Siedzę ja sobie wczoraj i spokojnie, na wolnym ogniu smażę sobie notkę o harcach posła Suskiego et consortes, gdy wtem...
Jak mi coś nagle kabla od myszy w szparę między blatami stołu nie wciągnie! I jak mi się przez to nieopatrznie w Start na S24 nie kliknie!
O żesz, przeklęta ty godzino!
*
Yyyyyyyyyyyy!
Same Kaczory!
Gdzie nie spojrzeć, Kaczor!
Oczy przecieram! Ki czort?
Walę w monitor. Dalej to samo.
Kaczor. Kaczor. Na sufit patrzę, a tam napis „Kaczor” widzę. Szufladę otwieram – hyyyc! Kaczor wyskakuje!
Źle ze mną – myślę. Zanadto przeżywam tę wirtualną rzeczywistość.
Nakładam na głowę zimny kompres, zamykam szufladę, przestaję gapić się w sufit, lecz zakaczorowany ekran wciąż przykuwa wzrok.
Zaglądam do jednej, drugiej, trzeciej notki. Do czwartej, piątej, szóstej. Znowu oczy przecieram. Odświeżam ekran. Resetuję komputer.
Na próżno. To nie gorączka. To jakaś zorganizowana akcja Anty-Kaczor się zaczęła, a ja jako to dziecię we mgle jak zwykle o niczym nie mam pojęcia. Czasem trafi się wprawdzie notka jakiegoś oszołoma, który bierze Kaczora w obronę, ale to, co się dzieje w komentarzach pod taką notką, i tak niweczy wszelkie jej pierwotne zamysły.
Kaczor obrywa od wszystkich. I z prawa, i z lewa, i ze środka. I z góry, i z dołu. I z buta, i bykiem, i z mańki. Pieczołowicie rozbierają na czynniki pierwsze każdy element dobranej z naukową precyzją próbki jego zdań, słów i sylab. I w stylu kabaretowym, i w stylu mowy nienawiści, a wielkim powodzeniem wśród publicystów cieszy się jakże barwny naturalistyczny język turpistyczny z elementami koprolalii. W to wszystko wkracza jeszcze kryształowej uczciwości sam pan Frasyniuk i wielkodusznie oznajmia, że wcale się nie obrazi, jeśli ów Antybohater lojalkę podpisał. Gwałtu, rety! Pan Frasyniuk wystąpił, znaczy – rzecz poważna!
Oczu już nie przecieram, bo nawet nimi nie mrugam, tak bez reszty mnie wciągnęła rzeczywistość na ekranie. Czegóż tam nie czytam! Nawet poezja bywa inspiracją co bardziej wysublimowanych uczestników tej debaty społecznej, choć zdecydowanie najczęściej piszący sięgają do Freuda.
I jakaż głębia tych analiz! A to matkę się przywołuje, a to ojca, a to brata, a to lata dziecięce, ze szczególną zaś uwagą badacze pochylają się nad kwestią id, a odkąd niejaki pan Piętak po latach milczenia i wewnętrznych katusz odważnie postanowił wyjawić całą prawdę, niczego nie ukrywając, największe zainteresowanie budzi niezwykle złożony kompleks winy Antybohatera, którego interpretacji tyle, ilu analityków, co przecież jest zresztą jakże charakterystyczne dla całej szlachetnej dziedziny psychologii i psychoanalizy.
Przez pierwszą godzinę lektury tych pasjonujących wpisów nie mogę wyjść ze zdziwienia. Noż przecie to klasyczny przypadek mowy nienawiści (wyjąwszy rzecz jasna obiektywne historycznie enuncjacje pana Frasyniuka). Przecież Antykomor za znacznie błahsze żarty o mało za kratki trafił, czego się z całą stanowczością prokurator domagał.
Walę się w czoło. No jakże, przecie Antykomor względem prezydenta mowę nienawiści uprawiał. To wobec głowy państwa nie wolno oraz tych, którzy są jej drodzy. To o to chodzi w tej całej mowie nienawiści. Więc wy wszyscy labiedzący i lamentujący, wyluzujcie wreszcie. Spoko. Można pisać, co się chce, byle jak w Anglii królowej nie obrażać. Jasne jak słońce i ze wszech miar zrozumiałe.
No dobrze, ale przyczyny akcji Antykaczor pozostają wciąż dla mnie niejasne. Robota zarobkowa w lesie, a tu notka antysuska wciąż rozgrzebana leży. Bo niby jak tu się skupić na punktowaniu posłów PiS, kiedy w tym samym czasie ich szefa obsmarowują? Co jak co, ale koniunkturalizm zawsze był mi obcy, w PRL-u nawet mundurka w szkole nie nosiłam, choć obowiązek był. Nie dołączę do tłumu. Trzeba będzie temat odpuścić.
*
I trwałam tak tragicznie rozdarta między poczuciem obywatelskiego obowiązku a niechęcią do skakania na pochyłe drzewo, gdy wtem...
Eureka!
Moim oczom ukazał się obraz jasny jak słońce. Aż mi dech zaparło.
No przecież! To o to tutaj chodzi!
O Wunderwaffe pijarowców Kaczyńskiego (chapeau bas! Jak im się udało kryształowego Frasyniuka zwerbować?!), obliczoną na przekonanie takich jak ja, wyborczo na razie niezdecydowanych, a gustujących w przedwojennej elegancji dyskursu politycznego. Oblać Kaczora szczodrze kubłami pomyj, a pięknoduchy raz dwa na niego zagłosują, choćby i z przekory.
Otóż, moi państwo, nie ze mną te numery! Na wylot widzę teraz wasz perfidny plan!
I wiecie co?
Do wyborów jeszcze daleko i oczekiwany efekt, jaki udało się wam teraz osiągnąć, może się i tak nie utrzymać. Będziecie musieli akcję jeszcze raz powtórzyć, a najlepiej niech operacja Antykaczor trwa non stop.
Inne tematy w dziale Polityka