Luty to nie jest dobry miesiąc dla eleganckich ludzi z lepszego towarzystwa. Dopiero co SA w Warszawie prawomocnym postanowieniem nadał tytuł PODEJRZANEGO wysportowanemu mecenasowi Romę ( "Hop! hop!") po odzyskaniu przez niego przytomności podobno na stałe, a dzisiaj, z holenderskich i amerykańskich źródeł, jak grom z jasnego nieba gruchnęła hiobowa wieść dotycząca czołowej postaci plemienia magistra Donalda Franciszka, Oxfordczyka z Chobielina. Wprawdzie bogaty pan S. podejrzanym formalnie nie jest, ale przy takim zainteresowaniu światowych mediów oraz dużej części EP nie jest wykluczone, że będzie. Jak by tego było mało, kolejny elegant ortodoksyjnie przestrzegający prawa z racji wykształcenia i piastowanych stanowisk, pan mąż pani żony co to zniczy przed sądem nie paliła, ale jej ktoś znicz do ręki włożył, a "sędziowska toga to taki fartuszek", jest w przeddzień postępowania dyscyplinarnego, które także nie musi się zakończyć jego sukcesem. Ruch w interesie (w Fabrykach Sprawiedliwości) jak na Marszałkowskiej. Nie jesteśmy nawet w połowie lutego i z trwogą oczekujemy jego końca.
Gdyby jeszcze dodać to co mówią złe pisoskie języki, a mianowicie, że pan sędzia sprawiedliwy sądu w Szczecinie znalazł wreszcie wolną chwilkę i wraz z przylotem pierwszej jaskółki ma wznowić postępowanie w sprawie senatora RP, stojącego pod siedmioma zarzutami, w tym pięcioma korupcyjnymi. Spoglądajmy zatem w niebo oczekując przylotu ptaka i sprawiedliwego werdyktu niezawisłego, apolitycznego, niezależnego sądu w Szczecinie.
Inne tematy w dziale Polityka