PaniDubito PaniDubito
947
BLOG

Tekst niepoprawny politycznie - w poszukiwaniu nowej moralności?

PaniDubito PaniDubito Rozmaitości Obserwuj notkę 59

 Zdziwiłam się (choć bo ja wiem?) i obruszyłam, gdy poseł Andrzej Halicki określił osoby zdecydowanie przeciwne przywilejom dla homoseksualistów nazwą homo pisus. Myślę, że podobnie jak ja dotknięci mogli się poczuć (o ile można poczuć się dotkniętym przez posła Halickiego) i inni, którzy nie uzależniają swoich zapatrywań od bieżącej sytuacji na politycznej niwie. Poseł Halicki z pewnością trafi do encyklopedii jako odkrywca nowego, acz wymierającego gatunku i zapisze się w annałach teorii ewolucji.

W mediach zawrzało – egzotyczny jak na dzisiejsze czasy sojusz PO, PiS i PSL  odrzucił wszystkie cztery projekty ustawy o związkach partnerskich. Część mediów lamentuje, a Hanna Lis uważa wręcz, że kilkunastu posłów, którzy przeważyli szalę, „pokazało kilku milionom obywateli, za przeproszeniem, środkowy palec”.

Ciekawa uwaga – zarówno jeśli chodzi o użyte porównanie jak i o „dane liczbowe”. Pani Lis uważa najwyraźniej, że odsetek rodaków pragnących żyć w związkach partnerskich wynosi co najmniej ok. 10 proc. (słowo „kilka” kojarzy mi się z więcej niż 2), choć według szacunków organizacji gejowskiej zajmującej się liczeniem gejów (Towarzystwo Ekonomiczne na rzecz Gejów i Lesbijek) odsetek ten wynosi 6,1 (z pewnością nie są to szacunki zaniżone), a według socjologa Krzysztofa Podemskiego z UAM – ok. 3 proc. Domyślam się, że pani Lis może chodzić jeszcze o żyjących na tzw. kocią łapę, choć dalibóg nie wiem, czemu tak bardzo zależy im na prawie do dziedziczenia – bo skoro „papierek” z USC jest im organicznie wstrętny i odczuwają lęk przed wiązaniem się do grobowej deski, skąd nagle pragnienie pozostawienia majątku tej jednej jedynej (jednemu jedynemu) oraz z podniesioną głową chodzenia pod rękę ze swoją legalną w świetle prawa partnerką, której nie ma się ochoty nazywać żoną?

Moja kiepska wyobraźnia nie musi ogarniać wszystkiego, nie ogarnia więc również konstytucjonalistycznej argumentacji Hanny Lis.

Dla skrytykowania piątkowej decyzji Sejmu pani Lis przywołuje art. 31 Konstytucji:

„Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób”.

Według niej artykuł ten daje podstawy do wprowadzenia ustawy o związkach partnerskich, no bo przecież homoseksualiści nie zagrażają zdaniem pani Lis ochronie środowiska, zdrowiu i moralności.

Co do ochrony środowiska – zgoda, co do zdrowia – to chyba kwestia dyskusyjna, natomiast z moralnością pani Lis zdecydowanie się zapędziła. Albo nie rozumie, czym jest moralność, albo też jest wyznawczynią „nowej moralności europejskiej”, dla której homoseksualizm nie jest obrazą. Ma do tego prawo dzięki swobodom obywatelskim panującym w Polsce, ale takie samo prawo mam ja do wyznawania moralności chrześcijańskiej, a dla moralności chrześcijańskiej homoseksualizm obrazą jest – i temu nie da się nijak zaprzeczyć: cokolwiek by dowodzili członkowie „chrześcijańskich” wspólnot homoseksualnych i skandynawskie biskupki-lesbijki, Biblia jednoznacznie piętnuje homoseksualizm.

Zakładając więc, że homoseksualizm nie obraża niczyjej moralności, Hanna Lis zakłada tym samym, że w Polsce nie ma chrześcijan.

To ciekawe. Czy więc wzorem władz Amsterdamu zamierza postulować wysiedlenie ich poza osiedla ludzkie? Jedno albo drugie, innej możliwości nie widzę.

Hanna Lis, widząc w swojej interpretacji art. 31 Konstytucji szeroko otwarte wrota dla zapewnienia homoseksualistom identycznych przywilejów prawnych jak rodzinie męsko-żeńskiej, dostrzega jednak w naszej ustawie zasadniczej inną istotną przeszkodę, mianowicie art. 18:

„Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod opieką i ochroną Rzeczpospolitej Polskiej”.

Hannie Lis nie podoba się, że polska Konstytucja nie stwarza homoseksualistom możliwości zawarcia „małżeństwa” (czy związku partnerskiego). Uważa ona, że w Polsce „granice wolności wyznaczają nie [...] prawa człowieka, lecz jego płeć”.

Wydaje mi się, że pani Lis trafia kulą w płot, utożsamiając dyskryminację z powodu płci z brakiem możliwości zawierania związków partnerskich. Idąc tropem tej swoistej logiki na analogicznej zasadzie – z powodu niedyskryminowania nikogo – prawo powinno umożliwić związki partnerskie ludzi i zwierząt, a także dorosłych i dzieci, powinno również umożliwiać wielożeństwo i wielomęstwo oraz zalegalizować kazirodztwo – jak równe prawa dla wszystkich ze wszystkimi, to równe prawa dla wszystkich ze wszystkimi! Jednak z jakichś względów prawo tego nie czyni. I z jakichś względów w konstytucji jest mimo wszystko mowa o obronie owej „moralności publicznej”, której znaczenia nawet pani Lis – niezależnie od tego, jak moralność tę pojmuje – wydaje się nie kwestionować. Są więc zawarte w prawie imponderabilia donioślejsze niż political correctness i aktualny klimat polityczny.

W kontekście art. 18 Konstytucji zastanowię się jednak nad tym, czego Hanna Lis – jak przyznaje – nie może zrozumieć: w jaki sposób konstytucyjna legalizacja związków partnerskich mogłaby zagrozić instytucji małżeństwa.

Co się stanie, gdy zrezygnujemy z konstytucyjnej ochrony małżeństwa bądź wprowadzimy analogiczną konstytucyjną ochronę związków partnerskich?

Oczywistą konsekwencją tego będzie umożliwienie parom homoseksualnym adopcji dzieci (bądź rodzenia dzieci z probówki), zmiana modelu rodziny (z K+M na K+K bądź M+M, co awangarda UE już wdraża), indoktrynowanie dzieci od przedszkola o równoprawności obydwu modeli (co np. w Szwecji jest normą) oraz penalizacja poglądów niezgodnych z obowiązującą doktryną (w tym zakaz adopcji dzieci przez małżeństwa chrześcijańskie, które uważają homoseksualizm za grzech – tak dzieje się już w Wielkiej Brytanii, a w dalszej perspektywie logicznie odbieranie rodzonych dzieci nieprawomyślnym rodzicom). Instytucja małżeństwa – uznawana we wszystkich kulturach za świętość – szybko załamie się w majestacie prawa. Będziemy zmierzać szybkim krokiem ku wizji Orwella z 1984 roku.

Demagogia czy własne poglądy?

Z tego względu zwolennicy moralności chrześcijańskiej jak długo będą mieć prawo głosu, tak długo nie zgodzą się na tego typu zmiany w prawie. Dlatego właśnie Jarosław Gowin głosując przeciwko własnej partii musiał postawić nie na żadną „ideologię” – jak twierdzi, co przykro mi zauważyć, poseł Henryk Wujec – lecz na swoje sumienie i wiern0ść własnym przekonaniom. A taka postawa jest znacznie cenniejsza niż partyjna dyscyplina. Cieszyłabym się, gdyby wszyscy posłowie podchodzili do głosowań w ten sposób. Gowin pokazał, że jest odważnym człowiekiem.

Wbrew temu, co powiedziały w Polskim Radiu lewicowe komentatorki prof. Małgorzata Fuszara z UW (orędowniczka odgórnie narzuconych „parytetów płciowych” w polityce i życiu publicznym) i Agata Dąbkowska z Międzynarodowego Programu Polityki Narkotykowej, takie stanowisko nie wynika z „mitów wokół homoseksualizmu” i nie jest żadną demagogią – jest świadomie wyznawanym i przemyślanym poglądem. Przynajmniej w moim przypadku.

A jeśli się nie zgodzimy zmienić poglądów? Co z nami Państwo zrobią? Wysiedlą jak władze Amsterdamu? A może lepiej od razu zacząć tworzyć obozy dla „homofobów”? Oraz odbierać im ich rodzone dzieci i dawać na wychowanie parom homoseksualnym dla poszerzenia horyzontów?

Tak mi się malują konsekwencje proponowanych przez panią Lis zmian w Konstytucji.

Każde państwo tworząc swoje prawo bierze sobie za fundament jakąś moralność.

W cywilizacji Azteków moralne, a nawet szczytne było np. zabijanie tysięcy niewinnych ludzi na ofiarę w okrutny sposób kilka razy do roku. W klasycznej cywilizacji islamskiej moralne jest odbieranie głosu (a nawet wyglądu) kobietom, a także zabijanie innowierców za rzekomą „obrazę islamu” (co praktykuje się w majestacie prawa w niektórych państwach nawet wobec dzieci, a ma to uzasadnienie w Koranie). W nowej moralności europejskiej zabiera się dzieci z domów już w wieku 3 lat (jak we Francji), aby nieomal od pieluch wychowywać sobie posłusznych obywateli zgodnie z obowiązującą linią państwową.

Tak się jednak składa, że duchem prawa cywilizacji europejskiej wciąż pozostaje – choć któż wie, jak długo jeszcze –  judeochrześcijaństwo, czyli moralność oparta na Dekalogu i jego rozwinięciu w Starym i Nowym Testamencie. Obydwie te części Biblii potępiają homoseksualizm jako przeciwny naturze i „obrzydliwość”. Tak wygląda homoseksualizm z perspektywy moralności chrześcijańskiej. Jeśli zrezygnujemy z niej jako fundamentu prawa, będziemy ją musieli zastąpić inną moralnością. Czy lepszą? Historia Europy judeochrześcijańskiej nie była – ze względu na ludzką obłudę i ignorowanie Biblii – pasmem sukcesów, jednak ilekroć próbowano zastępować moralność chrześcijańską jakąś „nową moralnością”, skutkiem były zawsze gigantyczne ludzkie hekatomby. Co XX wiek pokazał ponad wszelką wątpliwość, a sto kilkadziesiąt lat przed nim zademonstrowała rewolucja francuska.

Wbrew temu, co chcieliby nam wmówić co poniektórzy, Polska jest państwem świeckim, a nie wyznaniowym, i żaden światopogląd ani sposób życia nie jest penalizowany...

...dopóki nie zagraża w sposób bezpośredni życiu, zdrowiu czy wolności innych. Nikt więc nie zamyka do więzienia ani nie wlepia grzywny za korzystanie z agencji towarzyskich (choć ścigane jest przymuszanie kogoś do nierządu), bezpieczni w świetle prawa mogą się czuć wiarołomni małżonkowie oraz pary nieformalne, nie istnieje też policja obyczajowa, która polowałaby na homoseksualistów, aby przyłapać ich in flagranti. Nie ma też paragrafów karnych, które pozwalałyby wyciągać za takie czyny jakiekolwiek konsekwencje.

Czy jednak płynie z tego wniosek o konieczności przyznania szczególnej ochrony trybowi życia prostytutek, wiarołomnych małżonków, miłośników Gruppenseksu, par bez ślubu i homoseksualistów? Z jakiego powodu państwo miałoby objąć właśnie ich nadzwyczajnymi przywilejami? Państwo oparte na takim fundamencie moralnym jak nasze wręcz nie może tego zrobić, nie odrzucając tego fundamentu.

Środowiska te nie powinny się dla siebie domagać specjalnych praw. Każdy człowiek – niezależnie od swej „orientacji” – póki nie łamie ustanowionego w Polsce prawa, może korzystać ze wszystkich swobód obywatelskich i z ochrony prawa. Istnieją instytucje takie jak testament czy darowizna, poprzez które można przekazać swój majątek, komukolwiek się zechce. Idąc tokiem rozumowania zaproponowanym przez Hannę Lis, musielibyśmy ustanowić jeszcze prawo ułatwiające przekazywanie majątku na rzecz ukochanego czworonoga, bliskiej sercu organizacji charytatywnej czy religijnej, muzeum (właściciele cennych kolekcji skłóceni z rodziną), wybranej osobie (osoby samotne) etc. A i tak wkrótce odezwaliby się następni „pokrzywdzeni”, których ułatwienia prawne w cedowaniu majątku nie objęły.

Od posła Halickiego nie wymagam intelektualnej błyskotliwości i nie oczekuję, że zrozumie, w obronie czego szermuje. Po premierze mojego państwa spodziewam się jednak, że  nie będzie posługiwał się językiem „braku tolerancji dla homofobii” – bo wypowiadając się w ten sposób okazuje nietolerancję przeciwnikom homoseksualizmu, w tym również mnie, odmawiając nam prawa do naszych poglądów. Znam osobiście homoseksualistów i znam cudzołożników, nieraz przychodziło mi pracować z nimi, a z niektórymi nawet przyjaźnić się. Nie jestem policją moralną, żeby przy każdej okazji wytykać cudze grzechy, tym bardziej, że po pierwsze moje zdanie na ten temat jest im znane, a po drugie moich własnych grzechów mi też nie brakuje.

Nigdy jednak nie uznam za dobre czynienie z jakiegokolwiek grzechu normy prawnej i opiewanie go przed kamerami oraz stanowienie takiego prawa, które ów grzech pomaga szerzyć.

Jeżeli premier Tusk uważa, że posiadając takie poglądy uprawiam mowę nienawiści, pójdę nawet do Strasburga, a jeśli trzeba, to i do więzienia, jednak zdania nie zmienię. Taki jest mój światopogląd i nie widzę żadnych podstaw, aby majstrować przy nim tylko z powodu parad równości, wielkich billboardów na mieście, posła Palikota,  coming out panny Foster i pogróżek premiera.

Posłowi Halickiemu zaś uprzejmie donoszę, że potępienie związków homoseksualnych jako zła moralnego zostało zapisane w Biblii po raz pierwszy przed prawie 3,5 tysiącami lat i jest powtórzone w Nowym Testamencie, było też ono na przestrzeni wieków uwzględniane przez prawa wielu państw i nawet w tak rozwiązłym państwie jak Cesarstwo Rzymskie nikomu nie przyszło do głowy, aby „związki partnerskie” legalizować. Utożsamianie takiego poglądu z PiS-em świadczy o wstydliwej ignorancji posła w dziedzinie historii (w tym również historii prawa i historii religii) i etyki. Nie mówiąc o tym, że poseł obraża tych obywateli, którzy swoje przekonania żywią od dziesiątek lat, zanim jeszcze poseł Halicki miał okazję się urodzić, i nie uzależniają ich od takich czy innych sympatii politycznych i konfiguracji na partyjnym firmamencie. I którzy nie widzą w jego występach powodów do ich zmiany. I którzy wcale nie muszą się zaliczać do elektoratu PiS-u, a być może częściej nawet się do niego nie zaliczają.

Co oznacza tworzenie nowej  moralności?

Tworzenie prawa bez określonego silnego fundamentu moralnego musi oznaczać, że prawo będą stanowić silniejsi wedle tego, co im odpowiada. W następnym kroku zechcą być  może dokonać depenalizacji pedofilii – środowiska pedofilskie są przecież zakorzenione we wpływowych kręgach, a któż powiedział, że w pedofilii jest coś złego? Dlaczego mielibyśmy tak uważać? W imię „walki z obłudą” po legalizacji marihuany nastąpi legalizacja wszystkich narkotyków, a w imię „przejrzystości życia publicznego” legalizacja korupcji.  Ponieważ już w tej chwili odbiera się rodzicom dzieci tylko i wyłącznie z powodu biedy panującej w rodzinie, niedługo pojawią się kolejne uzasadnione powody do rozdzielania rodzin, choćby za nieprawomyślne poglądy rodziców. Być może wprowadzimy również przepis odbierania własności tym, którzy nie użytkują jej zgodnie z jakimiś dyrektywami bądź z czyimiś interesami, np. ziemi małorolnym rolnikom, „zbyt dużych” albo „nienależycie wyremontowanych” domów. Coraz bliżej jesteśmy obowiązkowego żłobka, coraz głośniej też rozważa się sens długiego życia ludzi starszych. Brzmi jak political science fiction? Koncepcje, które jeszcze półwiecze temu były charakterystyczne dla ideologii nazistów i dla szaleńczych planów pomysłodawców eugeniki, dziś rozprzestrzeniły się po tzw. cywilizowanym Zachodzie i są rozważane otwarcie przez przedstawicieli rządów i pierwszoligowych polityków!

Powiedzmy sobie szczerze – jest to rzeczywiście bitwa ideologiczna.

Starcie dwóch moralności, które w wielu punktach są po prostu nie do pogodzenia. Dlatego próba naruszenia status quo, podjęta przez obrońców homoseksualizmu, zawsze skończy się polityczną burzą, a z braku argumentów miotaniem obelżywych neologizmów.

 

 

http://www.polskieradio.pl/7/1691/Artykul/769622,Halicki-o-homofobii-to-gatunek-homo-pisus

http://hannalis.natemat.pl/21223,o-zwiazkach-partnerskich-poslowie-pokazali-kilku-milionom-polakow-srodkowy-palec

http://www.polgej.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2682&Itemid=4

http://www.fakt.pl/Szokujaca-decyzja-wladz-Amsterdamu-Przeciwnicy-gejow-beda-wysiedlani-z-mieszkan-do-kontenerowych-gett,artykuly,196467,1.html

http://www.presseurop.eu/pl/content/news-brief/10901-kiedy-biskup-jest-lesbijka

PS. A tutaj można podpisać podziękowania dla posłów, którzy głosowali przeciwko:

http://www.mamaitata.org.pl/index.php?option=com_petitions&view=petition&id=55

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj59 Obserwuj notkę
PaniDubito
O mnie PaniDubito

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (59)

Inne tematy w dziale Rozmaitości