Jest to kompletny nonsens, nie podparty niczym oprócz ideologii.. Optowanie za podatkiem progresywnym, a więc karzącym za sukces, jest nieracjonalne także w tym względzie. Bo kto inny, jak nie odnoszący sukces pomagają biedniejszym podnieść się z biedy, dając pracę i tańsze produkty, podwyższając standardy życia? Odbierając tej grupie większą część dochodu przeszkadza im się w tym, ograniczając zarówno ich zdolność do konsumpcji jak i inwestycji, a obie te rzeczy pozwalają zarobić tym, którzy znajdują się na niższym progu dochodowym. Mało tego, cierpi na tym również budżet państwa, który mógłby otrzymywać wyższe dochody i dysponować większą dynamiką ich wzrostu w wyniku szybszego rozwoju gospodarczego, będącego efektem odblokowania opodatkowanych dotąd zysków.

W rzeczywistości zaś jest bowiem tak, że 95% ludzi i tak płaci podatek liniowy, bo nie wchodzi w wyższą stawkę podatkową, pozostali albo rozliczają się liniowo CIT, albo są bardzo wąską elitą najemną - jak prezesi banków; albo służby cywilnej/budżetówki - gdzie państwo samo siebie opodatkowuje. Wprowadzenie zaś równości w tym względzie spowodowałoby stymulację gospodarki - pieniądze dotąd oddawane w podatkach i zamknięte w martwym obiegu mogłyby być zużyte na inwestycje lub konsumpcję, stymulując zarówno popyt jak i podaż. Wynika to z krzywej Laffera, która pozwala stwierdzić, iż obniżka podatków paradoksalnie może prowadzić do zwiększenia wpływów do budżetu, zmniejszając skłonność do ich unikania (przestaje się opłacać oszukiwać fiskusa). Poza tym dzięki podkręceniu konsumpcji zwiększają się zyski z VAT - i koszty tego ponoszą tylko bogatsi, bo to oni nabywają te produkty i usługi. Nadto dałoby to efekt uproszczenia systemu poboru, zmniejszając jego koszty.

Sulfur

---

Dlaczego jestem przeciwnikiem podatku liniowego?

Powoływanie się na krzywą Laffera jest bardzo często używanym argumentem przez zwolenników podatku liniowego.

Obniżenie wysokości stawki podatkowej ma uwolnić przedsiębiorczość, zachęcić do inwestowania, zwiększyć dochody przeciętnego obywatela i w efekcie również zwiększyć wpływy budżetowe. Sytuacja win & win. Tyle tylko, że z krzywej Laffera nie wynika, jaka to dokładnie stawka podatkowa jest tym złotym środkiem. Mówi tylko, że powyżej pewnego, nieokreślonego progu, jest już tylko gorzej. Nie ma tu wprost przełożenia na płaskość lub progresywność podatku.

Bardzo często również, kusząc mitem wzrostu gospodarczego, argumentuje się tak naprawdę nie za liniowością, tylko za obniżeniem podatków. Nagromadziło to wiele gotowych klisz myślowych. Tak naprawdę jednak nie jest niczym odkrywczym stwierdzenie, że z wysokością podatku nie wolno przesadzić.

Osobiście zgodzę się ze stwierdzeniem, że lepiej pozostawić pieniądze w rękach obywatela i pozwolić mu o nich decydować, niż odbierać mu je w przekonaniu, że państwo będzie lepiej wiedziało, jak je ulokować. Tyle tylko, że znowu - to nie jest argument za liniowością podatkową.

 

Wydaje się, że dyskusja o liniowości/progresywności, to przede wszystkim dyskusja o tym, co jest bardziej sprawiedliwe, a nie o tym, co jest bardziej efektywne. Efektywność i opłacalność, to raczej kryteria relewantne w kontekście dyskusji: wyższe czy niższe?

Sprawiedliwości w podatku liniowym z reguły upatruje się w założeniu, że każdy powinien płacić proporcjonalnie do swoich dochodów. Jeśli ktoś zarabia 100, to powinien płacić 20; jeśli ktoś zarabia 1000, to powinien płacić 200, a nie np. 300. Jest to jednak rozumowanie zawieszone w próżni, oderwane od całości systemu fiskalnego. Przecież oprócz najbardziej "medialnego" podatku dochodowego od osób fizycznych, mamy szereg innych podatków, zwłaszcza pośrednich, takich jak VAT czy akcyza. Są to podatki od konsumpcji, przerzucane na ostatnie ogniwo obrotu. Płacą je wszyscy, bo wszyscy są konsumentami. Kwotowo najwięcej podatku pośredniego zapłacą najbogatsi, truizm. Proporcjonalnie jednak najwięcej ci, którzy całą swoją pensję wydają na konsumpcję, bieżące utrzymanie - czyli z reguły najbiedniejsi. Biedni dlatego są biedni, że ledwo im starczy na rachunki i wszystko wydają na konsumpcję, bogaci dlatego są bogaci, bo nawet po zaspokojeniu swoich najbardziej wymyślnych potrzeb, pozostaje im nadwyżka.

Konkluzja zatem jest taka, że tak naprawdę cały system fiskalny nie jest progresywny. Nawet nie dlatego, że i tak 95% Polaków znajduje się w I stawce podatkowej, co by wskazywać miał na faktyczną liniowość. Otóż wbrew obiegowym opiniom, w Polsce mamy degresywny system podatkowy. Uwzględniając bowiem podatki pośrednie, biedniejsi procentowo w skali do całości swoich wpływów, płacą więcej od bogatszych. W tym upatruję niesprawiedliwości podatku liniowego.

Soren

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Gospodarka