Zgodnie z oczekiwaniami, referendum zainicjowane przez urzędującego prezydenta, a jednocześnie kandydata na urząd prezydencki, Komorowskiego, będące ostatnią próbą dramatycznego chwytania się strzępów władzy jednynie słusznego, obywatelskiego kandydata obywatelskiej partii Platforma Obywatelska po przegranej przez niego pierwszej turze wyborów, zakończyło się bezprecedensową, widowiskową klapą.
Jaki prezydent - taka kampania. Jaki jej początek - taki i koniec. Przypomnijmy sobie zatem inaugurującą kampanię wyborczą Komorowskiego konwencję Platformy Obywatelskiej. Już tylko to niczego dobrego nie wróżyło kandydatowi Partii Miłości szczęśliwego zakończenia. Kilka wyświechtanych sloganów typu: "ho, ho, ho... hen, hen, daleko ... mamy tu w Polsce złoty okres, a kto tego nie widzi jst ślepy", odczytanych z mozołem z kartki, kilka zawieszeń głosu znamionujących intensywne myślenie człowieka o ambicjach intelektualisty oraz wyuczony zestaw poważnych min z katalogu koronowanych głów i to... wszystko. Na szczęście, bo byliby zgromadzeni na sali i przed telewizorami nienachalnie inteligentni wyborcy orędownika zgody, dobrości i pojednania posnęli na stojąco, refleksem popisała się skromna kobiecina z Szydłowca, podejmując się trudu tłumaczenia w całości z prezydenckiego na polski programu wyborczego złotoustego jedynie słusznego, przypadkiem tożsamego z programem partii na czele której ona stoi: "PiS + Kaczyński = plagi egipskie, brak konta w banku, prawa jazdy i rozwiązana sznurówka w prawym bucie".
Później, gdy już pan kandydat uruchomił własny potencjał intelektualny, zwłaszcza porażający podczas bezpośrednich spotkań z rozentuzjazmowaną ciżbą zgonionych na tę okoliczność przez miejscowy aktyw partyjny PO dzieci ze szkół i przedszkoli, wraz z opiekunami szkolnymi, było już tylko gorzej. Słyszeliśmy więc o starciu czeladnika z mistrzem, o łączeniu społeczeństwa przez podział na tych radykalnych panów od kur, awanturników, wynajętych krzykaczy sił antydemokratycznych, których trzeba zepchnąć na margines i tych miłych sercu Komorowskiego racjonalnych. Zasługą kandydata PO jest i to, że okazał się być prekursorem groteski w polityce, wysyłając po jarmarkach całej Polski autokary oklejone dyktą z własnym, dostojnym wizerunkiem. Także za swoiste novum w polityce czołowych postaci państwa będącego w stadium dwudziestopięciolecia "demokracji i odzyskanej wolności", uznać należy seryjne, brawurowe wyczyny nieciekawej konduity paziów, karłów oraz zdefktowanych trefnisiów pałacowych i przypałacowych, posługujących się mówieniem do pleców, powszechną, ordynarną medialną manipulacją, czy wręcz brutalną prowokacją, mającą na celu dyskredytację kontrkandydata.
W tych okolicznościach, dzisiejszy, żałosny finał kampani wyborczej pana Komorowskiego - wynik referendum przez niego zarządzonego z frekwencją poniżej 10%, należy uznać za umiarkowany, bo umiarkowany, a jednkak sukces pretendenta do prezydenckiego stolca oraz jego licznego środowiska, albowiem po ośmioletnich wyczynach rządzącej partii z której się on wywodzi i jego aktywnym pięcioletnim asystowaniu rządzącej koalicji w demolowaniu państwa, zwłaszcza, że bez jego udziału, powinien oscylować w okolicy jednego procenta.
Inne tematy w dziale Polityka