Mister Bill Clinton, marny saxofonista, marny polityk, i marny niegdyś prezydent USA. Jedynym znaczącym i zapamiętanym osiągnięciem jego prezydentury jest afera rozporkowa z czynnym udziałem panny wszetecznej polskiego pochodzenia, Monicy Lewinsky. I to byłby w zasadzie najważniejszy, bodaj jedyny polski akcent kadencji Clintona w Białym Domu.
Pan Clinton, zapewne z nut napisanych i dostarczonych mu nie tylko przez amerykańskie środowiska handlowego usposobienia, sądząc po doskonale znanym mu refrenie hymnu ZSZ, postanowił publicznie zdąć rzewnie pieśń o niewłaściwych wyborach polskiego społeczeństwa i o będących ich konsekwencją następstwach. Poprzestając niestety na refrenie popełnił jednak duży nietakt wobec bitnych bojowników o to, "żeby były tak, jak było" przez pominięcie zasadniczej kwestii - ciemiężonego Trybunału Konstytucyjnego, uwierającej kolcem w bucie nie tylko wspomniane wyżej gremia. Ale także Człowieka z Płaszczem na Głowie, o.m.c. profesora Stępnia, profesora Zolla, Jadwigę Staniszkis nie mówiąc o całym zastępie "lidrów opozycji" na Wisłą, a także muzykantów, magistrów udawania, piłkarzy, kajakarzy oraz nieliczne lecz hałaśliwe grono pomylonych blogerów Salonu24.
Światowa opinia publiczna gotowa sobie jeszcze pomyśleć, że zbrodnia PiS dokonana na zdrowej tkance TK, skoro nie wybrzmiała, jest mało istotna dla pokoju na świecie, dla dalszego, dynamicznego rozwoju demokracj, poszerzania obszaru umiłowanej wolności i sprawiedliwości, umocnienia unijnego solidaryzmu, albo - co gorsze - że kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego w Polsce został przedwczoraj ostatecznie zażegnany w wyniku osiągniętego kompromisu i w zasadzie zgasł olimpijski znicz nad lewackimi igrzyskami.
To nie może się podobać na pewno co najmniej jednej gazecie i jednej stacji telewizyjnej. Na gwałt potrzebny jest jeszcze jeden, poszerzony o kwestię TK występ Clintona z saksofonem! Dla wzmocnienia efektu może nawet z Hillary w duecie, grającej na cymbałach?
Inne tematy w dziale Polityka